Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > I liga kobiet > Dawid Michor: Sport jest ukojeniem na wszystkie smutki [wywiad]

Dawid Michor: Sport jest ukojeniem na wszystkie smutki [wywiad]

fot. Urząd Miasta Bartoszyce

– Jeśli ktoś myśli, że jestem tylko wiecznie uśmiechniętym człowiekiem, a moje zawodniczki tylko i wyłącznie cieszą się i również są wiecznie uśmiechnięte, to tak nie jest. Gdyby ta praca nie była okraszona ilością łez, złości i negatywnych emocji, to nie powinienem przyjmować za nią pieniędzy, bo byłaby to sama przyjemność. Trudnością i wyzwaniem tej pracy nie są sukcesy, tylko porażki i wszystkie trudne momenty. To jest coś, z czym trzeba sobie poradzić i trzeba się zmierzyć – powiedział w rozmowie ze Strefą Siatkówki Dawid Michor, trener GKS-u Wieżycy 2011 Politechniki Gdańskiej Stężyca.

siatkarskie początki

Krzysztof Sarna, Strefa Siatkówki: Jak zaczęła się pańska przygoda z siatkówką?

Dawid Michor: – Zaczęła się niespodziewanie. Przez przypadek mój pierwszy trener Zdzisław Gogol zobaczył mnie na zawodach szkolnych w przestrzeni hali sportowej. Nie grałem wtedy, nawet nie odbijałem wcześniej piłki. Trener zauważył wysokiego, długiego chudzielca i zaprosił mnie na treningi. Początek był dość nietypowy. 

Dlaczego jest pan trenerem akurat żeńskiej siatkówki? Czy to wynika z pasji do akurat tej sekcji, czy może były ku temu inne powody?

Można powiedzieć, że z sympatii, ponieważ pierwszą pracę rozpocząłem w rodzinnym klubie mojej żony, Sparcie Warszawa. Tam stawiałem swoje pierwsze kroki i muszę rzec, że również przypadkowo. Moja żona grała w Mysłowicach, ja z kolei grałem w Bielsku-Białej. Podjęliśmy taką decyzję, że zakładamy rodzinę. Przeprowadziliśmy się do Warszawy. Pracę, którą podjąłem, połączyłem z pracą w Sparcie Warszawa. Przypadkowo po jednym, drugim, trzecim roku podjąłem decyzję, że to będzie już jedyna rzecz, którą się będę zajmował. 

Skąd w panu tyle energii, pasji i zapału?

– Nie wiem, trzeba się lekarzy zapytać (śmiech). Żona twierdzi, że to jest jakieś spektrum, jakaś przypadłość. Natomiast nie chodzę do lekarzy, więc nie mogę powiedzieć. Oczywiście to jest żart. Ta energia wynika chyba z temperamentu, tak w uproszczeniu można powiedzieć. Wyznaję zasadę, że albo na sto procent, na maksa albo wcale. 

Czy zawodniczki czasami nie spoglądają na pana jak na zwariowanego, szalonego?

– Myślę, że na pewno często, jak nie zawsze. Na szczęście zawodniczki nadal chcą ze mną pracować, więc nie jest to chyba tak ważna kwestia i mimo tego, można chcieć ze mną działać. 

WSPÓŁPRACA Z SIATKARKAMI WSPÓŁCZESNEJ REPREZENTACJI

Współpracował pan z wieloma młodymi wówczas zawodniczkami, które dziś są gwiazdami reprezentacji Polski. Przykładami mogą być chociażby Monika Fedusio, Zuzanna Górecka czy Magdalena Stysiak, a wymienić można jeszcze więcej. Jak się pan czuje, z tym że stał na początku ich karier, a już za niedługo będzie pan oglądał je występujące na igrzyskach olimpijskich?

– To też nie do końca jest tak, że stałem na początku ich karier. Miałem taką niebywałą przyjemność współpracować z Fedi i z Magdą będąc asystentem w reprezentacji, natomiast z Zuzą pracowałem w klubie. 

Jest to niesamowite uczucie. Cieszę się bardzo, że polska siatkówka żeńska zrobiła tak wielki krok do przodu i zagramy na igrzyskach olimpijskich. Będę kibicował nie tylko tym dziewczynom, z którymi miałem przyjemność pracować, ale też całej reprezentacji, żeby osiągnęła jak najlepszy rezultat. Niech to będzie początek złotej ery polskiej żeńskiej siatkówki.

Tych zawodniczek jest jednak o wiele więcej, czego kolejnym przykładem jest Ewelina Wilińska. Ostatnio dzielił się pan w mediach społecznościowych faktem, że ogląda jej mecz w Grot Budowlanych Łódź. Pańska praca przynosi efekty.

– Jestem w pełni usatysfakcjonowanym ze swojej pracy trenerem. Może nie spełnionym, bo to dopiero początek mojej przygody trenerskiej. Praca daje mi olbrzymią satysfakcję. Każdy sukces moich podopiecznych, nie tylko te sportowe, ale również prywatne dają mi ogrom radości. 

Co można nazwać takim sukcesem prywatnym?

– Na przykład to, że moja zawodniczka, z którą miałem przyjemność pracować, dziś projektuje modę w Stanach Zjednoczonych. Jest to coś niesamowitego. Nie spodziewałem się, że ma taki talent, a ona go rozwinęła. Jestem dumny z tego powodu. Dziewczyny zakładają rodziny, kończą studia, chwalą się tymi sukcesami. Jestem dumny również z takich powodów. 

Z pana klubu ostatnio sześć zawodniczek występowało w turnieju EEVZA U20 (mistrzostwa Europy Środkowo-Wschodniej). Wygrały one wszystkie pięć spotkań i awansowały do mistrzostw Europy. Czy pan czasami nie czuje się trenerem reprezentacji Polski, mimo że nie widnieje jako takowy na kartach?

– Absolutnie nie czuje się trenerem reprezentacji Polski. Tam znajdują się trenerzy, którzy świetnie wykonują swoją pracę. Nie mogę im odbierać zasług, bo zebranie dziewczyn z różnych ośrodków, różnych klubów, posiadanie tak krótkiego okresu przygotowań i realizacja celów sportowych jest wielkim wyzwaniem. Zdaję sobie sprawę, że są pod wielką presją i oceną całego środowiska. 

Nie miałem tego zaszczytu prowadzić jako pierwszy trener reprezentacji. Miałem okazję współpracować z reprezentacjami. Jestem trenerem klubowym i jest to niemała satysfakcja widzieć swoich podopiecznych z polską flagą na koszulce i reprezentujących kraj. Cieszę się i jestem niezmiernie dumny, jeśli odnoszą sukcesy, zwyciężają na takich turniejach i spełniają swoje reprezentacyjne marzenia. 

Pod pańskimi publikacjami można znaleźć komentarze widzów, w stylu, że powinien pan zostać trenerem reprezentacji. Jak pan na nie reaguje?

– Na pewno jest to bardzo miłe. Szkoda, że komentarze nie decydują o wyborze (śmiech). Jest mi na pewno miło, ale nie ma to dla mnie większego znaczenia. Każdy dzień sprawia mi satysfakcję. Uważam, że to, co robię, ma ręce i nogi, więc jestem szczęśliwy. Jeśli kiedykolwiek przyjdzie mi reprezentować kraj, to postaram się nie zawieść i zrobię co w mojej mocy, żeby praca w reprezentacji sprawiała mi satysfakcję. Natomiast dzisiaj? Miło, ale nie ma o czym rozmawiać.

Jest to swego rodzaju skryte marzenie?

– Myślę, że każdego trenera. Każdy by chciał poprowadzić reprezentację i zdobyć takie zaufanie oraz mieć szansę zdobycia tak cennego doświadczenia. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość, może kiedyś. 

Powiedział pan, że jest na początku ścieżki trenerskiej. Aktualnie jest pan związany z seniorską siatkówką. Czy widzi się pan na seniorskim szczeblu?

– Ja chciałbym być jeszcze czterdzieści lat na początku, bo to by znaczyło, że jeszcze mam dużo sił na pracę jako trener w siatkówce. Pewnie, że widzę się w seniorskiej siatkówce. To jest na pewno jakieś doświadczenie, które prędzej czy później podejmę. To nie jest też tak, że czekam na to, czy zastanawiam się, w jaki sposób to zrobić. Staram się być najlepszy tu, gdzie jestem, robiąc to, co robię, bo wierzę, że to jest najważniejsze. 

Nawet nie chcę tracić czasu na to, żeby zastanawiać się, jakie wyzwania przyjdzie mi podejmować. Nie wiedziałem, że będę pracował jako trener, nie spodziewałem się tego. Nie spodziewałem się także, że będzie to praca z kobietami, a także tego, że po udanym sezonie w Sparcie Warszawa zmienię klub i będą czekały mnie jeszcze większe wyzwania i doświadczenia w Legionowie. Na końcu, po pracy w Legionowie nie spodziewałem się też tego, że będę pracował w seniorskim klubie Wiśle Warszawa i następnie trafię do takiego miejsca jak Stężyca i spędzę tam dotychczasowe pięć lat. 

Jak pana ukształtowała ta droga? 

– Tak naprawdę to moje zawodniczki mogłyby się wypowiedzieć w tej kwestii. Na pewno zmieniałem się na przestrzeni tych wszystkich lat. Tak, jak zmieniałem kluby, tak zmieniało się moje podejście. Myślę, że to też jest bardzo ważne, by każdego roku szukać okazji do tego, żeby się rozwijać. To, co sobie zakładałem czy planowałem, a także to, jak widziałem siebie i swoją pracę na początku, a to, jak to wygląda teraz to zupełnie dwa inne światy. Jestem przekonany o tym, że będzie to się cały czas zmieniało i ewoluowało. 

Czy otrzymał pan propozycję z seniorskiej siatkówki?

– Nie na tyle poważne, żeby móc zrezygnować z tak fantastycznej pracy, jak w Stężycy.

PRACA Z MŁODZIEŻĄ

Jak współpracuje się panu z młodymi zawodniczkami? Czy dają z siebie wszystko na treningach? 

– To pasmo niekończących się sukcesów. Jest to swego rodzaju dyskusja, którą toczymy również u siebie w zespole. Często zdarza się, że trener, zwracając młodemu zawodnikowi uwagę słyszy w odpowiedzi: “Ale ja się starałam”. Nie wyobrażam sobie, żeby się nie starać. Ciężko mi znaleźć kogoś, kto się nie stara. Wszyscy się staramy. Natomiast czasami wydaje nam się, że ten wysiłek, który włożyliśmy, już jest wystarczającym staraniem. Moja rola z kolei jest taka, żeby szukać postępów w każdej przestrzeni, w każdej dziedzinie. Chyba to jest najważniejsze.

Mógłby się pan określić mianem trenera, który wyciska wszystko ze swoich zawodniczek?

– Kiedyś wyciskałem wszystko łącznie z radością z grania. Na początku tak było. Natomiast obecnie staram się coraz mądrzej i skuteczniej pracować. Niekoniecznie wyciskać wszystko. Jakby się zagłębić w to zdanie, to chyba współcześnie nie chodzi już o to, żeby wycisnąć wszystko ze sportowca. Dzisiaj chodzi o to, żeby ten sportowiec cały czas robił postęp, choćby małym krokiem zmierzał ku realizacji swoich marzeń. To jest najważniejsze.

Kiedyś było tak, że pracowało się do upadku i wycieńczenia. Sam dobrze pamiętam takie czasy. Dziś jednak trzeba szukać balansu i rozwoju. Aktualnie często narzekamy na obniżony poziom rozgrywek, sam czasami mówię w ten sposób. Niemniej uważam, że świadomość i umiejętności indywidualne młodzieży w wielu przypadkach są na bardzo wysokim poziomie. To też zmienia sposób naszej pracy. Staram się nie być wyciskaczem, a osobą, która pomaga ukierunkować młodego sportowca na drogę na szczyt.

Powiedział pan o mądrzejszej pracy. Co można przez to rozumieć?

– Raczej szukam skutecznych rozwiązań. Staram się najlepsze indywidualne metody do rozwoju każdego zawodnika. Nie wsadzam wszystkich do jednego worka, bo wszyscy się różnimy. Nie zawsze tak było, moje podejście również. Myślę, że metodyka nauczania we wszystkich dyscyplinach była taka, że wszyscy mieli dokładnie ćwiczyć i pracować w ten sam sposób, chociaż różnimy się diametralnie. Każdy z nas indywidualnie. 

Jaka jest aktualnie mentalność młodych zawodniczek? Czy jest roszczeniowość? Jak kwestia mentalna zmieniała się na przestrzeni lat?

– Zawsze na każdym etapie bądź jakimś wycinku pojawi się roszczeniowość. Od wieków pojawiają się sytuacje, które od wieków towarzyszyły tym wszystkim przestrzeniom, w których jest ambicja.

Uważam, że dzisiaj największym problemem jest nadambicja, a także to, że trudno jest czasami zatrzymać tego młodego sportowca i powiedzieć mu:” Słuchaj, nie musisz być idealnie. To nie chodzi o to, żeby za każdym razem być na sto procent skutecznym. Ty masz prawo mieć słabszy dzień i musisz rozumieć, jak wygląda gra, na co pozwalasz przeciwnikowi, a na co nie pozwalasz. Nie upilnujesz wszystkiego i nie zablokujesz każdego ataku oraz nie obronisz każdej piłki”. 

Trzeba zdawać sobie sprawę z szukania balansu i równowagi pomiędzy odpoczynkiem, regeneracją a wysiłkiem i wyzwaniami, jakie się podejmuje. To jest bardzo ważne. Jestem zdanie, że współcześnie jesteśmy w stanie, powinniśmy i jeszcze bardziej musimy jeszcze lepiej precyzować cele po to, żeby ten młody sportowiec mógł rozwijać się w zdrowiu. 

W jednym ze swoich TikToków powiedział pan, że mowa ciała ma pokazywać chęci i że nie wszystkie zawodniczki wykazywały pewność. Powiedział pan, że trener sam ma związane ręce. Co wówczas robić?

– Wtedy, kiedy mowa ciała jest niewłaściwa, kiedy pokazujemy wszem wobec, że nam nie wychodzi, jesteśmy smutni czy patrzysz na zespół, nie patrząc na wynik i widzisz, że nie gra dobrze, wówczas jest to zła postawa. To postawa, która nie daje ci szansy. 

Mówi się, że w boksie, dopóki otrzymujesz ciosy, to znaczy, że walka jeszcze trwa i masz szansę zadać ten jeden cios. W siatkówce trochę też tak jest. Wiem, że odwrócić tak wielką przewagę jest wręcz cudem, ale cuda się w jakiś sposób zdarzają. Trzeba o to walczyć. Każda piłka jest na wagę złota. Być może dzisiaj twoja mowa ciała i zaangażowanie do końca meczu sprawi, że w kolejnym starciu coś pójdzie ci lepiej. 

Gdybyśmy mieli dzisiaj patrzeć na idoli, których uważam, że słusznie powinniśmy stawiać na piedestale, czyli naszą męską reprezentację oraz chłopaków z ZAKSY trzeba na nich spojrzeć i powiedzieć tylko jedno:”To są goście, którzy w ogóle nigdy się nie poddają. Ich spokój jest niesamowity. Patrzysz na nich i czujesz respekt przed ich grą. Gdybym się spotkał z nimi po drugiej stronie siatki, myślę, że trudno byłoby spojrzeć im w oczy, a nie wierzę, że nie mają gorszych i słabszych dni, słabości. Mimo to grają jak tytani.

@trenujzmichorem Dzisiejszy mecz przegraliśmy ale nie zwieszamy głów i jutrk walczymy w Nowym Dworze Mazowieckim o zwycięstwo ✊🏻 #siatkówka #siatkarki #siatkarze #siatkary #trening #sport #viral ♬ dźwięk oryginalny – Dawid Michor

To chyba też naturalne, że młode zawodniczki mają wiele tej niepewności?

– Nie tylko młode zawodniczki. Myślę, że my wszyscy się tego uczymy, ja również. Podczas meczu usłyszałem fajny komplement od sędziego: “Pan chyba nie ma układu nerwowego”. To tak nie jest. W środku się gotuję, cały dzień przeżywam. W trakcie meczu także mam wątpliwości. 

Wiele nacji ma pewnie tendencję do narzekania. Ja też tak mam. Moja żona często mi powtarza i mówi: “Słuchaj, ty już na starcie przegrałeś?”. Jak ona mi coś takiego powie, to wiem, że wychodząc z domu, całym sobą muszę pokazać postawę zwycięzcy. Kogoś, kto widzi szansę, bo to zaraża. 

W trakcie meczu z Płomieniem Sosnowiec, kiedy straciliście dużo punktów z rzędu, zdjął pan bluzę. Czy to nie było oznaką tego zagotowania? 

– W hali w Sosnowcu w ogóle jest gorąco. Jeszcze nie widziałem, żeby na hali było tyle grzejników. Chciałem co drugi zabrać, bo u nas czasami jest  troszeczkę chłodno. Natomiast to zdjęcie bluzy być może jest takim sygnałem, że muszę zrobić coś więcej, wziąć jeszcze bardziej do pracy. Nie mogę po prostu stać. Trzeba zakasać rękawy. Raczej tak to odbieram i chciałbym, żeby tak też było odbierane. 

Czy zawodniczki czują poirytowanie, kiedy nie otrzymują szans gry?

– Pewnie, że tak. To jednak dobrze o nich świadczy, bo to świadczy o ich ambicji. Patologia jest wtedy, kiedy obrażają się i przestają pracować albo nie starają się pracować jeszcze bardziej. To także sytuacja wtedy, kiedy nie przychodzą do trenera i nie próbują poznać swojej sytuacji. 

Może się zdarzyć, że powiem: “Słuchaj, nie mogę dać ci szansy i nie dam ci jej, bo ta dziewczyna w mojej ocenie jest od ciebie lepsza. Jedyne, co możesz zrobić pozytywnego, to wziąć się do pracy. Jeżeli nadal tej szansy nie dostaniesz i nie udowodnisz swoją grą, to być może musisz zmienić klub. Być może musisz poczekać na zmianę trenera. Być może, ale nie czekaj z założonymi rękami, tylko pracuj i rozwijaj siebie”.

To bardzo dobrze, jak zawodnik nie jest zadowolony, ale źle, kiedy sam traci przez to, że nie pracuje i nie stara się rozwinąć.

Czy były takie rozmowy, po których polały się łzy? Może rozmowy smutne, a nawet nieprzyjemne?

– Myślę, że cały czas takie rozmowy są. Nie da się tego uniknąć. Jeśli ktoś myśli, że jestem tylko wiecznie uśmiechniętym człowiekiem, a moje zawodniczki tylko i wyłącznie cieszą się i również są wiecznie uśmiechnięte, to tak nie jest. Gdyby ta praca nie była okraszona ilością łez, złości i negatywnych emocji, to nie powinienem przyjmować za nią pieniędzy, bo byłaby to sama przyjemność. Trudnością i wyzwaniem tej pracy nie są sukcesy, tylko porażki i wszystkie trudne momenty. To jest coś, z czym trzeba sobie poradzić i trzeba się zmierzyć. To jest nieuniknione na każdym poziomie. Zaczynając od małego dziecka, które zaczyna i jest wkurzone na to, że nie wyszło mu pierwsze odbicie bądź nie może przerzucić piłki nad siatką przez zawodnika, który jest wściekły, bo nie przyjął piłki na wagę igrzysk olimpijskich bądź zaatakował w aut. Jesteśmy ludźmi, jesteśmy sportowcami. To jest nieuniknione, nie da się tego odciąć i się tego pozbyć w mojej ocenie. 

Porównał pan też tę pewność, że zawodniczki w przyszłości wybiorą szkołę językową dla swojego dziecka czy ubezpieczyciela wedle tego, który wywrze największe zaufanie. 

– To jest tak, że robimy to, co nam pasuje i to, co lubimy. Jeśli wtedy tak się dzieje, to jesteśmy autentyczni. Do mnie przemawiają takie życiowe normalne argumenty. Poza tym, że jestem trenerem, to jestem też normalnym człowiekiem, ojcem, mężem, kolegą. Tak po prostu jest. Wtedy, kiedy wychodzę z sali, wówczas zaczyna się normalne życie i trzeba sobie radzić z tymi wszystkimi problemami. 

Dzisiaj młody sportowiec jest przytłoczony szkołą, tym, co się dzieje i uważa, że jest tego dużo. Tego jest bardzo dużo, ale później, kiedy nie będzie tej szkoły, to będzie również mnóstwo wyzwań. Takich zwykłych, życiowych, normalnych ludzkich. To będą decyzje, które trzeba będzie podjąć. Życzę każdej z nich, żeby sport czy kariera zawodnicza była tylko krótkim odcinkiem ich życia, a żeby później po tej karierze sportowej toczyło się jeszcze długo ich szczęśliwe życie.

Nie uważa pan, że aktualnie mało jest takich trenerów, którzy używaliby tych przenośni z życia codziennego? 

– Na pewno trzeba w tym znaleźć balans. Ostatnio też czytałem o tym artykuł, że są takie momenty, w których te wszystkie momenty i mowy motywacyjną przynoszą dużą korzyść. Są jednak takie momenty, w których trzeba powiedzieć stricte o siatkówce, taktyce i technice. Zawodnik potrzebuje gotowego rozwiązania, a nie kolejnego dziamolenia o tym, że ma wybrać dobre ubezpieczenie, bo wtedy skończy atak. Kompletnie nie o to chodzi. Daję słowo, że też czasami mówię o założeniach taktycznych (śmiech). Tego jest mnóstwo. 

Wtedy, kiedy kończą się rozwiązania taktyczne i mimo wszystko nie idzie, staram się odwrócić uwagę od tego trudnego momentu. Jeżeli widzisz, że podpowiedź merytoryczna, taktyczna czy techniczna nie przynosi rezultatu, wówczas szukasz kolejnego sposobu. Jestem takiego zdania. Nie wyobrażam sobie się poddać i tego nie powiedzieć. Proszę mi wierzyć, że są to skrajne momenty. W mojej ocenie są to dobre momenty, w których tak powinienem powiedzieć, zachować się czy zareagować. Czasem się to udaje, a czasem nie. To jest normalna rzecz. 

Tak naprawdę zakładamy taktykę i trzymamy się jej, dopóki nic się nie zmieni w trakcie gry. Nie ma często wielu okazji do tego, żeby co akcję zmieniać rozwiązania, które będziemy grali. Na tym też polega sztuka obserwacji i przekazywania tylko tych dobrych podpowiedzi. 

MENTALNY MISTRZ

Czy mógłby się pan określić mentorem i przyjacielem zawodniczek? Na nagraniach w social mediach tak to właśnie wygląda.

– Nie zastanawiam się nad tym, jak to powinno wyglądać. Pokazuje siebie. Jeżeli widzowie tak to odbierają, to zapewne tak jest. Staram się być autentyczny w tym, co robię. To też nie jest tak, że wszystko jest sterowane czy reżyserowane albo ja sobie wymyślam. W jakiś sposób jest to spontaniczne. Oczywiście nie chcę zdradzać wszystkich tajników, bo nie chciałbym wspierać konkurencji (śmiech). Oczywiście śmieję się.

Cieszę się, że coraz więcej osób decyduje się na funkcjonowanie w mediach społecznościowych. Chciałbym, żeby akurat ta dziedzina była coraz bardziej merytoryczna i wartościowa. Nie tylko dla młodzieży, z którą ja pracuję, ale też dla dzieciaków z całego kraju czy dla trenerów. Taki odzew też otrzymuję. Wydaje mi się, że to, co robię, spotyka się z pozytywnym odbiorem. 

Muszę być w jakiś sposób mentorem. Taka jest też rola trenera, żeby być drogowskazem i osobą, która ukierunkowuje. W ostateczności to zawodnik wybiera. Natomiast to jest moja rola. Mogę próbować przekonywać, ale to zawodnik wybierze. Nie ukrywam, że lubię też to, a także sprawić, żeby ktoś się uśmiechnął, zmienił swoje nastawienie, wszedł na wyższy poziom i stał się lepszą wersją siebie. Sprawia mi to olbrzymią satysfakcję. Chyba ze względu na to bawi mnie ta praca.

Czy uważa pan, że dzięki tylu wskazówkom mentalnym i motywacjom zawodniczki szybciej dojrzewają oraz wchodzą na szczyt? Można dostrzec różnicę mentalną pomiędzy młodzieżą, która uczestniczy w jakimkolwiek współzawodnictwie, a osobą, która w tym sporcie nie rywalizuje. 

– Myślę, że w ogóle sport uczy dyscypliny. Dyscyplina jest bardzo ważna. Sport też uczy, kolokwialnie mówiąc porządności, czyli bycia punktualnym, przygotowanym i zorganizowanym. Sport, funkcjonowanie w grupie i realizacja planu w jakiś sposób rozwija. 

Świadomie zdecydowaliśmy się w Stężycy na to, żeby brać udział w rozgrywkach I i II ligi kobiet. Wierzymy w to, że podejmowanie takich wyzwań będzie pomagało tym dziewczynom już teraz mierzyć się z tym poziomem, do którego chcielibyśmy je przygotowywać. Jest to świadomy zabieg. 

Chciałbym, żeby nasza praca wyglądała w ten sposób, że zarówno jeśli chodzi o mentalność, umiejętności i doświadczenie nasze podopieczne będą gotowe wchodzić na najwyższy poziom siatkarski w kraju, Europie i na świecie. 

Jakimi wartościami kieruje się pan w życiu?

– Staram się kierować Bożymi przykazaniami. To jest bardzo ważne. Staram się być dobrym człowiekiem, szczerym, prawdziwym. Dążę do tego, żeby nie bać się powiedzieć przepraszam, kiedy nawalę, nie bać się powiedzieć dziękuję i nie bać się poprosić o pomoc. Kieruje się tym, żeby być prawdziwym, naturalnym i dobrym. 

Czyta pan książki?

– Czytam od dawien dawna. To aż niewiarygodnie, bo niekoniecznie byłem uczniem pilnym, a bardziej zdolnym. Przez przypadek trafiłem na pierwszą, drugą, trzecią, czwartą książkę i świat powieści niesamowicie mi się spodobał. Jak tylko mam czas, to czytam, bo uważam, że jest to coś fantastycznego.

Czytanie pomaga rozwijać wyobraźnie. Czytanie sprawia, że można poczuć się w jakimś miejscu. Czytanie dla mnie jest jak 4D, 5D. Nie wiem, jak to określić. Nie ma chyba nic bardziej rozwijającego niż czytanie. Nie tylko ze względu na wiedzę, którą się zdobywa. Być może ktoś to naukowo kiedyś sprawdził, potwierdził, albo zaprzeczył, ale ja tak odbieram czytanie. Polecam wszystkim młodym sportowcom i w ogóle ludziom czytanie.

Mój ojciec bardzo dużo czytał. Pamiętam, że moja babcia mi zawsze o tym mówiła i to mi imponowało w jakiś sposób. Słyszałem historie, że żył w czasach, kiedy nie było prądu bądź tego prądu nie było tak dużo i czytał przy świeczce, a na następny dzień zaspany leci do szkoły, wraca i znowu czyta. To było niesamowite. Mówiłem sobie: “Kurde, co w tym czytaniu musi być takiego fantastycznego”. No i zacząłem czytać. 

Jest pan praktycznie cały czas uśmiechnięty, przynajmniej tak to wygląda w mediach społecznościowych. Skąd czerpać tyle energii do życia?

– To jest wybór każdego z nas. Można iść przez życie, śmiejąc się albo płacząc. Wybór należy do każdego z nas. Są sytuacje, w których chcemy się śmiać, a nie możemy. To są trudne sytuacje, w których potrzebny jest specjalista. Jestem tego zdania, że ten uśmiech pomaga najnormalniej w świecie. Chcę się uśmiechać, bo tak jest lepiej i łatwiej. To jest dobre rozwiązanie i dobra droga. 

DZIAŁALOŚĆ W MEDIACH SPOŁECZNOŚCIOWYCH

Jak rozpoczęła się przygoda z mediami społecznościowymi? Co było głównym bodźcem do założenia kont i udzielania się?

– Jak wszystko, co ważne i wartościowe w moim życiu – był to czysty przypadek. “A chodź spróbujemy” – to była jakaś rozmowa z moją żoną. I stało się. 

Niejednokrotnie można przeczytać w komentarzach, że daje pan motywację swoimi treściami do pójścia na trening czy jeszcze cięższego i częstszego trenowania. Czy pan sam czuje, że dostarcza tej motywacji?

– Jeżeli tak jest, to bardzo się cieszę, bo to oznacza, że realizuję ważną misję, prowadząc te kanały. Chciałbym też powiedzieć, że jest to dla mnie okazja do wyjścia ze strefy komfortu i jest to sytuacja, w której muszę się zmierzyć z własnymi kompleksami i demonami, dzięki temu też to wrzucam. Muszę weryfikować swoją wiedzę, dlatego też w każdej przestrzeni uważam to za pozytywne. Dopóki też te treści się podobają, to nie mam wątpliwości, że jest to coś, co jest bardzo pozytywne. 

PASJA NUMER DWA

Po przerwie świątecznej wybrał się pan na ryby. Ku mojemu zaskoczeniu nie po to, żeby łowić ryby do jedzenia. Czy zawsze tak jest, że z powrotem wypuszcza pan rybę?

– Zawsze. Generalnie lubię jeść ryby, ale te, które złowię – wypuszczam.

Czy głównym celem pana wędkarstwa jest relaks, odmóżdżenie? 

– Chodzi też o polowanie. To jest coś niesamowitego. Szuka się ryby, nie widzi się jej. Czasami jednak w przypadku pstrągów zdarza się, że się ją widzi. Uwielbiam to robić. Jest to moja druga pasja. Dzięki temu też relaksuje się niesamowicie. Nie mam nic do ryb, więc ich nie zabijam. 

Wędkarstwo dostarcza spokoju, rozmyślania?

– Wiele dobrych pomysłów przyszło wtedy, kiedy byłem na rybach. Myślę, że to dlatego, że człowiek się wtedy relaksuje, jest mniej spięty, dotleniony i wpada czasami na jakieś pomysły: “Muszę to zrobić, muszę to sprawdzić, muszę to zweryfikować”. To jest też takie miejsce, w którym mogę sobie poukładać pewne rzeczy. Skłamałbym, gdybym powiedział, że będąc na rybach, myślę tylko o rybach.  

Polecam każdemu. Jeden idzie biegać, drugi idzie na siłownię, trzeci na siłownię, ktoś czyta albo zbiera znaczki. Ja nie zbieram znaczki, bo gdybym je zbierał, to pewnie nie przyklejałbym ich na kopertę. Łowię ryby i wypuszczam.

Czy znajdzie się jeszcze trzecia pasja?

– Myślę, że tak wielkiej pasji, jak siatkówka i wędkarstwo nie ma. Nie miałbym tak naprawdę czasu na to. Nawet nie szukam. 

sosnowiec

Przegraliście z Płomieniem Sosnowiec. Czy udało się kiedyś panu wygrać w Sosnowcu?

– Jeszcze nie wygrałem w Sosnowcu.

Podczas wieczornego treningu dzień przed spotkaniem powiedział pan za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych, że jest to znakomita hala i że wywodzi się z niej wielu sportowców. Jak się pan tutaj czuje?

– To jest hala, w której legendarny klub Płomienia Sosnowiec odnosił sukcesy. Sam pamiętam tę halę z czasów, kiedy samemu uczęszczałem do SMS-u Spała, a w Sosnowcu była żeńska Szkoła Mistrzostwa Sportowego. Byłem tutaj nawet na studniówce, która organizowana była w stołówce. To była studniówka rocznika 87. Nie skłamałem, mówiąc, że wiele wybitnych siatkarek i wiele legend tutaj trenowało. Wiem o tym. Lubię takie obiekty z duszą i z historią. To widać i czuć.

ŻYCIE PRYWATNE

Skąd pan pochodzi?

– Właściwie trudno jest powiedzieć. Mój okres dorastania to niczym jak w cygańskim taborze. Urodziłem się i swoje pierwsze szkolne lata spędziłem w Choszcznie. Każdy wolny weekend spędzałem w Ińsku. To dwie miejscowości w województwie zachodniopomorskim. Tak naprawdę do szesnastego roku życia przemieszczałem się pomiędzy Choszcznem a Ińskiem. 

Natomiast po szesnastym roku życia to było Świnoujście, Warszawa, Spała, Szczecin, Mława, Bielsko-Biała znowu Warszawa, później Legionowo. 

Pana dom rodzinny jest w Stężycy, ale czy dzieci nie tęsknią?

– Nie tęsknią, bo mają fajną mamę, a ten tata wpada tylko w chwilę. Oczywiście żartuję. Pewnie, że tęsknią. Nie wyobrażam pracować sobie gdzieś bez mojej rodziny. Po prostu nie wyobrażam sobie tego. 

Czy będzie pan ukierunkowywał swoje pociechy w kierunku siatkówki?

– Interesuje mnie, żeby moje dzieci doświadczyły sportu, bo on może dać im w życiu wiele korzyści. Natomiast nie jestem w stanie przewidzieć ich drogi i niech sami sobie ją wybiorą, bo chciałbym, żeby to była ich ścieżka, a także, żeby podejmowali wyzwania, które będą chcieli podejmować z wielkim zaangażowaniem, sercem i pasją. Jeśli to nie będzie sport, a coś, do czego będę ich zmuszał to ani one nie będą szczęśliwe, ani ja nie będę szczęśliwy. 

Chcę im pokazać sport, który nauczy je wielu umiejętności, które być może przydadzą im się w sporcie, a na pewno w życiu. 

Czy ma pan jakieś autorytety?

– Podziwiam wszystkich wybitnych ludzi. Ludzi, którzy nie bali się, byli odważni, podejmowali trudne wyzwania, odwracali losy swojego życia i odwracali najtrudniejsze historie. Podziwiam przede wszystkim ludzi, którzy wykazywali się wielką determinacją i nigdy się nie poddali.

Trudno jest wymienić wszystkich. Nie mam jednej osoby, w którą jestem wpatrzony. Natomiast podziwiam wszystkich ludzi, którzy dążą do swoich marzeń, nie poddają się, a jak jest jeszcze jakaś historia, że cały świat był przeciwko nim, wówczas się wzrusza.

Jest może przykład, który zrobił na panu szczególne wrażenie?

– Nawet przez to, że mamy tak duży dostęp do mediów społecznościowych, każdego dnia poznajemy historię wielkich ludzi. Jeśli mam być szczery, nie jestem w stanie na dziś przytoczyć jednej takiej osoby.

Muszę jednak powiedzieć, że często opowiadam dziewczynom o mojej babci i o ludziach, którzy żyli w czasach, w których naprawdę nie było łatwo. Było mnóstwo powodów do narzekania. Owszem, ci ludzie nie są idealni, bo nie mają w sobie takiej wrażliwości i czułości, są bardzo twardymi ludźmi. Jednak samemu wychowywać siódemkę dzieci, w czasach, w których była komuna, nie było praktycznie niczego, o tylu udogodnieniach już nie mówiąc, jest dla mnie bycie bohaterem. 

Podziwiam wszystkich ludzi, którzy mają niesamowite historie i z niewyobrażalnie trudnych  sytuacji stawali się kimś wyjątkowym.

SIATKÓWKA, WIEŻYCA STĘŻYCA

To wasz trzeci sezon w I lidze. Jak na razie wydaje się, że jest najlepszy, a przynajmniej to odzwierciedla pozycja w tabeli, chociaż trenerzy chyba nie lubią o niej mówić?

– Oczywiście, że trenerzy nie lubią o tym mówić, bo ludzie to później wypominają. Poczekajmy do końca sezonu i wtedy będziemy go oceniać. Jest to trzeci sezon tej drogi, którą podjęliśmy. Tak naprawdę po tym roku będziemy mogli powiedzieć, mając dużo więcej doświadczeń, czy była to dobra droga, czy nie, czy powinniśmy ją zmienić, czy też na niej pozostać. Nie podejmuję w tej chwili jeszcze takiej oceny, staram się podejmować wyzwania każdego dnia. 

Jestem usatysfakcjonowany. Na ten moment jestem dumny z tego, co robimy. Uważam, że to jest dobra droga.

Czy w I lidze kobiet obniżył się poziom?

– Myślę, że każdy sezon był inny. Teraz trzeba sobie zadać pytanie, czy ten poziom się bardziej obniżył, czy też bardziej wyrównał. Wydaje mi się, że poziom się bardziej wyrównał, bo nie doszło do wielkich zmian. 

Nie ma dużego napływu i odpływu zawodniczek, tylko zamieniły się miejscami, a liderzy pozostali ci sami w danych klubach.

Nigdy nie przywiązywałem dużej wagi do tego, czy ten poziom się obniża, czy nie. Uważam, że mamy ciekawy zespół grający ciekawą siatkówkę, więc nieprzypadkowo zdobywaliśmy te punkty. Myślę, że trochę też przewrotnie, przypadkowo je traciliśmy. 

Z czego wynika różnica tego, że PlusLiga jest bardziej wyrównana niż TAURON Liga? W ekstraklasie pań tych drużyn walczących o główne cele zazwyczaj jest 4-5, podczas gdy elita panów jest zdecydowanie bardziej wyrównana.

Myślę, że trzeba popatrzeć na trybuny i zobaczyć, jakim zainteresowaniem cieszy się TAURON Liga. Męska siatkówka zdecydowanie wygrywa. Za tym idą też fundusze. Nie ma co ukrywać, że poziom męskiej siatkówki w wydaniu reprezentacyjnym i klubowym to światowy top. Trudno jest innym federacjom męskim dorównać Polsce i na pewno trudno jest też naszej żeńskiej federacji dorównać tej męskiej. 

Natomiast jeśli chodzi o poziom, należy powiedzieć, że mamy ligę, w której gra wiele przyszłych olimpijek. Mamy ligę, w której reprezentację oglądamy z dumą. Tak więc nie jest chyba tak najgorzej.

Nie chcę się bawić w jakieś szczegóły i detale. Chcę, żeby liga się rozwijała, a jej wartość medialna wzrastała. Chciałbym również, żeby liga cieszyła się jeszcze większą popularnością wśród kibiców i przynosiła więcej emocji. To jest takie moje marzenie. Chciałbym doczekać czasów, w których trybuny podczas meczów rozgrywek ligowych będą pełne, bez względu na to, czy będzie dwanaście, czternaście, osiem czy sześć zespołów. Nie ma to dla mnie znaczenia. Chciałbym, żeby w Polsce ludzie cieszyli się sportem tak jak w Stanach.

A jak cieszą się w Stanach?

– To jest nie do opowiedzenia. To jest niesamowite. Wszyscy. Starzy, młodzi. W każdym miejscu telewizory i wszystkie dyscypliny. Tam wszyscy żyją sportem. To coś niesamowitego.

Jeżeli mówimy, że u nas piłka nożna jest religią, jeśli ktokolwiek kiedyś tak uważał bądź powiedział, czy teraz siatkówka się taką staje, to w Stanach Zjednoczonych sport jest wszechobecny. To nieprawdopodobne. Marzy mi się, żeby u nas tak było.

Chciałbym, żebyśmy nie musieli się już zastanawiać, czy sport jest ważny, potrzebny. Jest niesamowity i może być ukojeniem na wszystkie smutki związane z polityką, gospodarką i wszystkimi innymi rzeczami. Sport może dawać ogromną satysfakcję i podnosić ciśnienie tym, którzy mają za niskie.

Czy to też nie jest trochę tak, że być może Amerykanie mają taką mentalność, że nie przywiązują szczególnej wagi do konkretnej dyscypliny, a po prostu idą na mecze oglądać swoich reprezentantów? 

– Myślę, że to dzieje się w ten sposób, że człowiek się rodzi i nie jest powiedziane, jaki on do końca będzie, jak będzie wyglądało jego życie. 

To wychowanie ma jakieś znaczenie. Jeśli będziemy wychowywać młodzież w duchu lokalnego patriotyzmu czy w sportowym duchu, to jestem pewien, że sport stanie się tak ważny. To od nas zależy.

Nie chciałbym, żebyśmy pogodzili się, że polska mentalność jest narzekająca, smutna i my prędzej pójdziemy na wiec polityczny, niż na sportowe widowisko. 

Co według pana i wedle pańskich obserwacji jest mankamentem polskiej siatkówki?

– Na pewno musimy pracować nad tym, żeby podążać za światowymi trendami albo próbować je wyprzedzać. Dziś pracując z młodzieżą, musimy zastanawiać się, jak siatkówka będzie wyglądać nie na zbliżających igrzyskach olimpijskich, ale już na igrzyskach za osiem czy nawet dwanaście lat. Powinnyśmy wymieniać i dzielić się doświadczeniami, a także wszyscy pracować na to, żeby się rozwijać. 

Zobacz również:
Trener Wieżycy: Mogę znaleźć milion wymówek, ale nie chcę tego robić

źródło: inf. własna

nadesłał:

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2024 Strefa Siatkówki All rights reserved