Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > ligi zagraniczne > Wybrał mocno egzotyczny kierunek. Jan Król: Liga jest robiona z pompą

Wybrał mocno egzotyczny kierunek. Jan Król: Liga jest robiona z pompą

fot. Prime Volleyball League

Wystartował sezon Prime Volleyball League. To trzeci sezon rozgrywek w Indiach. Pierwszym Polakiem, który występuje w tych rozgrywkach jest Jan Król. W rozmowie ze Strefą Siatkówki opowiedział między innymi jak trafił Indii, co wspólnego z rozgrywkami ma gwiazda kina Bollywood i jak prezentuje się poziom siatkówki. – Najtrudniejsze było zaakcpetowanie tego, że jest trochę chaosu. Dużo niedokładności. Chyba największy problem  mam z piłką. Jest zupełnie inna, nie podobna do niczego – powiedział.

 

 

DO INDII PRZEZ LEGENDĘ SIATKÓWKI

Powiedz proszę jak trafiłeś do Indii. To jednak naprawdę bardzo egzotyczny kierunek.

Jan Król: To jest dopiero trzeci sezon tych rozgrywek w takiej formule. Ona co roku trochę się zmienia, W zeszłym roku było 8 drużyn, w tym roku jest 9. Zmienili też zasady. W poprzednim sezonie grało się pięć setów, bez względu na wynik, więc można było wygrać 5:0.

Skąd się tutaj wziąłem? Jeszcze w trakcie finałów Ligi Narodów w Gdańsku rozmawiałem ze znajomym międzynarodowym sędzią. Wspominał, że są takie rozgrywki. Przyznałem mu, że jeśli będzie potrzeba, to niech się odzywają. Sędzia przekazał mój numer do mojego aktualnego agenta, który jest nim jedynie na potrzeby tego turnieju. Jest nim Ivan Milijković, trochę znany gość (śmiech).

Trochę się zdziwiłem, jak do mnie zadzwonił. Zobaczyłem zdjęcie na Whatsappie i mówię: “Fajnie, dzwoni do mnie jeden z moich ulubionych atakujących z lat młodzieńczych”. Stopniowo zaczęliśmy wszystko dogrywać i krok po kroku, jestem teraz tu, gdzie jesteśmy.

 

Liga indyjska wygląda trochę turniejowo. Gracie w jednym miejscu, systemem każdy z każdym. Jak wygląda w waszym przypadku logistyka?

– Jest to trochę rozciągnięte w czasie. Pierwszy mecz odbył się 15 lutego, ostatni zaplanowany jest na 21 marca, kiedy odbędzie się finał. Dziewięć drużyn rozlokowanych jest w trzech hotelach. Po niecałych czterech tygodniach gry w rundzie zasadniczej, cztery zespoły pojadą do domu, a pięć rozegra rundę finałową.

 

Z tego co doczytałam, to do tej rundy finałowej najlepszy zespół wchodzi już z 2 punktami na koncie….

– Śmiejemy się tutaj Atosem Costą, moim brazylijskim kolegą z drużyny, że to jest inny sport, zupełnie inny. Gra się tak samo, boisko jest to samo, siatka jest ta sama, ale te dodatkowe punkty… Do tego puszczanie bardzo wielu podwójnych akcji. Zasady challenge też są inne –  trzeba wziąć challenge i na kartce szybko zaznaczyć, co dokładnie chce się sprawdzić. Nie zawsze ten challange spełnia swoją rolę. Chociażby w naszym pierwszym meczu trener poprosił o sprawdzenie dotknięcia siatki. Sędziowie powiedzieli, że błędu nie było, natomiast potem na kamerach widzieliśmy, że środkowy przeciwnej drużyny wpadł w siatkę idąc do ataku.

 

Wiem, że jest też coś takiego jak “super punkt”.

– Tak, to jest wprowadzone dla urozmaicenia rozgrywek, zrobienia show. Trener prosi o super punkt, sędziowie podnoszą wielką tabliczkę, w hali wyją syreny. Wtedy akcja liczy się za dwa punkty, bez względu na to, która strona zgłosi ten super punkt, wygrany dostaje za taką akcję dwa oczka. Można to zgłosić do 11. punktu w każdym secie.

 

AKLIMATYZACJA

W każdej drużynie może być dwóch obcokrajowców. Staracie się trzymać razem czy udało się wam się już dogadać z graczami z Indii?

– Łapiemy kontakt z każdym po kolei. Wiadomo, że ci obcokrajowcy, którzy tu przyjeżdżają mają trochę inne poczucie siatkówki, inną kulturę siatkówki. Dla przykładu Atos grał w brazylijskiej Superlidze, w Europie, grał we Włoszech. Naszym trenerem jest Serb. Także myśl szkoleniowa również jest bardziej europejska.

Hindusi grają trochę jak nasi mistrzowie świata z 1974 roku. Mały powrót do korzeni. Jest dużo gry z obejścia, jest też sporo chaosu, ale dążymy do tego, żeby to wszystko poukładać.

 

W składzie jednej z drużyn jest też David Kisiel – Amerykanin o polsko brzmiącym nazwisku.,

– Kilka dni po przyjeździe tutaj rozegraliśmy sparing. Właśnie z drużyną Daniela. Chwilę rozmawialiśmy. Mówi trochę po polsku, jego rodzice są z Polski. Powiedział, że rozumie wszystko, ale mówi dość słabo. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, bo jesteśmy w odległych hotelach. Plus natłok tego, co się tutaj dzieje też nie bardzo na to pozwala. Ciężko nawet wyjść, bo przy tych temperaturach jest to obciążające.

 

Jak wygląda poziom waszych treningów?

– Nasz trener, Dejan Vulicevic jest licencjonowany przez FIVB. Wszystko jest poukładane bardzo europejsko. Mamy skauta, więc mamy również statystycznie wszystko zorganizowane. Chociażby przed naszym ostatnim meczem, z gospodarzami turnieju mieliśmy zwykłą odprawę taktyczną. To jest zespół z tego miasta, ale zawodnicy są ściągani z różnych stron Indii, więc jest tylko kilku lokalnych zawodników.

Wracając do treningów, jest klasycznie. Dzień przed meczem rano siłownia, popołudniu około półtora godziny intensywnego treningu. Cały czas się docieramy.

 

Udało mi się obejrzeć kawałek spotkania Prime League i wygląda mi to na wielkie show. Są światła, wybiegacie z tunelu…

– Jest to zrobione z pompą. Widać, że bardzo dużo pieniędzy włożono w marketing. Jest szeroka promocja, na każdym meczu jest widowiskowe oświetlenie, DJ. Za promowanie ligi odpowiedzialny jest jeden z najbardziej popularnych aktorów Bollywood – Hrithik Roshan. Miałem przyjemność obejrzeć jego najnowszy film w kinie i faktycznie jest dobrym aktorem, ładnie śpiewa i tańczy. Generalnie ti superprodukcja. Byłem zaskoczony, bo to taki bollywoodzki Top Gun, a aktor jest wysoko na liście tych najprzystojniejszych. Taki bollywoodzki Top Gun. Jeżeli bierzesz takiego gościa do promowania rozgrywek siatkarskich w Indiach, to trzeba mu odpowiednio zapłacić.

W kwestiach marketingu wszystko jest na wysokim poziomie, od przygotowania boiska do szatni. W szatniach mamy catering, studio masażu, prysznice. Niczego nie brakuje, może oprócz telewizora, żeby można było zobaczyć mecz. Z tym mieliśmy raz problem, bo graliśmy drugie spotkanie i nie znaliśmy wyniku. Odrobinę się wkurzaliśmy, bo nie wiedzieliśmy czy mamy się już rozgrzewać czy zrobić ze sobą coś innego.

 

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Jan Król (@janekjohny_volley)

 

Co było dla ciebie najtrudniejsze w przestawieniu się na grę w Indiach?

– Chyba zaakceptowanie tego, że jest troszeczkę chaosu. Dużo niedokładności. Chyba największy problem  mam z piłką. Jest zupełnie inna, nie podobna do niczego. Jest naprawdę twarda i dziwnie się odbija, ciężko ją podciąć. W przyjęciu jest mało plastyczna, ale wszyscy gramy takimi samymi piłkami. Dla Hindusów najważniejsze jest to, że bardzo łatwo wbija się taką piłką gwoździe. Najważniejszą rzeczą jest właśnie wbicie takiego gwoździa w trzeci metr, żeby piłka odbiła się bardzo wysoko. Do tego bardzo się nadaje.

Jeśli chodzi o sam system gry to kwestia przestawienia się. W naszej drużynie system blok-obrona nie pracuje zbyt dobrze i wystawa sytuacyjnych piłek jest naszą piętą achillesową. To przy tak krótkich setach przełożyło się na to, że przegraliśmy pierwszy mecz. Mimo, że mieliśmy kilka swoich okazji i szans do zrobienia przewagi.

 

dobrze grać i wygrywać

Jakie cele ma twój zespół? W poprzednim sezonie za dobrze mu nie poszło, bo zajął przedostatnie miejsce.

– Nie wspomniałem o jeszcze jednej rzeczy. Jest jeszcze super serw. Jeśli zagrywka wpadnie w boisko bez dotknięcia przeciwnika – to akcja za dwa punkty. Nam wpadł jeden super serw. Nam się to jeszcze nie udało. Było kilka takich, które po przyjęciu leciały w trybuny. Mimo, że do zagrywki z wyskoku ustawiamy się w czterech, bo w kilku ustawieniach na boisku jestem w stanie w tym pomóc, to nam ten super serw wpadł akurat przy flocie.

Wracając do tematu naszego miejsca i naszych celów. Dla mnie celem jest to, żeby drużyna grała fajnie, grała dobrze, grała mądrze i żeby grała nowoczesną, europejską siatkówkę. Jest tu kilku naprawdę ciekawych zawodników. Wystarczy ich oszlifować i dać im boiskowy spryt. Żeby przy trudnych, wysokich piłkach nie szli na siłę, licząc, że piłka przejdzie między rękami, tylko, żeby nabili na blok, kiwali. W pierwszym meczu kolega uderzył na przykład w pół siatki…

 

Zdarza się to też w PlusLidze.

– Oczywiście, że się zdarza, ale jeśli grasz tak naprawdę same tie-breaki, to nie możesz sobie pozwolić na głupie błędy, nie dograć freeballa czy zbyt ryzykować. Opłaca się oddać sobie piłkę na drugą stronę, w dobre miejsce i liczyć na to, że przeciwnik się pomyli.

Mam nadzieję, że załapiemy się do najlepszej piątki, bo każdy chce wygrywać. Znając jednak naszego prezesa, liczy na to, że będzie dobre show, żeby nasza gra się podobała i na końcu przyszło zwycięstwo.

 

A jakie są twoje indywidualne cele? Grasz w fajnym miejscu, poznajesz nową kulturę…

– Chciałem się przede wszystkim dobrze pokazać. Poznać nowych ludzi, nową kulturę. Nawiązać nowe znajomości. To też jest dość ważne.

Tutaj jest naprawdę chłonny rynek i myślę, że można kilku zawodników w przyszłości wyciągnąć do Europy. Jest kilku naprawdę ciekawych, fajnych graczy. Wiadomo, to nie są zawodnicy na poziomie naszej reprezentacji, ale do gry w I lidze czy w połowie drużyn PlusLigi już by się odnaleźli. Trzeba ich tylko trochę okrzesać.

źródło: inf. własna

nadesłał:

Więcej artykułów z kategorii :
Aktualności, ligi zagraniczne

Tagi przypisane do artykułu:
, , ,

Więcej artykułów z dnia :
2024-02-23

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2024 Strefa Siatkówki All rights reserved