– Kiedy w hali byli kibice, to było wszystko w normie, bo nas nie było słychać, a teraz kiedy publiczności nie ma, to się zmieniło – rozpoczął wywiad dla Polskiej Siatkówki Damian Wojtaszek, zapytany, czy to właśnie jego najgłośniej słychać w hali. – Ja się nie zmieniłem, bo cały czas staram się krzyczeć i mobilizować chłopaków, a teraz to się po prostu rzuca w oczy – dodał libero Vervy Warszawa.
– Teraz słychać wszystko, kamery telewizyjne i mikrofony są w każdym kącie i wiadomo, co się dzieje w drużynach. Zgadzam się jednak, że to ciekawostka dla kibiców, którzy mogą zobaczyć trochę siatkówki od drugiej strony – od tej strony atmosfery na boisku i nawet sytuacji, w których dochodzi między zawodnikami do spięć na parkiecie.
Damian Wojtaszek już długo dostarcza nam emocji na ligowych i międzynarodowych parkietach. W PlusLidze występuje już piętnaście sezonów, a w kadrze jest już od dziesięciu sezonów. – Szybko zleciało te piętnaście sezonów w lidze. Śmieję się, że to już bliżej, niż dalej. Natomiast dziesięć lat w reprezentacji jest takie łączone, bo była w tym okresie też kadra B, później dopiero kadra A, więc nie jest to okres stricte w pierwszej reprezentacji.
Zawodnik opowiedział również o swoich początkach w zawodowej siatkówce. – Musiałem w pewnym momencie się zdecydować i podjąć ryzyko. Musiałem wyjechać z Milicza i zdecydowałem się na Warszawę, gdzie pod skrzydła wziął mnie Krzysztof Felczak, choć miałem też oferty z innych klubów. To się okazało świetną decyzją, bo po roku w juniorach podpisałem kontrakt seniorski i mogłem trenować z pierwszym zespołem.
Na koniec siatkarz odniósł się do aktualnej formy jego zespołu i planów na najbliższy czas. – Forma faluje, a grania jest mnóstwo. Koronawirus przy tym nie pomaga. Do tego dochodzi Liga Mistrzów, gdzie jedziemy na turniej i w trzy dni rozegramy trzy mecze. Zmęczenie jest, ale dobrze, że wygrywamy. Oprócz tego cały czas walczymy, żeby znaleźć się w Pucharze Polski i mamy na to spore szanse.
źródło: opr. własne, Polska Siatkówka
