Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > PlusLiga > Dariusz Gadomski: Promujemy zawodników, na ich miejsce ściągamy kolejnych

Dariusz Gadomski: Promujemy zawodników, na ich miejsce ściągamy kolejnych

Dariusz Gadomski
fot. youtube

– Od lat robimy to samo i śmiem twierdzić, że jesteśmy w tym dobrzy – promujemy zawodników, na ich miejsce ściągamy kolejnych i nieźle na tym wychodzimy. Skład na kolejny sezon mamy już dopięty, powinien on dostarczyć wielu pozytywnych emocji kibicom „Gdańskich Lwów” – mówi prezes Trefla Gdańsk, Dariusz Gadomski.

Pod koniec minionego tygodnia Trefl Gdańsk ogłosił przedłużenie współpracy z trenerem Igorem Juriciciem. Pan negocjował już z wieloma trenerami, jak na tym tle przebiegały rozmowy z chorwackim szkoleniowcem? 

Dariusz Gadomski:Trener chciał zostać, dobrze się u nas czuje. My również chcieliśmy przedłużyć współpracę, jak na dłoni widać, że wszyscy zawodnicy zrobili postęp przez ten sezon. Metody trenera Igora Juricicia się sprawdziły, dlatego negocjacje przebiegły relatywnie szybko. Prosiłem Igora o chwilę cierpliwości, bo równolegle pracowaliśmy nad budżetem na kolejny sezon, musiałem poczekać na posiedzenie Rady Nadzorczej, żeby mieć całkowitą jasność w tematach finansowych. Trener miał moje słowo, że nie rozmawiałem z żadnym innym szkoleniowcem. Początki współpracy nie były idealne, ale Igor Juricić szybko dotarł się ze sztabem, nauczył się Polski.  

Czy przegrana seria play-off z Jastrzębskim Węglem miała wpływ na rozmowy z trenerem Juriciciem? W dwóch meczach wyjazdowych zostaliście po prostu rozbici.  

– Te mecze nie miały wpływu, negocjacje zaczęliśmy o wiele wcześniej. Jastrzębie zagrało z nami u siebie dwa perfekcyjne mecze, wychodziło im wszystko, nawet najbardziej bezczelne zagrania. Zespół, który jest świadomy swojej klasy, pamiętajmy że to jest co najmniej druga drużyna w Europie.  

Teoretycznie mogli być zmęczeni po meczach półfinału Ligi Mistrzów z Halkbankiem Ankara. 

– Tymczasem to zadziałało w drugą stronę. Mecze z Turkami dały im dodatkowy wiatr w żagle i jeszcze większą wiarę we własne umiejętności. Mają przecież trzech mistrzów olimpijskich, dwóch wicemistrzów świata. Pokazali nam miejsce w szeregu, chociaż Treflowi zdarzało się grać lepiej. Twierdzę raczej, że to oni byli mocni, a nie my słabi. Cieszę się, że w Gdańsku faworyt musiał się napocić, żeby z nami wygrać, natomiast powtarzam – nie miało to kompletnie wpływu na negocjacje z trenerem Juriciciem. 

Czy z dzisiejszej perspektywy jest pan zadowolony, że Andrea Anastasi nie wrócił do Trefla, a poszedł do Perugii? Byliście po słowie, a ostatecznie wasze drogi zbiegły się z Igorem Juriciciem. 

– Gdy rok temu rozmawialiśmy z Andreą, czuło się, że nie jest całkowicie przekonany do naszego projektu. Myślę, że dobrze się stało dla wszystkich stron, że wyszło jak wyszło. Każdy nauczył się czegoś nowego. Igor Juricić jest zupełnie innym szkoleniowcem niż Andrea Anastasi czy Michał Winiarski. Nowe metody dały drużynie nowe bodźce. Będę jednak do znudzenia powtarzał, że nie byłoby sukcesu Igora Juricicia, gdyby nie fenomenalny sztab. Piotr Ślugajski jest już 10 lat w Treflu Gdańsk, Wojciech Bańbuła – pięć sezonów u nas, Dominik Posmyk – czwarty sezon. Przyszedł Karol Rędzioch, który był prawą ręką Anastasiego. Gdyby Karol był z nim w Perugii, być może losy tej drużyny potoczyłyby się inaczej. Topowi fachowcy w bardzo silnej PlusLidze. Siłą każdej organizacji są ludzie, a Trefl Gdańsk nie jest pod tym względem wyjątkiem. Trzeba przyznać, że trener świetnie wykorzystał ich „know how”. Są tacy trenerzy, którzy mają klapki na oczach i wszystko wiedzą najlepiej, Juricić do nich nie należy. Sztab plus czerpanie z doświadczenia Lukasa Kampy, Mariusza Wlazłego i Janusza Gałązki. Trener wyciągnął maksa z drużyny i wszystkich, którzy byli w jej otoczeniu. 

Czy wiedział pan, że ten sezon będzie ostatnim w karierze Mariusza Wlazłego? 

– Tak. Była między nami gentlemeńska umowa, że spokojnie czekamy i ogłosimy to w odpowiednim momencie. Razem szukaliśmy właściwej formuły na jego dalszą rolę w naszym klubie. Stanęło na koordynatorze ds. przygotowania psychologicznego. O tym rozmawialiśmy z Mariuszem, który powiedział: nie trener mentalny, a psycholog. Niektórzy szkoleniowcy są uprzedzeni do roli psychologa, sami pretendują do tej roli, nie chcą, żeby ktoś im się wtrącał. W tym sezonie korzystaliśmy ze współpracy z panią psycholog Martą Witkowską, która chętnym poświęcała swój wolny czas, gdy zawodnik chciał, to umawiał się z nią na indywidualne sesje. Korzystali chyba wszyscy w drużynie. Zauważyłem zmiany w ich zachowaniu, po nieudanych zagraniach nie rozpamiętują, a idą dalej. Nikt się nie poddaje. 

Mówił pan o wyciśnięciu maksa z tej drużyny – czego Treflowi Gdańsk brakuje, by znaleźć się w strefie medalowej PlusLigi? Pieniędzy? 

– Mówił o tym Michał Winiarski, gdy jeszcze był u nas, jego słowa powtórzył Mariusz Wlazły. Gra się ligę, potem przychodzą play-off. Wtedy wyższy bieg włączają zawodnicy, którzy być może nie grali najlepiej w sezonie zasadniczym, ale w decydujących meczach budzą się do życia. Dlaczego ZAKSA rok w rok jest wysoko? Bo ma doświadczenie, jej zawodnicy są ograni w meczach o stawkę. Jastrzębie nas wypunktowało z tego samego powodu. Decydują detale, komu w kluczowym momencie ręka nie zadrży, za to się płaci. My mamy zawodników, którzy uczą się wchodzenia na najwyższy poziom, potem idą do lepszych klubów, jak Marcin Janusz, który jest topowym rozgrywającym. Wielu zawodników wyszło z Gdańska i gra o najwyższe zaszczyty. 

Co pan czuje, gdy wspomniany Janusz, trener Michał Winiarski, czy teraz Luke Perry i Bartłomiej Bołądź idą do klubów lepiej płacących? Dominuje radość, że grali dla Gdańska, czy raczej żal, że gdyby zostali mogliby ponieść Trefla na wyższy poziom i jeszcze bardziej wypełnić i tak najbardziej pełną w PlusLidze ERGO ARENĘ? 

– Gdyby stać nas było na trochę lepszą ofertę od konkurencji, oni by w Gdańsku zostali. Te różnice są jednak spore, dlatego po ludzku im się nie dziwię, że idą gdzie indziej, zwłaszcza że kariera sportowca jest krótka, trzeba wykorzystać swoje 5 minut. Rozmawialiśmy z Lukiem i Bartkiem, niestety nie było nas na nich stać. Od lat robimy to samo i śmiem twierdzić, że jesteśmy w tym dobrzy – promujemy zawodników, na ich miejsce ściągamy kolejnych i nieźle na tym wychodzimy. Skład na kolejny sezon mamy już dopięty, powinien on dostarczyć wielu pozytywnych emocji kibicom „Gdańskich Lwów”.  

Temat długi jak Żółta Rzeka. Chińczycy – dwóch trenerów i Jingyin Zhang – wyjeżdżają. 

– 30 kwietnia. Z naszego punktu widzenia wszystko było w porządku. Zhang zobaczył inne siatkarskie realia, Igor długo z nim rozmawiał, dobrze wpasował się w grupę, która jest do niego zbliżona wiekowo. Chłopak ma potencjał i go pokazał. Teraz zawodnik wraca do siebie do Chin, tam nastąpi ocena projektu ze strony chińskiej, od tego wiele zależy. Liga chińska rusza w październiku, czy zapadnie decyzja by wypuścić zawodników i osłabić własne rozgrywki? Tego nie wie nikt.  

Rozmawiał Maciej Słomiński – cały wywiad w serwisie interia.pl

źródło: interia.pl

nadesłał:

Więcej artykułów z kategorii :
Aktualności, PlusLiga

Tagi przypisane do artykułu:
, ,

Więcej artykułów z dnia :
2023-04-24

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2024 Strefa Siatkówki All rights reserved