Jastrzębski Węgiel po pełnym emocji trzecim meczu finału PlusLigi sięgnął po mistrzostwo Polski. Jastrzębianie obronili tytuł sprzed roku, ponownie również zagrają w finale Ligi Mistrzów. – To było coś niesamowitego, jak od półfinału potoczyła się nasza historia. Mandy pomyśli, że nasz zespół jest zbudowany z zawodników, dla których to nie powinno być nic trudnego. Proszę mi jednak wierzyć, to są rzeczy niesamowite i zasługują na wielkie szacunek i pochwałę – powiedział Jurij Gladyr, środkowy zespołu z Jastrzębia-Zdroju.
- Do rozstrzygnięcia finału PlusLigi potrzebne były trzy spotkania
- W decydującym pojedynku 3:1 triumfowali siatkarze z Jastrzębia-Zdroju
- Po sezonie z drużyny odchodzi jeden z jej filarów – Jurij Gladyr.
EMOCJE OD POCZĄTKU DO KOŃCA
Mistrzostwo Polski wywalczone sporym kosztem. Emocji było sporo, zwłaszcza w dwóch ostatnich spotkaniach.
Jurij Gladyr: – Emocje targały. To był bardzo nerwowy mecz, zwłaszcza po tym, jak w pierwszym secie fajnie weszliśmy w spotkanie, wygraliśmy tę partię dzięki naszej dobrej grze. W drugiej odsłonie chyba u każdego nas pojawiały się chwile zwątpienia. To ogromne prowadzenie, które dwukrotnie mieliśmy w drugim secie zostało zniwelowane i wrócił koszmar. Udało nam się ostudzić głowy, zresetować. Chcieliśmy się skupiać nad każda kolejną piłka i to nam się udało. Wydaje mi się, że w czwartym secie, kiedy uzyskaliśmy cztery, pięć punktów przewagi, dowieźliśmy ją do samego końca.
Było widać, że krok po kroku schodzi powietrze. Był moment przełamania, ale to naprawdę twardy zespół, wierzyli do samego końca. W czwartym secie było widać, że już im było ciężko, seriami psuli zagrywki. Tym elementem chcieli nas jeszcze ukłuć, ale na nic się to nie zdało. Z naszej strony w tym momencie każdy pokazał klasę.
Cel wykonany, marzenie spełnione. Bez względu na to, które to już moje mistrzostwo Polski, za każdym razem smakuje wyjątkowo. W tym roku cała faza play-off, może poza meczami z AZS-em Olsztyn, była trudna. To coś niesamowitego, jak od półfinału potoczyła się nasza historia. Mandy pomyśli, że nasz zespół jest zbudowany z zawodników, dla których to nie powinno być nic trudnego. Proszę mi jednak wierzyć, to są rzeczy niesamowite i zasługują na wielkie szacunek i pochwałę.
Dziękuję całej hali za te 5 lat. To są niebywali kibice, którzy od pewnego momentu w końcówkach setów kibicują już na stojąco – czapki z głów dla nich.
LAST DANCE
Miałeś w głowie to, że dla ciebie to ostatni mecz przed tą publicznością w barwach Jastrzębskiego Węgla?
– Przez moment, kiedy o tym mówiłem w Polsacie Sport. Taki kolejny pojawił się w tym sobotnim meczu. Każdy z nas myślał “jak się uda wygrać”. To nam nie wyszło, my zagraliśmy gorzej niż w Zawierciu, a rywale natomiast o wiele lepiej. Zasłużenie wygrali ten pojedynek. W niedzielę była twarda walka. Nikt nie chciał się poddać, a żadna przewaga nie była pewna. Zawiercianie mają w swoim składzie potężnych zagrywających i każdy z nich jest w stanie zrobić serię: Bartek Kwolek, Mateusz Bieniek czy Karol Butryn – każdego z nich na to stać. Cały czas musieliśmy do tego podchodzić cierpliwie, dlatego staraliśmy się wykorzystywać każdą szansę do zrobienia breakpointu.
Ben Toniutti tobie przekazał niejako funkcję kapitana w trakcie dekoracji i to ty mogłeś wznieść w górę puchar za mistrzostwo Polski. To było coś szczególnego?
– Bardzo doceniam ten gest. Zarówno Ben, jak i cała drużyna wiedzą, że odchodzę. Ben zrobił w moją stronę gest pełen szacunku. Razem spędziliśmy w sumie cztery sezony i na pewno zapamiętam ten czas na bardzo długo. Osiągnęliśmy wspólnie wiele wspaniałych rzeczy, między innymi trzy mistrzostwa Polski. Kawał dobrej historii zrobiliśmy. Dla mnie to było coś ogromnie miłego i bardzo doceniam to, co zrobił.
TURECKI AKCENT
Przed wami jeszcze jedna misja – macie okazję zdobyć ten najcenniejszy w Europie puchar. To będzie wyzwanie chyba przede wszystkim pod względem fizycznym?
– Pewnie dostaniemy około 1,5 dnia wolnego, żeby wszystko to poukładać w swojej głowie. Takie finały zabierają trochę emocji, jest zmęczenie fizyczne, ale to psychiczne jest równie dołujące. Musimy pozbierać siły, wiemy, o co zagramy i chcemy 6 maja wrócić tutaj i unieść z kibicami puchar za wygraną w Lidze Mistrzów.
Zobacz również:
źródło: inf. własna