Zasady fizyki są takie, że jak coś jest poddane sporemu ciśnieniu, to chce się rozprężyć i znaleźć jakieś ujście. Jak się załata jedną dziurę, to materia szuka kolejnego otworu, żeby ujść. Co to ma wspólnego z siatkówką? A ma. Bo emocje na boisku też gdzieś muszą zostać zagospodarowane i ostatnio widać, że znalazły dziurkę, która się powiększa, ale nie widać, żeby ktoś chciał ją łatać.
W zeszłym tygodniu siatkarskie środowisko żyło wiązanką Andrei Anastasiego w kierunku sędziów i zawodnika drużyny przeciwnej, a trzeba zaznaczyć, że nie była to pierwsza lepsza wiązanka – to był ciężki kaliber, przy którym przeklinanie w polskich filmach kryminalnych to jedynie natrętne brzęczenie komara. W obecnej kolejce PlusLigi jest jeszcze ciekawiej – rękoczyny to może jeszcze za duże słowo, ale podczas meczu GKS-u z Cuprum było już dość blisko.
Jeżeli takie zachowania będą eskalować, to nie będzie to wina zawodników i trenerów, choć to oni z całą stanowczością powinni ponosić tego konsekwencje. Trudno się jednak dziwić, że jak się żołnierzom daje karabiny, to zaczynają do siebie strzelać, a nie biją się na pięści. No może nie tyle daje karabiny, co ich nie zabiera.
Przypomnijmy – GKS zdobywa punkt kończący set. Buchowski kieruje swoją ekspresyjną radość w stronę przeciwnika, czym już zarabia na czerwoną kartkę, o ile wiele się nie zmieniło od czasów mojego sędziowania, kiedy obowiązującą i podkreślaną interpretacją było duszenie właśnie kartką takich zachowań w zarodku. A to w tej sytuacji było najlżejsze wykroczenie. Później Jimenez przebiega pod siatką na stronę GKS-u i bynajmniej nie wygląda, jakby tam leciał z towarzyską wizytą, na co odpycha go Nowakowski. Co na to przepisy?
21.3.3.2 Pierwsze zachowanie agresywne, a także groźba agresji jest sankcjonowane dyskwalifikacją, bez innych konsekwencji
To ja się pytam, czym było zachowanie Jimeneza i Nowakowskiego? Nowakowski odepchnął Jimeneza lekko, a Jimenez mu się nie odwinął sierpowym, choć pewnie chciał. I co to zmienia? Jeden leci z rękami do rywala – oglądam tę sytuację dziesiąty raz i jak to nie jest groźba agresji, to co to jest? Drugi go odpycha – to jeżeli nie jest to agresja, to co to jest? Mamy trzech zamieszanych aktorów i można się kłócić, który bardziej winny, kto zaczepiał, a kto się bronił, ale coś trzeba było zrobić, a nie udawać, że to drobna sprzeczka przy świątecznym stole.
A jak wyglądał finał? Żółta kartka dla Buchowskiego i czerwona dla Jimeneza na początku kolejnego seta, bo sankcje za to wydarzenie mogły być nałożone dopiero w tym momencie, jako że zajście miało miejsce po zakończeniu partii. Czegóż wielkiego nauczyły te kary zawodników? Myślę, że dostali wielką szkołę. Otóż właśnie im pokazano, że w ostatniej akcji seta można wszystko! Jednym pogrożono palcem (bo taki efekt ma żółta kartka), a drudzy – uwaga – rozpoczęli set od stanu 0:1. Brawo. Wiem, że sięganie po kartki nie jest łatwe, bo każda kartka podnosi poprzeczkę w sędziowaniu danego meczu, zmniejsza margines błędu, bo jak jesteś taki szeryf, to teraz sędziuj dobrze, bo cię zjemy. Co jednak dziwne, sędziowie bali się odpowiednio stanowczo zareagować na tę sytuację, mimo iż nie była ona konsekwencją ich decyzji i błędu.
Najtrudniej sięgnąć po kartonik, kiedy ma się wątpliwości, czy aby sami nie jesteśmy zapalnikiem awantury. Challenge prawie wyeliminował konflikty wywołane błędem sędziego i w normalnie toczącym się meczu, wideoweryfikacja skutecznie gasi pożary, ale nie oznacza to, że zawodnicy nie są naładowani. Sędziom tak naprawdę na meczu pozostaje coraz mniej sytuacji do opanowania, więc teoretycznie powinni być na nich skoncentrowani. Głównym ich zadaniem obecnie jest właśnie panowanie nad emocjami na boisku, bo piłka wpada w pomarańczowe albo zielone, a jak na styku czy po palcach, to kamera podejmie decyzję i gramy dalej. Ocena odbicia na najwyższym poziomie ligowym nie jest wybitnie trudnym zadaniem.
Pozostaje szeryfowanie. Idźmy dalej, akurat w sytuacji z Katowic, można było spokojnie zejść ze słupka w przerwie między setami i obejrzeć powtórkę tych wydarzeń, jeżeli akcja działa się zbyt szybko i sędziowie nie chcieli karać przypadkowych uczestników niewspółmiernie do czynów. Nie ma tego formalnie w regulaminach, ale nikt by im pewnie za to głów nie urwał. Swoją drogą należałoby chyba uwzględnić możliwość oceny niewłaściwego zachowania na wideo. Tylko po co wtedy sędziowie na meczu? Coś trzeba im do roboty zostawić. Zostawmy już jednak w spokoju parkiet w Katowicach.
Czy Anastasiego też trzeba było pozostawiać bez kary? Bo jak darł się po włosku i wymachiwał rękami, to można było mieć wątpliwości, czy przypadkiem nie recytuje któregoś z dzieł Petrarki? Przecież jest jasne, że Włoch odreagował sobie trudną sytuację jego zespołu, a że trudności w Vervie nie są małe, to i frustracja narasta i przy małej iskrze wywala w powietrze pół osiedla. I co teraz zrobimy w sytuacji, kiedy nie dostał nawet żółtej kartki za takie zachowanie? Będziemy mówić, że miał prawo być zdenerwowany? To jak tłumaczenie rozwydrzonego dziecka, że ma prawo kopać panią w sklepie, bo mu mama nie kupiła lizaka i ta sytuacja nie jest dla niego komfortowa i może budzić złe emocje. Szaleństwo.
Zejdźmy już ze słupka i pogaśmy światła w hali. Nie dostali odpowiednio kolorowych kartek? Tego już nie cofniemy. Jednak chyba warto zająć się tym problemem później. Tylko kto w końcu ma się tym zająć? Łza się przecież kręci w oku na wspomnienie sytuacji sprzed dwóch i pół roku (!), kiedy Lorenzo Micelli zaatakował sędziego i do dziś nikt się tą sprawą nie zajął. Może dlatego, że odepchnął lekko, a teraz już w Polsce nie pracuje, to po co drążyć?
Dwa lata temu przy okazji nagannego zachowania na meczu jednego z włoskich trenerów, którym był… Anastasi, dopytywaliśmy też o Micellego. Wtedy PLS zapewniał, że to PZPS musi się tym zająć, oczywiście, że trwa to za długo i robią wszystko, żeby taką procedurę skrócić, a dokumenty w tej sprawie leżą na biurku Rzecznika Dyscyplinarnego PZPS. Na co PZPS odpowiedział, że nic takiego nie ma miejsca i od rozwiązywania problemów dyscyplinarnych Ligi Zawodowej jest… Liga Zawodowa. I w ten sposób dusza Micellego miota się już dłuższy czas między niebem a piekłem i nie może zaznać spokoju.
Sędziowie natomiast być może zostaną odsunięci w przerwie świątecznej na dwa tygodnie, tak żeby akurat kara leciała w okresie, kiedy ich ominie jeden mecz. Zapewne też jak co roku arbitrzy usłyszą na konferencji, że muszą być bardziej stanowczy i pilnować dyscypliny. Żeby w każdym roku, kiedy sędziowie słyszą, że mają być surowsi, rzeczywiście stawali się choć odrobinę surowsi, to już od przynajmniej pięciu lat za powiedzenie „dzień dobry” wylatywałoby się z boiska. To po prostu nie działa i tyle.
Nie można cały czas mówić, że tę dziurę trzeba załatać, żeby nie było gorzej. Trzeba to po prostu zrobić, a jak się nie da, to przynajmniej przekuć to w marketing. „Proszę państwa. Bójki i wyzywanie podnoszą atrakcyjność widowiska, nie będziemy z tym walczyć.” A jak będą zaczynali się szarpać, to się puści tę muzyczkę z Benny Hilla albo „Eye of the tiger” i będzie show.
źródło: inf. własna