Łukasz Żygadło w rozmowie z klubowymi mediami sięga za kulisy codziennego funkcjonowania jednej z najdynamiczniej rozwijających się siatkarskich marek w Polsce. Jakie są cele klubu, na czym opiera się jego filozofia, z jakimi wyzwaniami mierzy się zarząd? Prezes Norwida Częstochowa zdradza szczegóły.
Na początku lipca Łukasz Żygadło objął stanowisko prezesa klubu Norwid Częstochowa. Teraz mówi o wizji działania częstochowskiego klubu.
Norwid oczami prezesa
Gdyby miał pan opisać Klub Siatkarski Norwid Częstochowa w kilku słowach – co by pan powiedział?
Łukasz Żygadło: Klub działa od ponad 20 lat, a naszą siłą jest unikalna struktura, która łączy misję edukacyjną z profesjonalnym sportem. Wywodzi się ze stowarzyszenia Seniorzy – Juniorom. Na tej bazie powstał system oparty na klasach sportowych o profilu siatkarskim w IX Liceum Ogólnokształcącym im. C.K. Norwida w Częstochowie – miejscu, gdzie szkolimy młodzież już od poziomu licealnego.
System ten rozwija się dziś jako pełna piramida szkoleniowa – od Akademii Siatkarskiej dla dzieci, przez edukację i klasy sportowe o profilu siatkarskim w liceum, aż po pierwszą drużynę mężczyzn, która po dwóch dekadach pracy awansowała w sezonie 2023/24 do PlusLigi – jednej z najmocniejszych lig siatkarskich na świecie. Zgodnie z wymogami rozgrywek, zespół seniorski Steam Hemarpol Norwid Częstochowa funkcjonuje obecnie jako spółka akcyjna, pozostając jednocześnie częścią organizmu, który kontynuuje misję społecznego i edukacyjnego rozwoju młodych sportowców.
Czy jako prezes czuje się pan bardziej strażnikiem tradycji czy architektem przyszłości klubu? A może jednym i drugim?
– Zdecydowanie bliżej mi do roli architekta przyszłości, ale nie da się tego robić bez szacunku do tradycji, z której klub wyrósł.
Struktura zarządzająca nie jest rozbudowana – to przede wszystkim Krzysztof Wachowiak, założyciel stowarzyszenia „Seniorzy – Juniorom”, który od lat czuwa nad tym, żeby Norwid pozostał wierny swojej tożsamości. To on jest prawdziwym strażnikiem idei, na której ten klub się opiera. Ja – jako nowy prezes drużyny seniorskiej – kontynuuję to co robiliśmy wcześniej, pracuję nad rozwojem klubu w stronę coraz bardziej profesjonalnej organizacji: sportowo, organizacyjnie i wizerunkowo. Duże znaczenie ma też wsparcie Lesława Walaszczyka, mojego poprzednika, który od lat – razem ze swoją firmą Exact x Forestall Group i obecnie też spółką Steam – wspiera klub nie tylko finansowo, ale też swoją energią i zaangażowaniem. Choć dziś formalnie nie pełni funkcji prezesa, nadal aktywnie działa w stowarzyszeniu i jest ważną częścią klubu.
Mówiąc krótko: Krzysztof jest strażnikiem, ja architektem, Lesław łączy cechy jednego i drugiego i tak działamy wspólnie – z tą samą wizją: zbudować silny, nowoczesny klub siatkarski, który będzie miał solidne fundamenty na wiele lat.
Nowy sezon, nowy rozdział
Co najbardziej zaskoczyło pana w reakcjach ludzi – zawodników, rodziców, kibiców – na pana nominację?
– Zaskoczyła mnie liczba pozytywnych wiadomości i gratulacji. Dziękuję za okazane zaufanie – traktuję je jako potwierdzenie tego, co do tej pory udało nam się wspólnie zbudować. To daje siłę, żeby kontynuować obrany kierunek i rozwijać klub dalej.
Co chciałby pan, żeby kibice, sponsorzy i młodzi zawodnicy myśleli o Norwidzie za pięć lat?
– Chciałbym, żeby za pięć lat Norwid był kojarzony przede wszystkim z pasjonującymi emocjami – z meczami, w których walczyliśmy o mistrzostwo Polski, a może nawet o europejski puchar. Gdyby w tych spotkaniach na boisku pojawił się nasz wychowanek, to byłoby coś więcej niż tylko sportowy sukces – to byłby sygnał, że ta droga, którą konsekwentnie budujemy od lat, naprawdę działa.
Dlaczego to dla mnie tak ważne? Bo właśnie takie wydarzenia uruchamiają marzenia. Sprawiają, że młodzi ludzie zaczynają wierzyć, że oni też mogą tam kiedyś stanąć. A rodzice chcą, by ich dzieci spróbowały tej drogi – zapisują je do akademii i klas sportowych, bo widzą w tym coś autentycznego, coś większego niż tylko trening.
Nie każdy trafi do reprezentacji czy na parkiety PlusLigi, ale wierzę, że wielu wyniesie z tej drogi coś równie cennego – umiejętność pracy w zespole, samodyscyplinę, odpowiedzialność i pewność siebie. To są rzeczy, które zostają na całe życie. I właśnie taki Norwid – budzący pozytywne emocje, wychowujący i rozwijający – chciałbym współtworzyć i widzieć za pięć lat.
Które z doświadczeń wyniesionych z boiska najmocniej wpływają dziś na pana styl zarządzania klubem?
— To nie konkretne sytuacje, tylko wartości, które wyniosłem od ludzi, z którymi miałem okazję pracować. Tych, którzy osiągali sukcesy, łączyły dwie cechy, które zapamiętałem najmocniej i którymi sam się kierowałem jeszcze jako zawodnik: codzienna praca nad tym, żeby być lepszym i pełne zaangażowanie w budowanie wspólnego celu drużyny. Bo jedno bez drugiego nie działa.
Osobiste ambicje to jedno, ale jeśli nie idą w parze z odpowiedzialnością za zespół, to nic z tego nie będzie w dłuższej perspektywie czasu. Grałem od juniora po seniora w Reprezentacji Polski i w około 18 klubach – od Trentino, przez Zenit Kazań, Halkbank, Panathinaikos, ZAKSĘ, Skrę i wiele innych. To były wielkie marki, ale nawet tam nie zawsze wszystko wyglądało idealnie. Czasem coś szwankowało organizacyjnie, czasem pojawiały się inne trudności. I właśnie wtedy najłatwiej było zobaczyć, kto potrafi działać zespołowo – kto nie szuka wymówek, tylko zostaje i robi swoje.
Dziś te wartości przekładam na obecną pracę. Bo budowanie klubu – tak samo jak budowanie drużyny – wymaga konsekwencji, zaufania i wspólnego kierunku.
Co z presją?
W jakich momentach, jako lider, czuje pan największą presję – i jak pan sobie z nią radzi?
– Presja pojawia się wtedy, gdy z jednej strony mamy jasną wizję, misję i cele, a z drugiej – wiemy, jak dużo jeszcze trzeba zrobić, żeby je zrealizować. Ale to też naturalny element każdej ambitnej drogi. W drugim roku w PlusLidze awansowaliśmy do fazy play-off – w jednym z najtrudniejszych sezonów w historii ligi. Grało w nim wielu topowych zawodników, a aż trzy zespoły spadały bezpośrednio. Tym bardziej ten wynik potwierdził, że zmierzamy we właściwym kierunku.
Dziś, przed trzecim sezonem, widzę zaufanie – ze strony zawodników, trenerów, środowiska. Norwid zaczyna być postrzegany jako ciekawe miejsce do gry i rozwoju. To dobry sygnał na przyszłość i, moim zdaniem, wyraźna wskazówka, że Częstochowa może znów liczyć się na siatkarskiej mapie Polski. Ale wiem też, że bez zaufania i zaangażowania ludzi dookoła nie byłoby to możliwe. Mamy partnerów, których śmiało mogę nazwać przyjaciółmi klubu – są z nami od lat. Dołączają nowi, którzy chcą być częścią naszej społeczności. Od tego roku zaczynamy czuć realne wsparcie miasta. I to wszystko daje siłę, żeby mierzyć wyżej. Oczywiście – żeby myśleć o medalach, potrzebujemy partnerów, którzy podzielają tę wizję i będą chcieli wspólnie z nami zbudować coś naprawdę mocnego w ciągu najbliższych trzech, czterech lat. Z taką presją – ambitną, konstruktywną – potrafię sobie radzić. Gorzej byłoby, gdyby moment został zmarnowany ale tego nie zakładam – jestem optymistą.
A ten moment z ubiegłego sezonu – gdy wrócił Pan na boisko po latach przerwy – to nie był właśnie przykład dużej presji?
– Tak, zdecydowanie – to był jeden z najbardziej intensywnych momentów, jeśli chodzi o podejmowanie decyzji. Nasz podstawowy rozgrywający doznał kontuzji w najważniejszym momencie sezonu, a na rynku praktycznie nie było dostępnych zawodników, którzy mogliby go zastąpić. Rozważaliśmy różne opcje, ale realnie – niewiele było do zrobienia. Pojawiło się pytanie: czy mogę sam wrócić na boisko po trzech latach przerwy? Serce mówiło „tak”, rozum ostrzegał – bo byłem poza rytmem treningowym, a PlusLiga to nie miejsce na półśrodki. Ostatecznie uznałem, że warto spróbować. Wróciłem i udało się wygrać kilka ważnych meczów – w tym ten z finalistą mistrzostw Polski, przy pełnych trybunach, po pięciosetowej walce. Takie chwile zostają w pamięci na długo. No i zostałem najstarszym zawodnikiem, który zagrał w PlusLidze – co samo w sobie jest ciekawą puentą.
Kwestie młodzieży
Jakich kompetencji – pozasportowych – najbardziej potrzebują dziś młodzi siatkarze, by się rozwijać i odnaleźć w życiu?
– Uważam, że ważne jest, aby młodzi sportowcy jak najwcześniej zdobyli podstawową wiedzę, która pomoże im lepiej zrozumieć, czym naprawdę jest rozwój – nie tylko fizyczny, ale i mentalny. Chodzi o proste, ale kluczowe rzeczy: jak rozwija się ciało, jak wykłada proces treningowy, jak ważna jest regeneracja, sen, odżywianie. To wszystko tworzy fundament, dzięki któremu młody zawodnik może iść do przodu w sposób bardziej świadomy i bezpieczny. Do tego dochodzą tzw. kompetencje mentalne – czyli umiejętność rozpoznawania emocji, zatrzymania się na chwilę, zastanowienia się, dlaczego coś poszło nie tak i co mogę z tym zrobić. To również część tej elementarnej wiedzy, o której mówię.
Jeśli młody człowiek zna te podstawy i potrafi z nich korzystać, dużo łatwiej radzi sobie w trudniejszych momentach – na treningu, w czasie rywalizacji, czy po porażce. A im wcześniej zacznie je rozumieć i stosować, tym mniejsze jest ryzyko, że będzie potrzebował wsparcia z zewnątrz – bo przecież nie każdy ma dostęp do profesjonalnych psychologów czy doradców. Świadome podejście do treningu i rozwoju sprawia, że młody zawodnik jest pewniejszy siebie, mniej podatny na kontuzje, stres czy wypalenie. I co najważniejsze – ma więcej radości z tego, co robi. A przecież o to w tym wszystkim chodzi.
Jaką wartość klub sportowy może dziś wnieść do miasta – poza wynikami sportowymi?
– Myślę, że klub taki jak nasz ma realny wpływ nie tylko na miasto, ale i na cały subregion północnego Śląska – bo właśnie na tym obszarze działamy, choć rozpoznawalni jesteśmy w całej Polsce, a coraz częściej także za granicą. W tym sezonie zadebiutujemy w europejskich pucharach co jest ważnym krokiem w budowaniu marki klubu na arenie międzynarodowej, a od roku rozwijamy relacje międzynarodowe – m.in. poprzez współpracę partnerską z włoskim klubem z Verona Volley . Już po raz kolejny ich drużyna, wraz z grupą sponsorów, odwiedzi nas podczas turnieju przedsezonowego, co daje nam możliwość organizacji spotkań networkingowych i budowania wartości biznesowej także dla naszych partnerów.
Norwid staje się dziś pewnego rodzaju hubem, który łączy sport z promocją miasta, regionu, lokalnych i nie tylko firm i różnych inicjatyw. Wszystkie nasze mecze są transmitowane w Polsce przez Polsat Sport i platformę Polsat Go, a od tego sezonu także przez międzynarodową platformę VBTV – co oznacza globalny zasięg. To przekłada się na konkretne liczby: po sezonie 2024/2025 wartość ekspozycji medialnej związanej z naszym klubem wyniosła około 135 milionów złotych. Dla porównania – żeby uzyskać taką samą widoczność w telewizji, radiu, prasie i internecie, trzeba by było wydać podobną kwotę na klasyczne kampanie reklamowe. Nawet przy założeniu rynkowych rabatów, to wciąż wartość przekraczająca 50 milionów złotych – to pokazuje, że nasz klub to nie tylko sport, ale również silna platforma marketingowa i społeczna.
To konkretne, mierzalne korzyści dla miasta i sponsorów. Nie mniej istotna jest nasza działalność społeczna i edukacyjna, stanowiąca atrakcyjną propozycję dla firm realizujących strategie ESG. Nasz szeroki system szkolenia młodzieży przynosi wymierne rezultaty: tegoroczne mistrzostwo Polski juniorów młodszych oraz wysokie wyniki matur naszych uczniów potwierdzają, że skutecznie łączymy rozwój sportowy z edukacją i wychowaniem.
Taka synergia – między widocznością medialną, relacjami międzynarodowymi a realnym wpływem społecznym – sprawia, że klub może być silnym partnerem dla miasta, firm i całej lokalnej społeczności.
A gdyby miał pan napisać list do młodego zawodnika, który właśnie wchodzi do drużyny – jakie dałby pan mu trzy rady?
Gdybym miał napisać list do młodego zawodnika, który właśnie dołącza do drużyny, powiedziałbym mu przede wszystkim: nie oceniaj siebie zbyt surowo na starcie. Wiele osób myśli: „Nie jestem wystarczająco dobry, żeby tu być”, „Może to jeszcze nie ten moment”. A przecież właśnie po to są treningi – żeby się uczyć, rozwijać i każdego dnia stawać się lepszym. Nie ma znaczenia, czy na początku grasz świetnie, czy masz trudności. Trening to nie miejsce na bycie idealnym, tylko przestrzeń do próbowania, wyciągania wniosków i zdobywania doświadczenia. Każdy ma swoje tempo – ważne, żeby mieć w sobie ciekawość i chęć do pracy. I cierpliwość, bo czasem potrzeba tygodni, a nawet miesięcy, żeby pojawił się widoczny postęp. Ale jeśli robisz swoje, przyjdzie ten moment, w którym „kliknie” – i wejdziesz na nowy poziom.
Druga rada: jeśli masz talent i codziennie nad nim pracujesz, to prędzej czy później przyjdzie szansa. I wtedy wszystko będzie zależało od tego, czy jesteś na nią gotowy. Dlatego skupiaj się na tym, co możesz zrobić dziś – bo to regularność robi różnicę, nie pojedynczy dzień. I wreszcie: trzymaj się swojego celu, nawet gdy nie wszystko idzie po myśli. W sporcie – jak i w życiu – często nie decyduje talent, tylko konsekwencja. Wytrwałość to naprawdę supermoc. Ten, kto nie odpuszcza, zazwyczaj w końcu dochodzi tam, gdzie naprawdę chce być. I co najważniejsze – ma więcej radości z tego, co robi. A przecież o to w tym wszystkim chodzi.
Zobacz również:
Przed Norwidem duże zmiany. Najpierw Żygadło, a teraz to! Sentymentalny powrót kwestią czasu?