Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > europejskie puchary > Po finale LM: Mazur: Widzieliśmy drużynę mocno spętaną i zagubioną mentalnie [wywiad]

Po finale LM: Mazur: Widzieliśmy drużynę mocno spętaną i zagubioną mentalnie [wywiad]

fot. PressFocus

– Były szanse, które dawały nadzieje na przełamanie, ale nie zostały wykorzystane. Nie tylko dlatego, że jastrzębianie sami się pogubili, ale też dlatego, że przeciwnik rozgrywał ich, jak chciał. Tego dnia byli zupełnie bezradni wobec dobrze grającego zespołu włoskiego, który prezentował się dojrzale i kontrolował boiskowe wydarzenia – powiedział w rozmowie ze Strefą Siatkówki o finale Ligi Mistrzów były trener, a obecnie ekspert siatkarski, Ireneusz Mazur.

Jastrzębski Węgiel znowu drugi w Europie

Polska drużyna po raz czwarty z rzędu nie wygrała Ligi Mistrzów. Jastrzębski Węgiel spisał się dużo poniżej swoich możliwości w starciu z Itasem Trentino. Dla pana jego postawa jest dużym rozczarowaniem?

Ireneusz Mazur: Zgadzam się, że Jastrzębski Węgiel zagrał poniżej oczekiwań. Niewątpliwie pokazał się z nie najlepszej strony. Trzeba jednak pamiętać, że był  stosunkowo krótki okres czasu pomiędzy finałami PlusLigi a finałem Ligi Mistrzów. Miał więc mało czasu, aby nacieszyć się mistrzostwem Polski i jednocześnie przygotować się mentalnie do kolejnego wyzwania, które okazało się dużo większym niż się wydawało.

 

Czyli polskiej drużynie zabrakło trochę paliwa po wyczerpującym finiszu sezonu w PlusLidze?

– Na pewno tak. To była jedna z przyczyn, która sprawiła, że Jastrzębski Węgiel nie odnalazł się w finale. A przecież pokazywał wcześniej, że potrafi grać w siatkówkę. Zupełnie inaczej było z Itasem, który rozegrał bardzo słabą końcówkę włoskiej ligi i znalazł się poza strefą medalową, chociaż wcześniej wygrał rundę zasadniczą. W finale Ligi Mistrzów pokazał jednak skuteczną siatkówkę. Liczyliśmy, że stawka zawodów zmobilizuje też jastrzębian i spowoduje, że zagrają na swoim poziomie. Widać było jednak, że Jastrzębski Węgiel nie do końca odreagował fizycznie, psychicznie i mentalnie moment sukcesu w PlusLidze. W finale Ligi Mistrzów obserwowaliśmy polską drużynę mocno spętaną i zagubioną mentalnie.

 

Zawiodła sfera mentalna

Jastrzębski Węgiel chyba w ogóle ma problem w pojedynczych meczach o stawkę. Przegrał drugi finał Ligi Mistrzów, finał Pucharu Polski i mecz o Superpuchar Polski. Może więc nie potrafi on grać takich spotkań? Co pan o tym sądzi?

– Być może jest w tym jakaś prawda, ale ja nie chcę się z tym zgodzić, bo przecież jest to drużyna składająca się z siatkarzy, którzy w historii wygrali już bardzo wiele. Nie są to zawodnicy, dla których taki mecz był czymś nowym, wyjątkowym przeżyciem. Poprzedni mecz w finale Ligi Mistrzów przegrali, ale w zupełnie innym stylu. Nie sądzę, żeby drużyna nie potrafiła grać pojedynczych meczów. Gdyby to dotyczyło drużyny mniej doświadczonej i o mniejszych możliwościach, to zgodziłbym się z taką tezą. Ale Jastrzębski Węgiel ma w swoim składzie zawodników z czołówki naszej ligi, a jeśli naszej, to również europejskiej. W związku z tym posiadają umiejętności, które dają gwarancję gry o wysokie cele. Uważam, że zawiodła sfera mentalna. Zabrakło czasu, aby na nowo przeładować emocje. Było wiele sytuacji, w których zawodnicy sobie przeszkadzali przy odbiciu piłki, zderzali się ze sobą na boisku, przebijali piłki w sposób, w który zazwyczaj tego nie czynią. Czego to było efektem? Tego, że emocje zadziałały w przeciwnym kierunku. One spętały drużynę, która była tłem dla własnej jakości. Nawet trener był skołowany tym, co dzieje się na boisku.

 

Czyli mistrzowie Polski za bardzo chcieli wygrać?

– Myślę, że tak. Praktycznie nie było zawodnika, który grałby na swoim poziomie. Momentami Patry, większymi fragmentami Tomek Fornal, ale od takich siatkarzy wymaga się również, aby byli motorem napędowym dla pozostałych kolegów z drużyny albo nawet tym graczem, który weźmie na plecy całą drużynę, aby mecz był rozgrywany według założeń, które zostały przyjęte. Itas był solidnym zespołem, który zagrał niezwykle skutecznie. Nie można zapomnieć, że też miał swoje problemy, zwłaszcza zdrowotne. Nie mam wątpliwości, że Jastrzębski Węgiel był na takim samym poziomie jak Itas Trentino, a nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że wyżej ocenianym niż jego rywal, a jednak nie poradził sobie w tym spotkaniu.

Zobacz również
Z trybuny prasowej – misja Antalya: w finałach 0 (1):3

A czy według pana był w tym meczu moment, w którym Jastrzębski Węgiel mógł zaczepić się do gry?

– Uważam, że był on w drugim i trzecim secie. W nich były momenty, w których jastrzębianie doprowadzali do remisu, a nawet wychodzili na jednopunktowe prowadzenie, ale nie byli na tyle skuteczni, aby nie pozwolić sobie odebrać zwycięstwa czy też narzucić sobie stylu gry przeciwnika. To były szanse, które dawały nadzieje na przełamanie, ale nie zostały wykorzystane. Nie tylko dlatego, że sami się pogubili, ale też dlatego, że przeciwnik rozgrywał ich, jak chciał. Tego dnia byli zupełnie bezradni wobec dobrze grającego zespołu włoskiego, który prezentował się dojrzale i kontrolował boiskowe wydarzenia.

 

A ta finałowa porażka trochę zamazuje to, co w tym sezonie polskie zespoły osiągnęły w europejskich pucharach?

– Zupełnie nie zamazuje. Oczywiście, pewnie zdarzą się ludzie, których ten wynik nie będzie do końca satysfakcjonował, ale obiektywnie rzecz biorąc zwycięstwo w Challenge Cup, w Pucharze CEV i drugie miejsce w Lidze Mistrzów pokazują, że ten sezon był niezwykle udany – chyba najlepszy w historii męskiej, klubowej siatkówki. Do pełni szczęścia zabrakło nam tego, co ZAKSA fundowała nam przez 3 lata i z czego byliśmy dumni, czyli sukcesu w Lidze Mistrzów. ZAKSA miała umiejętność gry w końcówkach. Potrafiła świetnie rozgrywać takie momenty. Jastrzębski Węgiel, choć miał podobny potencjał, tego nie uczynił.   

 

Znaki zapytania przed zmaganiami kadrowymi

To na koniec zapytam jeszcze o reprezentację, bo płynnie z finału Ligi Mistrzów przeszliśmy do kadry, dla której priorytetem są igrzyska olimpijskie. Czy według pana uda się przełamać ćwierćfinałową klątwę?

– Musimy odciąć się od negatywnych przemyśleń i myśleć o tym, co jest przed nami. Chociaż sytuacja nie będzie łatwa, bo Nikola Grbić opierał się w dużej mierze na zawodnikach ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Oni w ostatnim sezonie mocno zostali wytargani i nie bardzo wiadomo w jakiej są dyspozycji mentalnej. Osią kadry byli przecież Kaczmarek, Śliwka, Bednorz. Jeśli do tego dołożymy zawodników Jastrzębskiego Węgla, który przegrał w finale i na pewno frustrację odczuwają Fornal, Popiwczak czy Huber, to może jakimś rozwiązaniem będzie włoska para, czyli Semeniuk i Leon jako ludzie wracający do reprezentacji z sukcesem.

 

Czyli przed sezonem kadrowym jest kilka znaków zapytania?

– Na pewno Grbić będzie miał kilka problemów. Od nowa będzie musiał budować oś drużyny, odbudowywać pewne strefy, stawiać na określonych graczy i liczyć na to, że w drużynie będzie radość z gry i głód wygrywania oraz, że  ten stosunkowo krótki okres przygotowawczy przyniesie efekty. Nie będzie to łatwe. Dlatego nie dziwię się wypowiedzi Nikoli Grbicia, który po finale Ligi Mistrzów bardzo mocno tonował hurraoptymistyczne oczekiwania wobec kadry. Potrzeba więcej spokoju. Należy liczyć, że trener znajdzie odpowiedni klucz do tego, żeby odbudować drużynę, przygotować ją i zbudować formę sportową na tyle mocną, aby w igrzyskach przełamać pewną niemoc, która towarzyszyła nam na poprzednich turniejach olimpijskich.

 

Zobacz również
Drugi raz na drugim stopniu podium: Fornal: Boli tak samo jak rok temu

źródło: inf. własna

nadesłał:

Więcej artykułów z kategorii :
Aktualności, europejskie puchary

Tagi przypisane do artykułu:
, , , ,

Więcej artykułów z dnia :
2024-05-08

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2024 Strefa Siatkówki All rights reserved