Rozpoczął się sezon ligowy 2024/2025. W odstawkę zatem idzie na dobrych kilka miesięcy reprezentacyjne granie oraz myśli. Te jednak nie opuszczają trenera Nikoli Grbicia, który niemalże od samego początku PlusLigi obserwuje reprezentantów i przygląda się zawodnikom. Serbski szkoleniowiec w rozmowie z Markiem Żochowskim ze sport.se.pl wyraża swoją opinię nt. zmiany częstotliwości i formatu rozgrywania mistrzostw świata oraz Europy.
MISTRZOSTWA ŚWIATA 2025
Po sezonie reprezentacyjnym, w którym na tapecie były igrzyska olimpijskie, nastąpi kolejny sezon kadrowy, w którym głównym celem będą mistrzostwa świata. Te odbędą się na Filipinach. Polacy poznali już swoich grupowych rywali. O tym, z kim potencjalnie mogą zmierzyć się w fazie play-off, informowaliśmy tutaj. Główną zmianą przyszłorocznych rozgrywek będzie rozszerzenie liczby uczestników z 24 do 32. Niemniej jednak w dalszym ciągu grupy liczą po cztery zespoły, a decydująca walka o tytuł rozpocznie się od 1/8 finału. Niemniej większa ilość zespołów równa się większej ilości zespołów słabszych.
– Nie wydaje mi się, by powiększenie liczby zespołów cokolwiek zmieniało. System rozgrywek (trzy mecze grupowe i potem maksymalnie cztery w fazie pucharowej – red.) sprawia, że nie będą to intensywne zawody. Gdy sobie na przykład przypomnę MŚ w 1998 roku, to zagraliśmy tam 12 meczów w 17 dni. Tutaj będzie więc nieco więcej czasu między spotkaniami. Mamy więcej uczestników, a to znaczy, że pojawią się słabsze drużyny, dodane do rywalizacji z niskich pozycji rankingu światowego. Będziemy grać z kilkoma niżej notowanymi rywalami. Natomiast z grupy awansuje się od razu do 1/8 finału, tu nie ma zmiany w stosunku do poprzedniego mundialu – mówił Markowi Żochowskiemu ze sport.se.pl Nikola Grbić, trener reprezentacji Polski.
WIELKA ZMIANA
Bezapelacyjnie bardzo dużą zmianą w mistrzostwach świata jest nie tylko zwiększenie liczby uczestników, ale jednocześnie zwiększenie częstotliwości samej imprezy. Ta nie będzie już odbywała się co cztery, a co dwa lata. Pomiędzy ostatnim mundialem a nadchodzącym upłyną trzy lata. Niemniej jednak kolejna odsłona turnieju o globalny czempionat obędzie się w 2027 roku w Polsce. – Da to tyle, że częściej będzie można walczyć o złoto mundialu. W tym sensie to może być dobrym rozwiązaniem – przyznał Serb.
W związku z tą zmianą konieczne było przesunięcie mistrzostw Europy, które nominalnie i naturalnie powinny odbyć się w 2025 roku. Do nich dojdzie w 2026 roku, a więc kolejna impreza będzie mieć miejsce w 2028 roku. W tym samym, kiedy odbędą się igrzyska olimpijskie w Los Angeles. Do dwóch jakże istotnych turniejów dojdzie w dodatku Liga Narodów. W praktyce oznacza to, że sezon reprezentacyjny będzie wyjątkowo intensywny. Zasadniczo do tego typu sytuacji będzie dochodzić co cztery lata.
– Gorszym skutkiem jest przesunięcie mistrzostw Europy w ten sposób, że w jednym z sezonów (2028 – red.) trzeba będzie przetrwać grę w Lidze Narodów, igrzyskach i mistrzostwach Europy. To będzie koszmar. Wystarczy sobie przypomnieć jak złota Francja po igrzyskach w Tokio wypadła na mistrzostwach Europy kilka tygodni później. Mistrz olimpijski prowadzony wtedy przez Bernardinho przegrał w ćwierćfinale z Czechami… Dlatego moim zdaniem jakość gry w mistrzostwach Europy zaraz po turnieju igrzysk będzie zdecydowanie niższa. Bo po prostu nie da się potraktować Eurovolleya w sezonie olimpijskim jako docelowej imprezy – wyjaśnił Nikola Grbić.
Zobacz również:
Trener czujnie śledzi swoich. Nikola Grbić na Torwarze
źródło: sport.se.pl