W sierpniu w spalskiej hali sportowej COS młodzi kadrowicze mieli okazję poznać wyjątkową postać polskiej, jak i światowej siatkówki. Reprezentanci Polski do lat 18 spotkali się z wicemistrzem olimpijskim, Wilfredo Leonem. Spotkanie zorganizowała firma Zamst, której ambasadorem od kilku lat jest właśnie Wilfredo Leon. Reprezentant Polski opowiedział Strefie Siatkówki nie tylko o wydarzeniu, ale i o igrzyskach i swojej grze w PlusLidze.
Spotkałeś się ostatnio z młodymi siatkarzami reprezentacji Polski. Przedstawiłeś im wizję siatkarza dbającego nie tylko o trening, nie tylko o swoją siatkówkę, ale także o siebie i swój organizm. Co im chciałeś tak najbardziej przekazać?
Wilfredo Leon: Chciałem przekazać im coś bardzo istotnego. Jako młodzi ludzie myślimy o różnych rzeczach, które mają bardzo duży wpływ na naszą głowę. Opowiedziałem im moją perspektywę, zachowania organizmu, jakie mogą być na turniejach i na tych bardzo ważnych turniejach, jak igrzyska olimpijskie. Czy oni coś z tego wykorzystają? Na razie są jeszcze bardzo młodzi, więc zobaczymy. Zwróciłem im też uwagę na to, jak ważne jest, mieć bardzo dobre przygotowanie zarówno fizyczne, jak i mentalne. Ale również obok tego, jak ważne jest, by mieć dodatkowy sprzęt, taki jak marki ZAMST, który chroni i pomaga w karierze sportowej. Rozmawialiśmy sporo o tym, jak wyglądały igrzyska, jak było w Paryżu. Poruszyliśmy różne kwestie, które były dla nich ważne.
Zwróciłeś uwagę na sprzęt dodatkowy. Jak było przed używaniem go, a jak jest teraz?
– Mam dwa etapy w swojej karierze. Już dzisiaj myślę, że mogę powiedzieć, że nawet trzy. To, co mogę porównać. Przed używaniem ZAMST miałem treningi ze sprzętem innej firmy i treningi bez. Nie do końca czułem różnicę. Gdy ZAMST zaproponował mi współpracę, przede wszystkim powiedziałem, że mogę spróbować, ale jeśli to ma być dobra współpraca, to najpierw ja muszę przetestować na sobie produkt. Chcę wiedzieć, czy to będzie mi pasowało czy nie. Nie chciałem reklamować produktu, który nie będzie dla mnie wygodny i nie będzie dawał tego, czego ja szukam. Firma się spieszyła, wszystko robili, a ja byłem zdziwiony, że aż tak szybko mogą przygotować to wszystko. Czasami robi się różne rzeczy szybko i nie jest, tak jak ma być. Jednak dzisiaj mogę powiedzieć, że stabilizator na kolanie bardzo mi pomaga. Każde uderzenie o ziemię było już bardziej miękkie, a nie twarde. Po drugie mam specyficzne ciało i kiedyś lekarz powiedział mi, że będę grać krótko. Dzięki tym nakolannikom czuję się bezpiecznie i nie jest tak, że to kolano wyskakuje mi do jednej czy do drugiej strony. Po prostu czuję, że jest stabilne. Nie szukam wygody w tym momencie, chcę uratować ten mięsień, który albo niedokładnie pracuje albo jest problematyczny. Dlatego teraz gram z odpowiednim modelem, a nie takim, który ma np. zapięcia na rzepy. Wiedziałem, że nie potrzebuję dużej ruchomości, trochę tak, ale nie za bardzo. Zawsze wszystkim polecam, żeby sprawdzić, co komu pasuje, co będzie dobrze wpływało na ciało. Bo jedna rzecz może być gorsza i na odwrót. Zawsze mówię, że dana osoba musi iść do sklepu i spróbować, sprawdzić produkt.
Odpocząłeś trochę po igrzyskach?
– Chciałbym trochę bardziej odpocząć (śmiech). Dzisiaj wracam już do Lublina, a jutro mamy pierwszy trening (rozmowa przeprowadzona w dn. 25.08.24). Jako sportowcy zawsze trochę brakuje nam tego wolnego. Często dostajemy bardzo mało tego czasu wolnego. Choć nawet, gdybyśmy dostali dwa, trzy dni więcej, to i tak byłoby za mało. Muszę jednak powiedzieć, że dzięki trenerowi i klubowi mogłem spędzić trochę więcej czasu z rodziną. Jestem bardzo zadowolony, ale trzeba już wracać do pracy.
czas na plusligę
Docierało do ciebie, jak kibice w Polsce reagowali na twój transfer do PlusLigi? Wszyscy na ciebie bardzo czekali…
– Tak, już od wielu lat wypytywali: kiedy będziesz grać w Polsce, kiedy wrócisz? Mówiłem: przyjdzie na to czas. Do tej pory cały czas w swojej głowie wiedziałem, że wszystko w swoim czasie. Nie można tego przyspieszać ani opóźniać. Wszystko ma swój czas i teraz jest ten mój czas w Polsce.
W jednym z wywiadów mówiłeś, że to ze względu na szkołę dzieci. Czy to oznacza, że w PlusLidze zagrzejesz miejsce na dłużej?
– Jestem w takiej sytuacji, że nawet jeśli córka skończy szkołę to jest jeszcze syn, a następnie jest jeszcze malutka (córka – przyp. red.). Czyli to znaczy, że końcówka mojej kariery będzie na pewno tutaj, w Polsce. To trzeba patrzeć na każdą stronę. W swojej głowie mam pomysł, by już wszystko do końca robić w w Polsce. Chcę jednak zobaczyć, jak to wygląda, jak będę się czuć w lidze.
Orientowałeś się, jak to wygląda w PlusLidze. Kto będzie najgroźniejszy dla was?
– Praktycznie cały zespół kadrowy będzie tutaj, będzie grać w najlepszych klubach. Trochę rozmawialiśmy w trakcie przygotowań. Żartowaliśmy, że będzie wielka grupa, która będzie walczyć o najwyższe cele, a my będziemy rywalizować. To jest bardzo fajne. Jeszcze fajniejsze jest to, że będę mieć po raz pierwszy sytuację, że wyjdę na boisko, a na przeciwko będzie kolega, który np. jeszcze „wczoraj” był ze mną w pokoju, bo graliśmy razem. Śmiali się, że teraz będę sprawdzany w PlusLidze, ja jednak za każdym razem odpowiadałem: nie, to teraz ja będę sprawdzał was (śmiech).
A jeżeli chodzi o rozmowy z LUK-iem Lublin. Długo to trwało? Od momentu pierwszych rozmów do podpisania umowy…
– Nie powiem, że trwało to krótko. Bo jeśli trwałoby to krótko, to by było za łatwe. Każda ze stron w trakcie negocjacji nie jest do końca zadowolona. Jeśli byłoby inaczej, to mam wrażenie, że mogłoby być źle. Każdy przedstawia swój punkt widzenia, ale doszliśmy do punktu, w którym obie strony zgodziły się.
Tym bardziej, że miałeś kilka ciekawych ofert. Co zdecydowało o tym, że wybrałeś LUK?
– Przy porównywalnych ofertach LUK wygrał tym, że bardziej . Tak naprawdę oprócz oferty z Lublina dotarła do mnie jedna bardzo konkretna oferta. Inna była już w stylu: zobaczymy, bo nie wiemy. Plusem dla mnie jest to, że jest bardzo blisko do domu w linii prostej i szkoła dla dzieciaków. Lublin to miasto, w którym jest bardzo dużo studentów i jak przeglądaliśmy oferty to zdecydowaliśmy, że to właśnie tu zagramy. Nie ukrywam, że druga kwestia, to były też finanse.
trening bez butów?
Gdy będziesz wracał pamięciom do igrzysk olimpijskich w Paryżu, który moment zapamiętasz, jako ten najcięższy?
– Najcięższy? Nie wiem, czy jeden jestem w stanie wyłowić, bo mam kilka takich momentów. Na pewno jednym, o którym nie zapomnę, to jak zapomniałem butów na trening.
Jak to się stało?
– Po prostu się stało (śmiech). Zapakowałem całą walizkę, wszystko miałem, słuchawki na uszy, włączyłem swoją muzykę. Zrobiłem wszystko po swojemu, a więc jedziemy. Jak się już okazało, że nie mam butów, to kilka minut trenowałem bez, ale późnej już dojechały. Cały czas mam to w głowie. Jeśli chodzi już o stronę sportową i nasze granie… Każdy jest bardzo zadowolony i uważa, że mecz z USA był najbardziej emocjonujący. Ja osobiście jestem dużo bardziej z zadowolony z meczu z Brazylią. Ten meczu zbudował naszą drużynę chyba najbardziej. Zdjął z naszych głów dużą presję i dowiedzieliśmy się w nim, na jaki poziom jesteśmy w stanie wejść. Tak wcześnie rano, taki rywal i mimo że przegrywaliśmy, to mimo problemów byliśmy w stanie doprowadzić do tie-breaka. W nim już szczęście jest po jednej albo po drugiej stronie boiska. Ten tie-break, którego wygraliśmy dodał nas pewności.
Zobacz również:
Młodzi reprezentanci Polski pod wrażeniem Wilfredo Leona
źródło: inf. własna