Reprezentacja Polski jest na ostatniej prostej przed turniejem olimpijskim. Biało-czerwoni w Memoriale Wagnera wygrali wszystkie spotkania, teraz czeka ich jeszcze turniej towarzyski w Gdańsku. – Chłopaki mają olbrzymią świadomość tego, po co tam jadą. To jest sport, każdy zespół liczy na medal – powiedział Krzysztof Ignaczak. W rozmowie ze Strefą Siatkówki opowiada również o tym, ile zmieniło się do 2014 roku, kiedy on sam sięgał po mistrzostwo świata.
W rozmowie ze Strefą Siatkówki Krzysztof Ignaczak wspomina, ocenia i komentuje
- złoto mistrzostw świata wywalczone 10 lat temu
- jaki wpływ mieli na niego mistrzowie olimpijscy z Montrealu
- wybory Nikoli Grbicia
- brak powołania dla Bartosza Bednorza
- olimpijską atmosferę
Jakie masz najlepsze wspomnienie z 2014 roku?
Krzysztof Ignaczak: Ja bym zaczął od 1974 i 1976 roku. Na początku mojej drogi, jako młodego człowieka pojawiało się wspomnienie obu finałów. Pierwsze nazwiska, które słyszałem, to właśnie te, z którymi miałem przyjemność być tutaj.
Od tego właśnie zaczęło się moje marzenie. Młodego gościa, który postanowił, że powalczy o to, aby zagrać w biało-czerwonym trykocie. W 2014 roku to było moje spełnienie marzenia. Miałem już 36 lat, był ukształtowanym mentalnie i fizycznie zawodnikiem. Finał mistrzostw świata w Katowicach był idealną klamrą.
Wcześniej trzy razy brałem udział w mistrzostwach świata, ale dopiero za czwartym udało się zdobyć medal. Trzykrotnie byłam również na igrzyskach olimpijskich. Tutaj czuję się trochę niespełniony, tego medalu mi brakuje. Wiem, że teraz pozostało mi już tylko kibicowanie młodszym kolegom, żeby to oni stanęli na podium i miejmy nadzieję, że zdarzy się to w tym roku. Mamy naprawdę fajną reprezentację.
Myślę w konsekwencji tego, co się wydarzyło. Zaczęło się w latach 70-tych latach drużyną Huberta Jerzego Wagnera, teraz to kontynuacja wicemistrzostwa świata z 2006 roku. Trzeba jednak podkreślić również zdobycie mistrzostwa świata i Europy juniorów prowadzonych przez Ireneusza Mazura.To był początek boomu na siatkówkę i zmian, które przyszły.
Ja miałem chyba to szczęście, że mogłem na własnej skórze doświadczać jak siatkówka z amatorskiej zmienia się w profesjonalną, taką jaką jest dzisiaj. Moje początki to było noszenie wody czy gorącej herbaty w bukłakach, nie było odżywek, koszulki były za duże, w jednym rozmiarze dla wszystkich.
Teraz mamy zespoły gotowe, w pełni profesjonalne, z trenerami od przygotowania fizycznego, mentalnego. Do tego statystycy, wszytko matematycznie się zgadza. Jesteśmy w zupełnie innym punkcie.
Jako trzykrotny olimpijczyk jesteś w stanie potwierdzić, że otoczka faktycznie potrafi zwalić z nóg?
To zupełnie inna specyfika turnieju, coś, z czym młody sportowiec musi się zmierzyć. Igrzyska olimpijskie mają wymiar globalny. W mistrzostwach świata i Europy jesteśmy we własnym sosie. Z ludźmi, z którymi się znamy na co dzień, spotykamy się w trakcie sezonu klubowego, więc nawet największe siatkarskie nazwiska na nas nie robią wrażenia.
Natomiast jadąc na igrzyska spotykasz sportowców z pierwszych stron gazet, oni są wokół ciebie. Siadasz na stołówce, która pomieści trzy tysiące ludzi i nie wiesz czy dzisiaj jesz obiad z przyszłym mistrzem olimpijskim.
Jest dużo czasu i przestrzeni do zastanawiania się nad tym wszystkim. Nawet zmiana systemu rozgrywek olimpijskich powoduje, że mamy kilka dni pomiędzy meczami. Te dni ciężko będzie wypełnić, żeby nie myśleć, nie czekać w przedmeczowym napięciu. Kiedy grasz co dwa dni, nie myślisz o tym, twoje ciało odpoczywa, bo musisz się zregenerować. Wychodzisz, grasz, turniej płynie swoim rytmem.
Teraz będzie sporo napięcia przed kolejnymi meczami, zastanawiania się jak zagram. To może być męczące w perspektywie dwóch tygodni. Zobaczymy jak nasi siatkarze sobie z tym poradzą. Liczę, że bardziej doświadczeni zawodnicy będą w stanie poprowadzić młodszych. Żeby nie siedzieć tylko w wiosce olimpijskiej, wyjść, zobaczyć Paryż. Trzeba sobie radzić ze stresem, który będzie narastał. Mamy wielu doświadczonych graczy w kadrze, którzy byli już na igrzyskach olimpijskich.
To nie jest trochę tak, że jako Polacy, dojrzeliśmy do igrzysk olimpijskich? Podejście do otoczki jest bardziej stonowane?
To się łączy z tym, co mówiłem wcześniej. Profesjonalizm w siatkówce jest teraz duży. Chłopaki mają olbrzymią świadomość tego, po co tam jadą. To jest sport, każdy zespół liczy na medal.
Mamy pięciu, sześciu kandydatów do walki o medale. Oczywiście będą outsiderzy, tacy jak Egipt. Trzeba było zastanowić, czy warto dopuszczać z rankingu drużyny, które tak bardzo odstają poziomem od reszty stawki. Zaznaczą swoją obecność, ale mam nadzieję, że biało-czerwoni nie będą mieli z nimi przeprawy i turniej olimpijski dla nas rozpocznie się dopiero po pięciu dniach. O dziewiątej rano, to piękno igrzysk, ale nie ma co narzekać. My z Australią również graliśmy o dziewiątej. Mam nadzieję, że w tym roku podopieczni Nikoli Grbicia tego nie powtórzą, bo my wtedy przegraliśmy.
Może właśnie tych mocnych lepiej mieć w fazie grupowej?
Jak były dwie grupy to mocne drużyny lepiej było mieć w grupie, wtedy. Teraz nowy system rozgrywek spowodował to, że mamy grupę, w której musimy zająć bardzo dobre miejsce, żeby zagrać z teoretycznie słabszym zespołem.
Gdybyśmy w fazie grupowej wygrali tylko z Egiptem, wychodzimy teoretycznie z trzeciego miejsca, to nagle możemy trafić na Włochów, Amerykanów czy inną mocną ekipę. Nie będzie łatwo, trzeba się skoncentrować i zająć jak najlepsze miejsce w grupie.
Skomentujesz wybory olimpijskie Nikoli Grbicia?
Wszyscy je komentują (śmiech). Trener na pewno miał twardy orzech do zgryzienia, to nie były dla niego proste wybory. Na pewno trudno było podziękować Bartkowi Bednorzowi. Myślę, że Bednorz pokazał swoją wartość. Trener musiał chyba tak zareagować, biorąc pod uwagę w jakiej dyspozycji na ten moment znajdują się nasi atakujący, stąd posiłkuje się Bartkiem Bołądziem.
Do tego zmiana przepisu o trzynastym zawodniku. Nie wiem czy trener wiedział, że będzie możliwość rotacji. To super informacja i liczę, że Bołądź, który jest w znakomitej dyspozycji, będzie dużym wsparciem na pozycji atakującego.
Mnie martwiła pozycja libero. Obserwowałem Pawła Zatorskiego i trochę się martwiłem o to czy kontuzja z sezonu klubowego będzie rzutowała dalej. Paweł potwierdził, że jest zdrowy, nie ma problemów z biodrem, więc powinien sobie dać radę. Myślałem, że w trzynastce znajdzie się dwóch libero. Sam wziąłbym na wszelki wypadek Kubę Popiwczaka, gdyby Zatorskiemu coś się stało. Kuba już dojrzał do równej rywalizacji z Pawłem. Moim zdaniem reszta składu była już znana. Trener Grbić sam podkreślał, że trzon kadry to ośmiu, dziesięciu siatkarzy. Zastanawiał się nad dwoma pozycjami i efektem są powołania.
Co twoim zdaniem nie do końca gra z Bartkiem Bednorzem, bo to kolejny raz, kiedy przed dużą imprezą odpada na ostatniej prostej.
Ja miałem okazję kilka razy rozmawiać z Bartkiem, kilka razy grałem przeciwko niemu, ale nie trenowaliśmy nigdy razem. Uważam, że to jest bardzo dobry gracz, będący naturalną zmianą dla Leona. Zakładając, że nasza podstawowa para przyjmujących to Leon-Fornal.
Trener zdecydował, że weźmie Śliwkę i Kamila Semeniuka, on ma większą wiedzę tego, co się dzieje na treningach. My możemy spekulować jak zwykle, ale trener miał ich na treningu, obserwował ich podczas codziennych zmagać, wie jakie mają dolegliwości. Musimy po prostu zaufać trenerowi, że dokonał właściwych wyborów. Nie pozostaje nam nic innego jak kibicować, żeby chłopaki przywieźli z Paryża upragniony medal.
Zobacz również:
Igrzyska olimpijskie: Łatwy rywal Polaków na początek [terminarz]
źródło: inf. własna