Aleksander Śliwka aktualnie przebywa z kadrą na turnieju Ligi Narodów w Antalyi. W rozmowie z Edytą Kowalczyk z „Przeglądu Sportowego” przyjmujący opowiedział o niedawnym ślubie, powrocie po kontuzji i trudnym sezonie ligowym. – I ja, i Łukasz Kaczmarek, który też odchodzi, nie tak wyobrażaliśmy sobie koniec naszej przygody w Kędzierzynie-Koźlu. Z drugiej strony, gdyby wszystko było w porządku, to może przedłużylibyśmy kontrakty? Nie chcę wracać do zeszłego sezonu. Mam swoje wnioski i przemyślenia, z których wyciągnę lekcję na przyszłość – mówi.
PO ŚLUBIE SZYBKI POWRÓT DO PRACY
Niedawno Aleksander Śliwka, który w Antalyi pełni rolę kapitana Biało-Czerwonych poślubił swoją partnerkę, Jagodę, ale szybko musiał wrócić do pracy. Żona Aleksandra Śliwki sama jest siatkarką plażową. – Nie było dłuższej przerwy, ale też nie wnioskowałem o to. Dwa tygodnie temu w piątek wyjechałem ze zgrupowania, w sobotę odbyła się ceremonia i dzień później już wracałem do drużyny. Oboje z żoną (Jagoda Gruszczyńska, siatkarka plażowa – red.) oczywiście wyczekiwaliśmy tego dnia, weekend upłynął pod znakiem relaksu i cieszenia się naszą chwilą. Natomiast oboje wracaliśmy później do swoich obowiązków i przygotowań do igrzysk. Zresztą część kadrowiczów też była obecna na moim weselu, ale wszyscy wróciliśmy do Spały tego samego dnia – mówi Śliwka. Podkreślił, że na podróż poślubną przyjdzie czas. Siatkarz trzyma kciuki za żonę, aby także wywalczyła bilet do Paryża. – Rzeczywiście podróż poślubna jest w dalszych planach. Po igrzyskach przyjdzie czas na spokojne planowanie, bo w tej chwili odpoczynek nie jest mi w głowie. Żona jeszcze walczy o kwalifikację olimpijską, ale wspaniale byłoby się spotkać w Paryżu i oboje pracujemy na to każdego dnia bardzo mocno. To byłaby wielka duma. Wiadomo, że to się wiąże z wieloma wyrzeczeniami, spędzaniem czasu osobno, ale mamy pełną świadomość, jakie cele nam przyświecają.
POWRÓT PO KONTUZJI
Miniony sezon ligowy był trudny dla Aleksandra Śliwki ze względu na kontuzję, operację złamanego palca i wyniki ZAKSY. Siatkarz wrócił już jednak do gry. – Po złamaniu kość się trochę nadbudowała i stąd to zgrubienie. Modelowanie tego stawu i kości to długotrwały proces, ale wraz z wykonywanymi codziennie ruchami, codziennie się rehabilituje. W międzyczasie po prostu gram, wzmacniam go i robię wszystko, żeby podczas meczu czy treningu nie myśleć o tym, że ten palec był złamany. Na co dzień nie odczuwam dużego dyskomfortu, najwyżej czasami trochę poboli. Od początku nie chciałem, żeby ta kontuzja zaprzątała mi głowę po powrocie i mam nadzieję, że będę grać na jeszcze wyższym poziomie niż wcześniej. Gdy wróciłem do gry po trzech miesiącach przerwy, byłem tak stęskniony za boiskiem, że nie myślałem o tym, że miałem kontuzję. Adrenalina była naprawdę wysoka – opowiada przyjmujący. Śliwka chciał być z kadrą już od samego początku. –Pamiętam, że rozmawialiśmy z trenerem przez telefon jeszcze, gdy byłem w szpitalu i czekałem na zabieg. Wtedy diagnoza była bardziej optymistyczna, ale później okazało się, że sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana, stąd dłuższa przerwa. Moje pierwsze myśli dotyczyły tego, żeby wrócić do gry jeszcze w sezonie klubowym, a kadra i igrzyska były bardziej długofalowym celem. Od razu pojawił się pewien mały strach dotyczący tego, czy zdążę odzyskać formę i pełnię zdrowia. W tej chwili wiem, że jak najbardziej tak. W 99 proc. jestem gotowy fizycznie do grania w siatkówkę i teraz tylko jedynym zmartwieniem jest dojście do odpowiedniej formy siatkarskiej – mówi.
TRUDNY SEZON W ZAKSIE
Aleksander Śliwka po kilku sezonach odszedł z ZAKSY Kędzierzyn -Koźle i jak mówi, nie tak wyobrażał sobie ten koniec. W klubie nie działo się dobrze. – I ja, i Łukasz Kaczmarek, który też odchodzi, nie tak wyobrażaliśmy sobie koniec naszej przygody w Kędzierzynie-Koźlu. Z drugiej strony, gdyby wszystko było w porządku, to może przedłużylibyśmy kontrakty? Nie chcę wracać do zeszłego sezonu. Mam swoje wnioski i przemyślenia, z których wyciągnę lekcję na przyszłość, żeby stać się lepszym zawodnikiem. Natomiast wokół klubu i drużyny wydarzyło się tak wiele złych rzeczy, że wolę zostać przy pięknych wspomnieniach z pięciu wcześniejszych sezonów, wywalczonych trofeów, stworzonych relacji z ludźmi – od kolegów z drużyny, przez sztab i pracowników klubu. Ten czas był naprawdę wyjątkowy i życzyłbym sobie, żebym kiedyś jeszcze trafił do miejsca, w którym będzie tak świetna atmosfera – mówi. – Wydarzyło się dużo złych rzeczy, zaczynając od kontuzji. Ogólnie te urazy były momentem, od którego wszystko zaczęło się psuć, a potem przyszły porażki, kończyła się cierpliwość różnych osób. W konsekwencji doszło do zmiany trenera i kierownictwa klubu. My staraliśmy się odsuwać to wszystko na bok i robić swoje, ale i tak to na nas wpływało. Najbardziej żałuję tego, że po powrocie wszystkich zawodników do pełni zdrowia, nie udało się wejść do fazy play-off, bo mocno wierzyłem w to, że będziemy w stanie sprawić niespodziankę. Skoro tak się nie stało, to znaczy, że nie zasługiwaliśmy na miejsce w ósemce i nie byliśmy w tym sezonie drużyną, która mogłaby walczyć o medale PlusLigi, tak jak sobie wymarzyliśmy.
CEL – PARYŻ
Aleksander Śliwka z kadrą już powoli przygotowują się do igrzysk olimpijskich. Został zapytany o to, czy woli poznać skład na igrzyska wcześniej. – Z psychologicznego punktu widzenia to na pewno jest ciekawy temat. Trener Nikola Grbić cały czas podkreśla, żeby każdy z nas przygotowywał się tak, jakby miał jechać na igrzyska. Żeby nikt nie odpuszczał, bo każdy może okazać się potrzebny. Dlatego skupiamy się na pracy, bo jeśli za bardzo wybiegniemy w przyszłość i zaczniemy zastanawiać się nad tym, co będzie w Paryżu, to stracimy koncentrację – mówi.
źródło: Przegląd Sportowy