– Pewnie za jakiś czas docenimy to wicemistrzostwo, bo jest ono ogromnym sukcesem, ale bezpośrednio po turnieju czujemy niedosyt, że nie zdobyliśmy złota – powiedział w rozmowie ze Strefą Siatkówki najlepszy libero MP juniorów, Oskar Woźny.
O jednego seta od mistrzowskiej korony
Emocje po finale MP juniorów już opadły. Jesteście zadowoleni ze srebra czy jednak odczuwacie niedosyt, bo złoto było tak blisko?
Oskar Woźny: Przed sezonem marzyliśmy o złocie. Wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie osiągnąć ten cel. Bardzo niewiele do tego zabrakło, bo po bardzo zaciętym boju w finale zakończyliśmy zmagania na drugim miejscu. Oczywiście, pewnie za jakiś czas docenimy to wicemistrzostwo, bo jest ono ogromnym sukcesem, ale bezpośrednio po turnieju czujemy niedosyt, że nie zdobyliśmy złota.
Niewiele brakowało wam do tego złota, bo prowadziliście 2:1 i wydawało się, że jesteście na dobrej drodze do mistrzowskiego tytułu.
– Finał przebiegał bardzo ciekawie, bo sety, które przegraliśmy, toczyły się pod dyktando częstochowian. Wygrywane przez nas były trochę bardziej zacięte. W tie-breaku przegrywaliśmy 1:5, ale doszliśmy rywali, a później mieliśmy nawet prowadzenie, ale zabrakło nam trochę chłodnej głowy i popełniliśmy za dużo błędów. Mimo wszystko było to niesamowite spotkanie, a oba zespoły zagrały swoją najlepszą siatkówkę.
Czyli w końcówce zabrakło wam opanowania?
– Na pewno. W tie-breaku zrobiliśmy kilka prostych błędów, które wcześniej w tym turnieju nam się nie zdarzały. Małe detale zadecydowały o tym, która z drużyn zgarnęła złoto.
A przygotowanie fizyczne miało znaczenie w tym finale? Był to dość intensywny turniej, a rozegraliście w nim o 4 sety więcej od częstochowian.
– Na pewno miało ono ogromny wpływ, szczególnie, że finał rozegraliśmy dużo wcześniej niż mecze grupowe. Większość meczów rozgrywaliśmy o 16 lub 18:30, a finał odbył się znacznie wcześniej. W półfinale stoczyliśmy pięciosetowy bój o 18:30 i mieliśmy bardzo mało czasu na regenrację. Dodatkowo w trakcie sezonu mieliśmy mnóstwo problemów zdrowotnych, z których wychodziliśmy obronną ręką, ale i tak na pewno również to miało wpływ na ten finał.
Kontuzje pokrzyżowały plany
No właśnie, nie zagraliście w optymalnym składzie w turnieju w Bartoszycach. Było to dla was duże utrudnienie?
– Myślę, że tak, chociaż świetnie uzupełnialiśmy wszystkie braki. Na boisku nie dało się odczuć, że kogoś nam brakuje. Na pewno kontuzjowani zawodnicy bardzo chcieliby grać razem z nami, ale niestety nie było to możliwe. Robiliśmy wszystko, aby godnie ich zastąpić. Ci, którzy dostali swoją szansę, na pewno wykonali świetną robotę.
Pan do Gdańska wrócił nie tylko z tytułem wicemistrzowskim, ale też z nagrodą indywidualną. To ważne dla pana wyróżnienie?
– Na pewno. W moim roczniku jest kilku świetnych libero, między innymi Jakub Kubacki i Maksymilian Granieczny, którzy grają już w ligach profesjonalnych, więc zawsze miałem do kogo dążyć. Akurat w tym turnieju w czołowej czwórce zabrakło drużyn tych chłopaków. Byli inni świetni libero, ale ja czułem zaufanie od swojego zespołu. Było to dla mnie bardzo ważne, bo nie musiałem myśleć o indywidualnej postawie, tylko robiłem wszystko, aby pomóc zespołowi. Efektem tego jest ta nagroda. Jest ona spowodowana nie tylko moją dobrą postawą, ale również jakością gry całego zespołu.
Co dalej?
Jak rysuje się pana przyszłość?
– Na razie jeszcze nic nie wiem. Mam nadzieję, że po tych finałach trafią się jakieś ciekawe oferty. Rozważam różne opcje, zarówno pozostanie w Polsce, jak i zagraniczny wyjazd. Na pewno nie będzie mi łatwo znaleźć klub, ale mam nadzieję, że po zdobyciu tytułu wicemistrza Polski juniorów stanie się to prostrze.
Zobacz również
Wojciech Pudo: W mojej głowie była chęć sportowego rewanżu
źródło: inf. własna