Po pokonaniu USA, mistrza olimpijskiego z Tokio, reprezentacja Polski siatkarek przybliżyła się do celu, jakim jest awans do ćwierćfinału mistrzostw świata. Trener Stefano Lavarini opowiada, jak do tego doszło. – Niecałe 24 godziny po porażce z Serbią udało się nam zaprezentować naprawdę znakomicie. I pokazać, że jesteśmy w stanie grać na wysokim poziomie i zapracować na zwycięstwo z tak mocnym rywalem, jak reprezentacja USA. Czy to może być dla nas punkt zwrotny w MŚ? Mam taką nadzieję.
To był wspaniały mecz w naszym wykonaniu. Jak pan może podsumować to zwycięstwo?
Stefano Lavarini: Cóż, bardzo się cieszę. Czekaliśmy na taki mecz i na to, żeby mój zespół mój zagrać z mocnym rywalem tak, jak zagrał z Amerykankami. Na to, byśmy potrafili zapracować na takie zwycięstwo. Nikt nie dał nam tego za darmo. Wiele razy zdarzało się nam grać bardzo dobrze, tak samo jak grać słabo i nie mieć swojego dnia. Czasami potrzeba na parkiecie czegoś ekstra, jakiegoś impulsu. Zobaczcie na mecz z Serbkami, przecież było blisko, by wygrać pierwszego seta. I wówczas wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej.
Z mistrzyniami świata się nie udało, ale pokonaliście mistrzynie olimpijskie.
– I to jest coś, co czyni mnie szczególnie dumnym z dziewczyn. Niecałe 24 godziny po porażce z Serbią udało się nam zaprezentować naprawdę znakomicie. I pokazać, że jesteśmy w stanie grać na wysokim poziomie i zapracować na zwycięstwo z tak mocnym rywalem, jak reprezentacja USA. Czy to może być dla nas punkt zwrotny w MŚ? Mam taką nadzieję. Czasami brakuje właśnie takiej wygranej i liczę na to, że ona doda nam energii i wiary w kolejnych meczach. Nasza podróż trwa, pracujemy na to, by wygrywać takie mecze z mocnymi rywalkami regularnie.
Jak odmienił pan nasz zespół i co powiedział pan siatkarkom po porażce z Serbią?
– Nie mówiłem nic tuż po meczu, bo było już późno i wszyscy byli zmęczeni oraz zawiedzeni. Pozwoliłem dziewczynom się nieco uspokoić i nabrać dystansu do tego meczu. Obejrzałem ten mecz ze swoim sztabem, jak każdego wieczoru. A rano pokazałem dziewczynom wideo, rozmawialiśmy o meczu z USA i tym, jak się do niego przygotować. Rozmawialiśmy nieco później, przypomniałem drużynie, po co tu jesteśmy i jaki mamy cel w mistrzostwach świata. Mówiłem siatkarkom, że jeśli mamy swoje ambicje i cele w tym turnieju, to musimy je pokazać na parkiecie i musimy zaprezentować naszą najlepszą siatkówkę.
Przygotowywał pan jakąś szczególną przemowę?
– Nie, bo to czasami przynosi zupełnie odwrotny skutek i zamiast zmotywować zespół, może go podłamać i dodatkowo przeszkodzić. Byłem z dziewczynami szczery i powiedziałem, że oczekuję znacznie lepszej gry, niż dzień wcześniej. Mówiłem też, że będziemy mieć swoje szanse na parkiecie i że trzeba je wykorzystać, jeśli chcemy osiągnąć sukces. Byłem szczery i mówiłem od serca, bo to najlepsza metoda. Mam nadzieję, że wygrana z USA potwierdziła, że mamy z zespołem ten sam cel i patrzymy w tym samym kierunku. To bardzo cenne, że się rozumiemy i że dziewczyny mi ufają.
Widać, że nie tylko zaufały, ale realizują pana pomysł na grę coraz lepiej.
– Tak, to bardzo mnie cieszy i jestem z tego dumny. Przed każdym meczem stawiamy sobie jakieś cele i dla mnie najważniejszy to widzieć ten zespół grający w ten sposób. Z takim zaangażowaniem i wiarą w zwycięstwo. To nie zawsze oznacza, że się uda i że wygramy, bo na parkiecie jest mnóstwo dodatkowych czynników. Ale to na pewno oznacza, że wykonaliśmy nasze zadanie najlepiej, jak to możliwe.
Przed wami dwa kolejne mecze i awans do ćwierćfinału, który staje się coraz bardziej realny.
– Mam nadzieję, że do końca tej części turnieju będziemy tak skoncentrowani i skuteczni, jak w meczu z Amerykankami. Na pewno czeka nas ciężka walka. Kanada to zespół, który najbardziej zaskoczył mnie swoim poziomem gry w mistrzostwach świata. Po tej drużynie widać największy skok jakości gry od zakończenia Ligi Narodów, tak samo jak po Dominikanie. Znamy nasze rywalki, wiemy że są w formie i musimy zaczynać naszą pracę od początku. Na pewno nie będzie łatwo.
To jeszcze jedno pytanie, tym razem o pana. Czasem można przeczytać, że nie lubi się pan uśmiechać. Czy to prawda?
– Nie, uśmiecham się dość często, tylko w trakcie meczu tego nie widać, bo jestem skoncentrowany na swojej pracy. Proszę zapytać dziewczyn, one widzą mnie uśmiechniętego regularnie, bo mają okazję ze mną przebywać w innych sytuacjach, niż na przykład kibice. Mam swoje poczucie humoru, lubię żartować i naprawdę tak jest, choć czasem ciężko w to uwierzyć (śmiech). Proszę zapytać Weroniki Szlagowskiej, ona wie o tym najlepiej. Bywam wesoły, czasem ironizuję i na pewno dziewczyny to wiedzą. Ale moja praca sprawia, że często jestem bardzo skupiony. Są jednak chwile, gdy okazuję moje emocje bardzo otwarcie i wtedy się uśmiecham.
*Rozmawiał Krzysztof Gaweł
źródło: pzps.pl