Dwa mecze, dwie porażki, jeden wygrany set. Nie tak wyobrażali sobie gracze Projektu start PlusLigi. Choć zmagają się z kłopotami zdrowotnymi swoich zawodników to od drużyny, która ma nie tylko grać w play-off, ale także włączyć się w walki o medale wymaga się lepszej gry. Zarówno w starciu z rzeszowianami, jak i katowiczanami byli zespołem wyraźnie słabszym w każdym elemencie. Kiedy udawało im się wygrać kilka akcji, postawić dobry blok, zaserwować asa to zaczynali popełniać błędy i wracali do punktu wyjściowego. Sami zawodnicy zdają sobie sprawę, że nie grają dobrze i jak zapowiedział Andrzej Wrona muszą sporo poprawić.
Po wysokiej porażce z Asseco Resovią spotkanie z katowiczanami miało być przełamaniem. Warszawianie mieli swoim rywalom także coś do udowodnienia, gdyż w ostatnim momencie poprzedniego sezonu stracili awans do play-off na ich korzyść. Sztuka ta im się nie udała, gdyż poza drugim setem byli zespołem słabszym i przegrali 1:3. – Nasz falstart trwa cały czas, poza drugim setem, gdzie seria zagrywek Linusa Webera sprawiła, że odjechaliśmy na parę punktów. To był jedyny nasz moment, że dobrze graliśmy i byliśmy w stanie nie popełniać błędów, utrzymując przewagę. Nie potrafię tak na szybko powiedzieć, w jakim elemencie graliśmy najgorzej w poprzednich partiach, bo wydaje mi się, że w każdym graliśmy słabo. Musimy coś zmienić w każdej strefie, czy to sportowej, czy mentalnej, żeby być w stanie wygrać trzy sety. Patrząc jak grają inne zespoły to z taką naszą grą nie wygramy z nikim – powiedział Andrzej Wrona.
Trudno się z nim nie zgodzić. W całym spotkaniu nawet jak przegrywali wysoko, to mieli kilka momentów, gdzie udawało im się dochodzić swoich rywali, ale nic poza tym. Zdobywanie punktów nie przychodziło im łatwo, a potrafili je stracić bardzo szybko w dużej mierze dzięki swoim zagraniom. – Są różne rodzaje błędów. Takie, gdzie się ryzykuje mocno na trudnej piłce bolą troszeczkę mniej, a takie przy prostych piłkach jak np. wystawa bolą bardziej i podcinają nam skrzydła. My wtedy przestajemy grać, a przeciwni odjeżdża nam na kilka punktów. To jest nasza bolączka – ocenił.
Złe przygotowanie do sezonu, kontuzje, brak zgrania? Każdy z sympatyków siatkarzy Roberto Santilliego zastanawia się jaki jest powód falstartu ich drużyny? – Mieliśmy dwa miesiące treningów. Oczywiście niektórzy dołączyli później, ale przyjechali z reprezentacji, więc teoretycznie ta forma fizyczna powinna być jeszcze lepsza. Musimy się zastanowić jak chcemy grać, bo na razie gramy bez większego pomysłu i robimy bardzo dużo błędów nie ryzykując aż tak wiele. Czasami trzeba dać przeciwnikowi się pomylić – stwierdził. W ich składzie cały czas brakuje Artura Szalpuka i Kevina Tillie. O ile powrót naszego reprezentanta jest możliwy w niedługim czasie, to kontuzja Francuza jest znacznie poważniejsza. Kapitan stołecznego klubu nie chce zrzucać winy na tą sytuację. – Nie ma co zwalać na kontuzje, bo wiadomo, że jest to osłabienie, ale z tymi ludźmi, z którymi jesteśmy tutaj powinniśmy być w stanie nawiązać wyrównaną walkę z dobrze grającymi katowiczanami – dodał.
Przed nimi bardzo ważne starcie z Barkomem Każany Lwów. Obie drużyny są na samym dole tabeli, więc jedna z nich odnotuje pierwsze zwycięstwo i odbije się od dna. Przed startem PlusLigi wydawało się, że warszawianie będą murowanym faworytem tej rywalizacji, ale teraz sytuacja nieco się odmieniła. – Nie możemy myśleć, że wygraliśmy seta, czy przegraliśmy trzy, a także czy to może być seria trzech, czy czterech porażek. Musimy się skupić na tym co my gramy, bo na razie gramy fatalnie i musimy zacząć od podstaw siatkówki. Nawet jak wypracujemy sobie kontrę, czy obronę to potem nie jesteśmy w stanie dograć łatwej piłki do rozgrywającego. Takie sytuacje deprymują i podcinają skrzydła. Mamy kilka dni do kolejnego spotkania i nie wyobrażam sobie, aby ten mecz wyglądał tak samo jak dwa ostatnie – zakończył Wrona.
źródło: inf. własna