– Brak kalkulacji i gra na maksa pozwala budować mentalność zwycięzców. Nasza drużyna rośnie i nabiera pewności siebie – uważa Sebastian Świderski, prezes PZPS. – Trzeba rozdzielić część sportową i organizacyjną. Sportowo nie mam zastrzeżeń do naszych chłopaków, bo rozbili wszystko, co mogli. Co do organizacji, to trzeba być zadowolonym i pełnym podziwu, dla ludzi, którzy się nią zajmowali. Biorąc pod uwagę to, jak mało było czasu, zrobili kawał roboty. Gorzej jest z frekwencją, bo oprócz meczów gospodarzy i może Ukrainy w Spodku, jest bardzo duża różnica – dodaje.
Jak ocenia pan dotychczasową część mistrzostw świata?
Sebastian Świderski: – Trzeba rozdzielić część sportową i organizacyjną. Sportowo nie mam zastrzeżeń do naszych chłopaków, bo rozbili wszystko, co mogli. Co do organizacji, to trzeba być zadowolonym i pełnym podziwu, dla ludzi, którzy się nią zajmowali. Biorąc pod uwagę to, jak mało było czasu, zrobili kawał roboty. Gorzej jest z frekwencją, bo oprócz meczów gospodarzy i może Ukrainy w Spodku, jest bardzo duża różnica. Trudno jednak wymagać, żeby ludzie przyszli na mecz o godzinie 11. Ale to efekt braku czasu, bo przypomnę, że na organizację mieliśmy kilka miesięcy. Jestem ciekawy, jak będą wyglądały spotkania drugiej tury, a kilka będzie ciekawych.
W Polsce jak zwykle nie możemy narzekać na frekwencję. Widać, że kibice są spragnieni oglądania naszej reprezentacji.
– Naprawdę nie możemy narzekać. Dużo jeżdżę teraz samochodem po Polsce i cały czas odbieram telefony od ludzi, nawet takimi, z którymi nie rozmawiałem kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Wszyscy proszą mnie o pomoc w zdobyciu biletów na mistrzostwa świata.
Większość meczów zakończyła się wynikiem 3:0, co pokazuje bardzo dużą różnicę w poziomie prezentowanym przez uczestników.
– Zawsze będą wyniki 3:0, jeśli będzie tak duży przeskok jakościowy. U góry poziom się wyrównał, czołowe drużyny grają coraz lepiej. Niestety, na dole jest inaczej, stąd takie różnice. Ale przecież były niespodzianki, jak wygrana Meksyku z Bułgarią i awans Tunezji do drugiej fazy. Zastanawiam się jednak, co będzie, jeśli w następnych mistrzostwach świata miałyby wystąpić 32 zespoły… Teraz zadam pytanie, może retoryczne: gdzie jest te osiem silnych zespołów, których nie ma teraz, a miałyby podnieść jakościowo cały turniej?
Często musi pan odpowiadać na pytania o regulamin turnieju?
– Tak, ale przypomnę, że to nie my go ustalaliśmy. Teraz można odrzucić lament innych, że gospodarz ma łatwiej. Regulamin, który miał nam pomóc, tak naprawdę stworzył nam niedźwiedzią przysługę, bo już w ćwierćfinale możemy po raz drugi w tym turnieju wpadamy na silnych Amerykanów.
Każdy inny wynik w grupie niż wygrana 3:1 pozwalał Polsce ominięcie USA.
– Trudno zastanawiać się, co by było gdyby? Jestem zwolennikiem 100-procentowo sportowego podejścia do gry, takiego, jak pokazali zawodnicy, trener i sztab. Brak kalkulacji i gra na maksa pozwala budować mentalność zwycięzców. Niby mamy trudną ścieżkę, ale przegrywając z USA moglibyśmy trafić na Francuzów. Nasza reprezentacja nabiera doświadczenia, bo oprócz Karola Kłosa, Pawła Zatorskiego i Bartka Kurka, większość zawodników debiutuje na takiej wielkiej imprezie. Dla Tomka Fornala, Marcina Janusza, Kamila Semeniuka czy Mateusza Poręby to pierwszy turniej o taką stawkę i co więcej, przed wspaniałą publicznością. Nasza drużyna rośnie i nabiera pewności siebie. Będzie coraz trudniej, ale pozwolę sobie na trochę prywaty i przypomnę, że zawodnicy z ZAKSY pokazali w Lidze Mistrzów, że potrafią grać pod dużą presją, radzili sobie z rywalami, wśród których były wielkie europejskie i światowe gwiazdy.
Tak jak wspominał pan wcześniej, w ćwierćfinale wpadamy na reprezentację USA. Jak pan ocenia szanse po pierwszym meczu z tą drużyną?
– Nie lubię wybiegać za bardzo do przodu, bo wcześniej są jeszcze mecze 1/8 finału. Tunezja na pewno nie jest przeciwnikiem, po którym się łatwo przejedziemy, choć wygrana to nasz obowiązek. Jest niżej notowana od Turcji, która tak dobrze zaprezentowała się w spotkaniach grupowych i wcale nie jest powiedziane, że Amerykanom będzie łatwo. Co do naszego meczu w grupie, Amerykanie zagrali nie po amerykańsku, bo dużo było siłowej siatkówki zamiast myśli taktycznej. Zwykle szanowali zagrywkę, a pierwszym secie popsuli dziewięć, a w sumie zrobili aż 12 błędów. Mimo to wygrali. Trudno więc coś wywnioskować, zostawiam to naszemu sztabowi. Mecz będzie inny jeśli chodzi o emocje i stres. To przecież ćwierćfinał mistrzostw świata i nie można zrobić kroku do tyłu. Wierzę jednak w naszą drużynę, która będzie miała wsparcie u naszych wspaniałych kibiców.
źródło: pzps.pl