Sama nie jestem profesjonalną siatkarką, więc cała moja wiedza na temat technicznej strony tego sportu pochodzi wyłącznie z setek obejrzanych meczów. W myśl zasady nie znam się, ale się wypowiem, postanowiłam jednak napisać parę słów po meczu Polska – Iran, czyli pierwszym meczu faktycznej gry o stawkę w wykonaniu kadry prowadzonej przez Nikolę Grbicia.
Starcie w UniPol Arenie obserwowało się pasjonująco i praktycznie od początku można było spodziewać się pięciosetowego boju. Wygraliśmy, awansowaliśmy do półfinału, a tam już czeka reprezentacja USA. Patrząc realnie, to z poziomem, który zaprezentowaliśmy w czwartek, awansować do walki o złoto będzie jeszcze trudniej. Zwłaszcza że grę USA prowadzi moim zdaniem w tej chwili najlepszy rozgrywający na świecie – Micah Christenson.
Jak na prawdziwą Polkę przystało zacznę od negatywów. Obserwując przebieg czwartkowego meczu wyraźnie dało się zauważyć problem na środku. Jestem zwolenniczką stwierdzenia, że środkowy to przede wszystkim środkowy bloku. Stąd też absolutnie nie jestem w stanie zrozumieć aż takiego przywiązania sztabu do obecności Mateusza Bieńka na boisku. Oczywiście jego zaletą jest mocna i trudna dla przeciwnika zagrywka, jednak, jeśli ten element nie funkcjonuje, a do tego jeszcze rywal odpowiednio uniemożliwi rozgrywanie środkiem, to jak dla mnie obecność Bieńka na boisku jest niezrozumiała. Przyznam więc, że gdy zobaczyłam, że Karol Kłos zmienia Kubę Kochanowskiego, to aż popukałam się w głowę. Tu wielkie brawa, ponieważ nawet okiem laika swoją grą na siatce oraz energią wnoszoną na boisko, Kłos przynosi dla drużyny tylko pozytywy. Jego wejście bardzo przyczyniło się do wygranej w czwartek. To na ten moment niekwestionowany numer jeden polskiego środka.
Kolejną wyraźnie rzucającą się w oczy rzeczą jest wciąż praca zespołu w obronie. To jasne, że na zbudowanie znakomicie funkcjonującego systemu blok – obrona potrzeba czasu. Jednak gdy na siatce blok dotyka mało, to aktualnie broniącym siatkarzom od razu trudniej jest coś wyłapać. Warto tu zauważyć jak dużo do potencjalnego punktu w kontrataku dał w meczu z Iranem Kamil Semeniuk. Prywatnie do Pawła Zatorskiego mam pozytywny stosunek. Trudniej jest mi stwierdzić, czy przypadkiem, oceniając to, co widzę na boisku, nie patrzę na „Zatiego” nieco łagodniej. Oba tegoroczne mecze VNL z Iranem skłaniają mnie w stronę tezy, że chyba pora przetestować regularną grę na dwóch libero. Nie wiem, skąd bierze się ten marazm i brak reakcji w obronie, ale przekłada się na kolejne zmarnowane szansy na kontrze. To może zemścić się na nas w przyszłości.
Sytuacja na teraz jest taka, że pomimo trudów, reprezentacja znalazła się w półfinale. Martwi mnie jednak bardzo fakt, że okiem laika wyglądało to jakby z meczu z Iranem rozegranego w Gdańsku nie wyciągnięto żadnych wniosków. Trudno mi się, więc cieszyć z takiej wygranej. Buduje ona siłę drużyny, ale meczów o medale nie wygrywa się wyłącznie charakterem. A jakości na boisku aktualnej reprezentacji wciąż jednak trochę brakuje. Możemy mieć tylko nadzieję, że do mistrzostw Świata uda się oszlifować widoczne braki.
źródło: inf. własna