Serce podpowiada, że Polska jest faworytem, ale patrząc na dyspozycję obu zespołów, na to, w jakim momencie przygotowań są, stawiam 51 do 49 dla Brazylii. Mieli czas, by się przygotować do finału, grali głównie jedną szóstką. Niektóre rzeczy na ten moment im lepiej wychodzą – mówi o niedzielnym finale Ligi Narodów Marcin Możdżonek, mistrz świata w siatkówce 2014. Poza rywalizacją o złoto turnieju w reprezentacji Polski trwa walka o ostatni bilet do Tokio 2020. Zdobyć go może albo Paweł Zatorski, albo Damian Wojtaszek.
3:0 to świetny wynik, ale duża w nim zasługa także sztabu szkoleniowego. Czternaście bloków po polskiej stronie to wynik imponujący jak na trzy sety. Zespół rywali był perfekcyjnie rozczytany. Chyba wyciągnięto wszystkie możliwe wnioski z pierwszego starcia ze Słowenią, prawda?
Marcin Możdżonek: – Trzeba zwrócić uwagę na to, że dla Słoweńców jest to jedna z dwóch imprez docelowych w tym sezonie, obok mistrzostw Europy, które odbędą się we wrześniu. Oni przygotowali swój szczyt formy. To była ich najlepsza siatkówka. Mimo tego, że nasza reprezentacja była w trudnym treningu fizycznym i zmęczona, dała radę wygrać. Po czym wnioskuję co do zmęczenia? Przede wszystkim po jednej akcji w wykonaniu Wilfredo Leona. Przebiegł on na drugą stronę, by podbić piłkę, ale nie dobiegł, bo nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Nie ma tej świeżości. Zespół rusza się momentami jak muchy w smole. Mimo to siatkarze zapisali na swoim koncie zwycięstwo, deklasując przeciwnika. Nie było to bezbłędne spotkanie. Pojawiło się sporo nerwów i niewymuszonych pomyłek, ale w fazie przygotowań, w której jest kadra, to wszystko jest normalne. Pokazaliśmy w sobotę, że jesteśmy o jeden krok wyżej w skali światowej niż Słowenia.
Michał Kubiak odnotował 29 procent w przyjęciu i 27 w ataku. Już w pierwszym secie można było zauważyć, że w zdecydowanej większości ataków lądował na plecach. Skąd to się bierze?
– Kondycyjno-koordynacyjnego problemu to on nigdy nie miał, ale na pewno ma jeszcze kłopot z dojściem do optymalnej formy. Nie ma tak zwanego „sztosu”, jak to nazywamy w żargonie siatkarskim. Nie ma świeżości, dobrego samopoczucia. Pamiętajmy też o tym, że ma swoje lata. Po trzydziestce do formy dochodzi się dużo dłużej niż kiedy ma się dwadzieścia lat. To wymaga czasu. Michał będzie grał dobrze, gdy dojdzie do docelowej formy. Spokojnie, to przed nami. W ogóle się tym nie martwię, ani nie zwracam uwagi.
Mówiło się zawsze, że jego największa siła to defensywa. W meczu ze Słoweńcami popełnił najwięcej błędów w przyjęciu, bo trzy. To też kwestia formy?
– To przede wszystkim kwestia formy. Zespół trenuje i gra na bardzo dużym zmęczeniu. To naturalne, że błędy się pojawiają. Dobrze, że ujawniają się one teraz, a nie w meczu ćwierćfinałowym igrzysk olimpijskich. Dzięki temu zespół zdobędzie doświadczenie i będzie wiedział, jak sobie poradzić w takich sytuacjach.
Walka między Damianem Wojtaszkiem a Pawłem Zatorskim w kwestii ostatniego biletu do Tokio trwa. Dziś grał ten drugi, przyjmując z 70-procentową skutecznością. W obronie nie było jednak idealnie, a ta jest domeną Wojtaszka. Wybór libero to sztuka kompromisu?
– Tak, to sztuka kompromisu. Logicznie myśląc, Paweł Zatorski ma więcej atutów niż Damian Wojtaszek. Ma większe doświadczenie w grze bardzo ważnych meczów w naszej kadrze. Grał w klubie z Aleksandrem Śliwka i Kamilem Semeniukiem. Kto wie, czy takie trio nie wystąpi jako roszada za Leona i Kubiaka na igrzyskach. Damian jest duszą towarzystwa i świetnie broni. W meczu ze Słowenią zaobserwowaliśmy jednak coś, co sam chciałem zobaczyć u Pawła. To była niesamowita pewność siebie. Wojtaszek broni lepiej, ale to nie oznacza, że Zatorski robi to słabo. Jego umiejętności nadal plasują go w czołówce światowych broniących.
Wyobrażasz sobie, że w finale zagra Damian Wojtaszek? Jeśli nie miałby dostać szans na grę w ten weekend, to bez sensu byłoby mu robić nadzieję na bilet do Tokio.
– Każdy scenariusz jest możliwy. Nie dewaluujmy umiejętności Damiana. Większość atutów jest po stronie Zatorskiego, ale Damian też ma swoje zalety.
Kto jest faworytem finału?
– Serce podpowiada, że Polska, ale patrząc na dyspozycję obu zespołów, na to, w jakim momencie przygotowań są, stawiam 51 do 49 dla Brazylii. Mieli czas, by się przygotować do finału, grali głównie jedną szóstką. Niektóre rzeczy na ten moment im lepiej wychodzą.
*rozmawiała Sara Kalisz (sport.tvp.pl)
źródło: sport.tvp.pl