– Rywalki narzuciły nam swój styl gry, ale mimo wszystko mieliśmy nadal szansę walczyć i niewiele brakowało. Szkoda też początku tie-breaka, kiedy nam Chemik odjechał. Tak moim zdaniem jednak będą te mecze wyglądały, że wynik 2:0 w setach nie ma znaczenia i wszystko się może wydarzyć. Wracamy teraz do Rzeszowa i walczymy dalej – powiedział po drugim meczu finałowym z Chemikiem Police Bartłomiej Dąbrowski, asystent Stephane’a Antigi.
Po dwóch meczach finału TAURON Ligi nadal wiemy, że …nic nie wiemy. Kolejne pięciosetowe spotkanie, tym razem dla Chemika. Prowadziliście 2:0. Co się zmieniło po dwóch setach?
Bartłomiej Dąbrowski: – Od trzeciego seta Chemik postawił wszystko na jedną kartę. Trener Akbas trafił ze składem, policzanki zaczęły mocno zagrywać. Nie mogliśmy sobie poradzić w przyjęciu, często musieliśmy grać na wysokiej piłce, co się przełożyło na to, że nie mogliśmy skończyć ataku. Ustawiły nas sobie od tego trzeciego seta. Od samego początku źle w niego weszliśmy. Rywalki narzuciły nam swój styl gry, ale mimo wszystko mieliśmy nadal szansę walczyć i niewiele brakowało. Szkoda też początku tie-breaka, kiedy nam Chemik odjechał. Tak moim zdaniem jednak będą te mecze wyglądały, że wynik 2:0 w setach nie ma znaczenia i wszystko się może wydarzyć. Wracamy teraz do Rzeszowa i walczymy dalej.
Dużo dobrego dla Chemika zrobiło wejście Martyny Łukasik, która napsuła wam sporo krwi, kończyła niemal każdą piłkę.
– Martyna przede wszystkim dobrze przyjmowała, nie mogliśmy jej ustrzelić zagrywką. Oprócz tego bardzo dobrze serwowała, w ataku jak już wspomniałaś kończyła wiele piłek. Swoje zrobiła także Olga Strantzali. Taki jest sport i musimy być na to przygotowani, że skład Chemika jest szeroki, zresztą jak u nas. We wtorek Chemik był lepszy o dwa punkty. Ja się cieszę, że te mecze tak wyglądają, jest dużo walki, dużo emocji.
W sobotę kolejne spotkanie, tym razem u nas. Niektórzy już mówią, że znów pięciosetowe.
– Nie ma problemu, możemy grać pięć setów, byle z korzyścią dla nas. W końcu mamy play-off, mamy finały i to jest najważniejsze, że możemy grać. Teraz musimy przeżyć długą powrotną podróż, chwilę odpocząć i zaraz kolejny mecz.
Właśnie o podróże chciałam zapytać. Na linii Police-Rzeszów jest ich bardzo dużo. Jak się zapatrujecie na to, że mecze są grane systemem mecz u siebie, mecz na wyjeździe, a nie tak jak było wcześniej, dwa mecze u siebie, kolejne, albo dwa na wyjeździe? Te 12 godzin w podróży z pewnością musi męczyć.
– Przypominam sobie mecze z Chemikiem o brązowy medal dwa lata temu, a w finale grały dwie łódzkie drużyny i wszystko grały w jednym mieście. Wydaje się, że w takiej sytuacji rozsądniejsze byłoby granie starym systemem, czyli dwa mecze w jednym mieście, potem jedno lub dwa w drugim i ewentualny piąty mecz znów w pierwszym mieście. Jest jak jest i nie ma na co narzekać, wiedzieliśmy o tym wcześniej. Grają dwa najlepsze zespoły i kilometry nie mają znaczenia. Może warto się nad tym trochę zastanowić, jeżeli chodzi o przyszły sezon.
źródło: inf. własna