Ogromne emocje przyniosło rewanżowe starcie Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle z Cucine Lube Civitanova. Kędzierzynianie z pierwszego spotkania mieli sporą zaliczkę, ale włoski zespół się nie poddał. Wygrał zacięte, choć tylko trzysetowe spotkanie i o awansie decydował złoty set. W nim tym razem końcówkę na swoją korzyść przechylili podopieczni Nikoli Grbicia. – Wbrew pozorom te trzy przegrane sety dawały nam nadzieję. Pomimo tego, że w nich ulegliśmy rywalom, to w każdej z tej partii wracaliśmy, w każdym z setów byliśmy zaledwie o tę jedną piłkę gorsi – powiedział Strefie Siatkówki przyjmujący ZAKSY Aleksander Śliwka.
Cucine Lube Civitanova wyciągnęło wnioski z pierwszego, przegranego starcia z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Siatkarze prowadzeni już przez Gianlorenzo Belnginiego zagrali lepiej niż tydzień wcześniej, a w kluczowych momentach trzech pierwszych partii włączali piąty bieg, odrzucając gospodarzy od siatki w końcówkach. – Spodziewaliśmy się dokładnie takiego meczu, spodziewaliśmy się, że Lube będzie grało o wiele lepiej niż w pierwszym spotkaniu, że rywale będą jeszcze mocniej zagrywać i że będą nakładali na nas ogromną presję – przyznał Aleksander Śliwka, ale nie ukrywał jednocześnie, że na taki scenariusz jego drużyna była gotowa. – Naszym zadaniem było pozostanie skoncentrowanym i ciągła walka. Wiedzieliśmy, że Lube nie lubi rywalizować z drużynami, które cały czas walczą, cały czas dochodzą, nie rezygnują i nie poddają się – podkreślił przyjmujący ZAKSY.
Przez cały czas ekipa Nikoli Grbicia walczyła jak równy z równym i choć sam mecz padł łupem Lube, to o wszystkim miał decydować złoty set. – Taka postawa odpłaciła nam w tym meczu właśnie tym złotym setem. Wygraliśmy jedną partię, którą gra się do 15, byliśmy o te dwa punkty lepsi w jednym secie i dzięki temu Włosi wyjeżdżają z Kędzierzyna-Koźla smutni. Zapracowaliśmy sobie jednak na to tym pierwszym spotkaniem na wyjeździe i bardzo się cieszymy – mówił zadowolony przyjmujący zespołu z Opolszczyzny.
O sile jego drużyny świadczy fakt, że nie załamała się porażką w trzech setach, wręcz przeciwnie. – Wbrew pozorom te trzy przegrane sety dawały nam nadzieję. Pomimo tego, że w nich ulegliśmy rywalom, to w każdej z tej partii wracaliśmy, w każdym z setów byliśmy o tę jedną piłkę gorsi, bo mieliśmy też swoje piłki setowe, może nie w górze, ale przy swojej zagrywce. Byliśmy w stanie wrócić z każdego stanu, nawiązać z przeciwnikami równą walkę. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy na tyle gorsi, aby nie spróbować urwać tego złotego seta. Ta wiara była w nas cały czas, nie zrezygnowaliśmy z walki – tłumaczył Śliwka. Złoty set pełen był zmian prowadzenia, niewielkich zaliczek raz jednego, raz drugiego zespołu. W końcówce więcej zimnej krwi zachowali kędzierzynianie i dzięki dwóm trudnym serwisom, przechylili tak ważną szalę zwycięstwa na swoją korzyść. – Starczyło nam sił, starczyło nam energii, a tak naprawdę była to taka adrenalina, że nosiło nas – skakaliśmy wyżej, atakowaliśmy mocniej, zagrywaliśmy mocniej – co było widać w tych ostatnich piłkach, kiedy najpierw Kuba Kochanowski, potem Łukasz Kaczmarek rozstrzygnęli tego seta i cały dwumecz na naszą korzyść – podsumował tę emocjonującą partię Aleksander Śliwka. Teraz on i jego koledzy z zespołu mogą spokojnie czekać na rywala, z którym zmierzą się w półfinale. Będzie to zwycięzca rywalizacji Zenit Kazań – PGE Skra Bełchatów.
źródło: inf. własna