– Po dzisiejszym spotkaniu składy się zmienią i jutro już zagramy inaczej. Być może jedna z drużyn wygląda mocniej niż druga, ale dziś na przykład Wilfredo nie zagra – jest w zespole, ale tylko dlatego, że taki był podział. Zawodnicy wiedzą w jakich ustawieniach rozpoczną spotkania – w jednym zespole zagra Bednorz i Szalupka, a w drugim na boisko wybiegnie Kubiak i Fornal. Myślę, że będzie ciekawie – mówi przed niedzielnym meczem wewnętrznym kadry trener Vital Heynen.
Dziś i jutro polski zespół miał mierzyć się z Estonią w towarzyskich spotkaniach, ale wczoraj dowiedzieliście się, że kadra Estonii jednak nie przyjedzie do Polski. Jaka była pańska pierwsza reakcja na tą wiadomość? Podobno przyszła w nocy z piątku na sobotę.
Vital Heynen: – Szczerze mówiąc to już nie pamiętam swojej pierwszej reakcji, ale muszę przyznać, że to ciekawy sposób na obudzenie mnie w środku nocy. Maila z tą informacją otrzymałem o 2:30 w nocy, ale odczytałem go godzinę później. Potem od razu pojawiły się myśli, co zrobić z zaistniałą sytuacją, z kim najpierw porozmawiać. Zacząłem od rozmowy z federacją, bo chciałem się dowiedzieć, co oni myślą o tej sytuacji, potem miałem spotkanie z resztą sztabu szkoleniowego, dalej z kilkoma zawodnikami, a na samym końcu z całą drużyną. W ten sposób zebrałem opinie i pomysły wszystkich i udało się ustalić rozwiązanie. Zawsze byłem przeciwko meczowi Polska A kontra Polska B w telewizji, ponieważ takie spotkanie prowokuje do ocen konkretnych zawodników. Pojawiają się pytania – czy Wojtaszek jest lepszy niż Zatorski lub Zatorski od Wojtaszka, czy Łomacz jest lepszy od Drzyzgi lub Drzyzga od Łomacza, czy Kurek jest lepszy od Konarskiego, a może to Konarski jest lepszy od Kurka i można tak wymieniać jeszcze długo. Dziś i jutro zagrają przeciwko sobie i każdy będzie ich oceniał, a ja tego nie lubię, ale biorąc pod uwagę wszystkie czynniki – przede wszystkim to jak zawodnicy do tego podeszli, sytuację z federacją – zarezerwowany hotel, telewizja, czas antenowy, wszyscy już byli w Łodzi. Gdyby to zdarzyło się tydzień wcześniej, można byłoby pomyśleć o innych rozwiązaniach, ale na 34 godziny przed meczami nie było zbyt wielkiego pola do popisu. Próbowaliśmy znaleźć jakieś inne zespoły do sparingu, ale nie było to możliwe, więc zagramy wewnętrzny mecz. Wydaje mi się, że z punktu widzenia jakości, zapowiada się bardzo dobre spotkanie i dla ludzi interesujących się siatkówką zobaczenie takiej konfrontacji może być bardzo ciekawe.
A jak zareagowali zawodnicy? Nie było głosów – ok, to w takim razie wracamy do klubów?
– Właśnie nie i to bardzo mi się spodobało. Najpierw byłem pod wrażeniem reakcji mojego sztabu szkoleniowego – powiedzieli mi, że mamy obowiązek znalezienia rozwiązania, które pomoże polskiej siatkówce. Ja byłem otwarty na różne opcje, nawet na odwołanie meczów, ale oni od razu jasno powiedzieli, że taka decyzja nie wchodzi w grę. Oczywiście najprościej byłoby pojechać do domu, ale w czasach pandemii i ogólnie trudnych czasach dla sportu, nie możemy tak zrobić. Tak samo zareagowali zawodnicy – nie zagranie żadnego meczu nie wchodziło w grę, bo odbiłoby się to na dobru polskiej siatkówki. Byłem dumny z mojego zespołu, że właśnie tak podeszli do całej sytuacji, że nie poszli na łatwiznę i po raz kolejny pokazali, że są dojrzałą drużyną.
Po raz kolejny zaprocentowała świetna atmosfera w zespole.
– Dokładnie tak. Decyzja została podjęta bardzo szybko. Na początku była jeszcze opcja, że zagramy tylko jeden mecz, ale telewizja poprosiła, aby to jednak były dwa spotkania i zgodziliśmy się, ale z zastrzeżeniem, że tylko trzy sety bez względu na wynik, bo musimy uważać na kontuzje. I w ten sposób udało nam się zadowolić wszystkich.
Kto podjął decyzję o składach poszczególnych zespołów?
– Decyzja była moja.
W takim razie w jaki sposób dobierał pan zawodników do drużyn?
– Według swojego czucia (śmiech). Na początku miałem pomysł, żeby starsi zagrali przeciwko młodszym, ale pomyślałem, że jednak nie będzie to dobra opcja, bo na przykład w meczach z Niemcami nie wszyscy dostali tyle samo czasu na boisku, co inni. Teraz więc będziemy starali się zbilansować to w taki sposób, aby każdy zagrał mniej więcej tyle samo.
A czy w obu tych meczach składy będą takie same?
– Nie, po dzisiejszym spotkaniu składy się zmienią i jutro już zagramy inaczej. Być może jedna z drużyn wygląda mocniej niż druga, ale dziś na przykład Wilfredo nie zagra – jest w zespole, ale tylko dlatego, że taki był podział. Zawodnicy wiedzą w jakich ustawieniach rozpoczną spotkania – w jednym zespole zagra Bednorz i Szalupka, a w drugim na boisko wybiegnie Kubiak i Fornal. Myślę, że będzie ciekawie.
Dlaczego nie poprowadzi pan żadnej z drużyn, tylko to zadanie powierzył pan swoim asystentom?
– Bo to po prostu nie byłoby możliwe – moi zawodnicy są w obydwu drużynach, dlatego nie mogę wybrać jednej, którą prowadziłbym. Podobne spotkanie zagraliśmy podczas zgrupowania w Arłamowie w zeszłym roku i tam również nie prowadziłem żadnego z zespołów. Będę rozmawiał z zawodnikami po obu stronach siatki i dawał wskazówki. Gdybym wybrał jedną drużynę, to wtedy byłby to mecz Polska A przeciwko Polsce B, a tak nie jest.
Kibice jednak zacierają ręce, bo paradoksalnie ten mecz może być dużo ciekawszy niż oglądanie starcia Polska – Estonia, ale rzeczywiście rodzi pole do porównań i ocen, szczególnie w roku przedolimpijskim.
– Zgadza się i to nie jest tak, że ja nie chciałem, żeby w ogóle taki mecz nie miał miejsca. Uważam tylko, że to nie do końca jest to dobry moment, bo zawodnicy nie są jeszcze w najlepszej formie. Nie miałbym problemu z rozgraniem takiego spotkania za rok w połowie czerwca, kiedy selekcja na igrzyska olimpijskie będzie w pełni i taki spotkanie rzeczywiście mogłoby dawać pewne wskazówki. Jeśli pokażesz, że jesteś dobry – jedziesz na igrzyska, jeśli nie – odpadasz z rywalizacji. Ale w tym roku nie ma znaczenia czy jesteś dobry czy zły.
Czyli pan nie nakłada presji na zawodników w tych spotkaniach? A może to oni sami będą robić wszystko, żeby pokazać kto jest lepszy?
– Oczywiście, że oni sami na siebie będą nakładać presję, ale ja stale im przypominam, że to co ma miejsce w tym sezonie reprezentacyjnym, nie jest decydujące w kontekście igrzysk. Spotkaliśmy się w tym roku, żeby zebrać cały zespół, popracować nad atmosferą i powoli wdrożyć ich do siatkówki po długiej przerwie. Wczorajszy trening stal na bardzo dobrym poziomie, więc widać, że dwa zgrupowania i mecze towarzyskie miały sens. Jestem teraz przekonany, że jak moi zawodnicy wrócą do klubów, to będą jednymi z tych, którzy prezentują się lepiej niż pozostali.
Po spotkaniach z Niemcami jasno mówił pan, że nie ocenia tych meczów pod kontem siatkarskim. Jaki zatem był ich sens?
– Te spotkania miały znaczenie symboliczne. Przeczytałem gdzieś, że Polska pokazała światu, że może zorganizować mecze w tych trudnych czasach. Nasze potyczki z Niemcami były jednymi z niewielu międzynarodowych spotkań, które udało się rozegrać tego lata. Ostatnio jeszcze tylko Estonia zagrała z Finlandią i to wszystko. Poza tym obserwowałem zawodników podczas meczów z Niemcami i oni nie byli przyzwyczajeni do grania spotkań. Rozmawiałem potem z kilkoma bardziej doświadczonymi i to potwierdzili. Nie jest łatwo zagrać mecz po takiej przerwie, więc choćby dlatego te spotkania miały sens.
Sądzi pan, że jest możliwy powrót siatkówki i całego sportu do takiego, jakim był wcześniej? Bez obostrzeń itd.? Kiedy słyszy się o przypadkach koronawirusa w klubach siatkarskich, to jednak odnosi się wrażenie, że może być trudno.
– Uważam, że jest to możliwe, ale chyba nie w najbliższym czasie. Chociaż wiem, ze w Belgii trwają bardzo zaawansowane prace nad szczepionką przez jedną z bardziej znanych firm farmaceutycznych. Właściciel tej firmy twierdzi, że w styczniu 2021 roku będzie miał gotową szczepionkę dla miliarda ludzi. Szczepionka obecnie przechodzi testy – jest to już trzecia faza testów na 30 tysiącach ludzi. Sądzę więc, że latem przyszłego roku będziemy już mieć szczepionkę. W tym momencie jednak sport przez najbliższe sześć miesięcy jest problematyczny.
Rozmawiała Iwona Gąsior – plusliga.pl
źródło: plusliga.pl