Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > ligi zagraniczne > Zbigniew Bartman: Wyjazd do Arabii Saudyjskiej był bardzo złą decyzją

Zbigniew Bartman: Wyjazd do Arabii Saudyjskiej był bardzo złą decyzją

fot. plusliga.pl

– Nie było terafleksu. Był parkiet lub wykładzina prosto na betonie. U nas było to pierwsze, ale na wyjazdach zazwyczaj to drugie. Było więc gorzej. Hale wszędzie były takie same – tak pracę w Arabii Saudyjskiej wspomina Zbigniew Bartman, mistrz Europy w siatkówce 2009. Przez pierwsze miesiące sezonu 2021/2022 siatkarz grał w Rijadzie, a obecnie – po przejściach z klubem – trafił do Turcji.

Co się przyczyniło do tego, że zacząłeś sezon Arabii Saudyjskiej, a teraz jesteś w Turcji?

Zbigniew Bartman: – Wyjazd do Arabii Saudyjskiej był bardzo złą decyzją. Wyjechałem skuszony naprawdę fajnym finansowo kontraktem. Z dzisiejszej perspektywy uważam, że ten kraj dla Europejczyków nie jest dobrym miejscem do życia.

Dlaczego?

– Tych względów jest wiele. Wśród nich należy wyróżnić totalnie inny ustrój państwa i to, jak ono funkcjonuje w świetle przepisów. Obowiązuje w nim policja obyczajowa, szereg reguł odnoszących się do relacji damsko-męskich, ograniczenia dla kobiet, czy też prohibicja alkoholu. Mentalność mieszkańców również jest inna. To specyficzny i dziwny kraj.

Modlitwa kilka razy dziennie?

– W czasie codziennych ćwiczeń w hali było ich kilka. Pojedynczy trening trwał zazwyczaj do dwóch godzin, bo gdy trener chciał ten czas przedłużyć, to pozostali zawodnicy protestowali. Modlono się przed i po zajęciach. Kiedy moment modlitwy wypadał w czasie zajęć, zdarzało się, że nagle rozbrzmiewała muzyka z głośników, a zawodnik nawet nie kończył ataku, lecz składał się do modlitwy. Piłka spadała na ziemię i następowała przerwa w treningu. Za pierwszym razem nie wiedziałem, co się dzieje. Zapytałem się zagranicznego trenera, co to wszystko oznacza i wszystko mi wytłumaczył.

Na meczu też się to zdarzało?

– Nie. W tym przypadku albo modlitwa była przed meczem, albo w przerwie między setami. Nie dało się przewidzieć, o której rozpocznie się spotkanie. 17:00 nie oznaczała startu o tej godzinie, bo mogła być modlitwa. W tym przypadku starcie przesuwało się w czasie o dwadzieścia, trzydzieści minut.

Jakie były warunki treningu?

– Nie było terafleksu. Był parkiet lub wykładzina prosto na betonie. U nas było to pierwsze, ale na wyjazdach zazwyczaj to drugie. Było więc gorzej. Hale wszędzie były takie same.

Wyjazd tam do pracy był więc skazaniem na samotność? Nie wyobrażam sobie, byś przywiózł tam Zuzę czy rodzinę.

– W żadnym wypadku. Mieliśmy plany, by się spotkać przy dłuższym wolnym lub by rodzice przyjechali z synem, ale kiedy zobaczyłem, jakie panują tu warunki, zrezygnowałem z tego pomysłu. To byłaby i masakra dla rodziców, i dla młodego. Nawet nie było tam za bardzo gdzie wyjść. Mieszkałem na środku pustyni poza miastem w zamkniętym osiedlu ogrodzonym murem z drutem kolczastym. Każde wyjście na zakupy to była wyprawa samochodem 30 km. Zabierało to dużo czasu, bowiem Rijad jako miasto to dom dla 7,5 miliona ludzi, przez co korki są ogromne. Dziwię się sobie, że tam trafiłem. Podjąłem taką, a nie inną decyzję, bo kraje arabskie nie były mi obce. Grałem w Katarze, skąd przywiozłem dobre wspomnienia, w Emiratach Arabskich, skąd wspomnienia były genialne. Wiedziałem, że Arabia Saudyjska Dubajem nie będzie, nawet Katarem, ale nie spodziewałem się, że będzie tak źle.

Jakieś atrakcje?

– Kiedy miałem dosyć tego miejsca i doszły do tego problemy z kolanem spowodowane grą na betonie, menedżer zapytał mnie, co się dzieje. Zauważył, że już się tam nie uśmiecham, nie żartuję. Przyznałem, że boli mnie noga od kilku tygodni, a klub zamiast wysłać mnie na rezonans, to zleca rentgen. Zabiegi, które mi przepisano, nie dawały rezultatów. Menedżer zapytał, czy tylko to mnie męczy. Odparłem, że tak. Polecił mi więc, bym wyszedł z osiedla, na przykład do galerii handlowej lub do kina. To były największe atrakcje w tak dużym mieście.

 Jak się stało, że już nie jesteś zawodnikiem tego klubu?

– Zaplanowano dwutygodniową przerwę w rozgrywkach. Trener obiecał nam tydzień wolnego, ale z zaznaczeniem, że wykonamy pracę w siłowni. Zakupiłem więc bilet do Polski, bo trzy miesiące nie widziałem bliskich. Byłbym idiotą, gdybym z tego nie skorzystał. Kolejnym istotnym czynnikiem było to, że skończyła mi się wiza turystyczna. Klub załatwił mi tylko taką, mimo że dopominałem się o pracowniczą. Sam nic nie mogłem w tej sprawie zrobić. W tej sytuacji formalnej, wiedziałem, że muszę opuścić kraj zgodnie z prawem. Znając zasadniczość przepisów panujących w Arabii Saudyjskiej, obawiałem się, że jeśli zostałbym w kraju po upłynięciu terminu, a następnie próbował wrócić do Polski, mógłbym mieć spore kłopoty. Wylot był zaplanowany na kilka godzin po ostatnim meczu przed wspomnianą przerwą. Przegraliśmy to spotkanie, choć byliśmy faworytami. Na sześć godzin przed odlotem kierownik klubu zapytał mnie, kiedy udaję się do Polski. Wyjaśniłem sytuację. Powiedział, że mam zostać, bo następnego dnia zaplanowano spotkanie z księciem, sponsorem klubu. Odparłem mu, że mam bilet, że mój syn poszedł spać z myślą, że rano zobaczy tatę. Zapytałem, jak mu wytłumaczyć, że obudzi się beze mnie? Pojechałem więc do domu, spakowałem się i udałem się na lotnisko.

Dostałeś zgodę na transfer do Turcji, więc zgaduję, że sprawa z klubem z Rijadu została rozwiązana polubownie?

– Wróciłem do kraju i byłem cały czas w kontakcie z klubem. Na własną rękę wykonałem rezonans magnetyczny, wysłałem wyniki. Informowałem, jak przebiega rehabilitacja, przez którą pobyt w kraju się przedłużył. Klub w tym czasie przegrał trzy spotkania i stracił szansę na mistrzostwo. W Arabii gra się bowiem tylko fazę zasadniczą, nie ma play-off. Mimo moich próśb odnośnie do przesłania biletu i wizy, odmówiono mi powrotu. Sytuacja była jednoznaczna. Nie wywiązali się z kontraktu. Zgłosiłem prośbę do FIVB o zwolnienie z umowy. Federacja rozpatrzyła ją na moją korzyść i wyjechałem do Turcji.

A tam śnieg.

– To mój trzeci pobyt w Turcji i jest trzecim śniegowym! W Ankarze był śnieg, w Istambule również. Teraz jestem w Bursie i tu też w zimie pada.

Żyje się lepiej?

– Pierwszy tydzień był bardzo ciężki. Powrót do treningu siatkarskiego po dwóch miesiącach nie jest łatwy. Praca na siłowni tego nie rekompensuje. Do tego doszły testy medyczne, badania, więc było intensywnie. Jest ok. Zostanę tu trzy miesiące, do końca rozgrywek, czyli finału o wejście do Superligi. Za wcześnie, by myśleć, co dalej.

Ale gdzie byś chciał dalej?

W Warszawie.

Cała rozmowa Sary Kalisz w serwisie sport.tvp.pl

źródło: sport.tvp.pl

nadesłał:

Więcej artykułów z kategorii :
Aktualności, ligi zagraniczne

Tagi przypisane do artykułu:
, , ,

Więcej artykułów z dnia :
2022-01-27

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2024 Strefa Siatkówki All rights reserved