Rywalem Polaków w przedostatnim meczu turnieju Ligi Narodów w Gdańsku będzie reprezentacja Holandii pod wodzą Roberto Piazzy. Włoski szkoleniowiec, który w przeszłości prowadził polskie kluby, doskonale zna potencjał kadry biało-czerwonych i ocenia poziom tegorocznej Ligi Narodów, a także wskazuje na jej absurdy. – Na Filipinach graliśmy w hali bez klimatyzacji. Po 15 minutach wszyscy padali w tym ukropie – przyznaje Piazza.
Biało-czerwoni wciąż walczą o zajęcie pierwszego miejsca po rundzie interkontynentalnej Ligi Narodów, a Holendrzy nadal zachowują szanse na awans do turnieju finałowego w Bolonii (20-24 lipca).
Dlatego, choć przed sobotnim spotkaniem w Gdańsku łatwo wskazać mistrzów świata jako faworytów tej potyczki, to stawką meczu Polska – Holandia jest coś więcej niż tylko zwycięstwo. Pomarańczowi, którzy 26 lat temu w Atlancie, zdobywali mistrzostwo olimpijskie, wciąż czekają na międzynarodowe sukcesy swojej narodowej drużyny, a ta dopiero drugi rok z rzędu rywalizuje w elicie z najmocniejszymi ekipami Ligi Narodów. Mimo to zajmują 7. miejsce w tabeli i wciąż mogą awansować do turnieju finałowego w Bolonii.
– Na początku nikt z nas nie myślał o znalezieniu się w ósemce, ale z biegiem spotkań widzieliśmy, że jesteśmy bliscy tego celu. Zwłaszcza, gdy podczas drugiego turnieju na Filipinach wygraliśmy trzy z czterech spotkań i pokonaliśmy Argentynę, Niemcy i Słowenię. Jednak nie wszystkie drużyny jeździły na każdy turniej w najmocniejszych składach, dlatego uważam, że zdecydowanie wyższy poziom i mocniejsza konkurencja była w zeszłorocznej edycji, gdy rozgrywaliśmy Ligę Narodów w bańce w Rimini – przyznaje trener Holendrów Roberto Piazza. Zdecydowanym liderem jego drużyny jest atakujący Nimir Abdel-Aziz, który tylko w pierwszym secie ich ostatniego meczu z Bułgarią zdobył aż 12 punktów!
W sobotę prowadzeni przez niego Holendrzy zagrają z Polakami, których Piazza zna doskonale, bo na bieżąco śledzi rozgrywki PlusLigi. Nie jest też zaskoczony obroną tytułu przez ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle w Lidze Mistrzów, ani… ćwierćfinałową porażką biało-czerwonych w Tokio. – Aktualni mistrzowie olimpijscy w 2015 roku zdobyli złoto mistrzostw Europy, ale rok później szybko pożegnali się z igrzyskami w Rio. Tym razem Francuzi sięgnęli po tytuł, bo trafili w swój dobry moment i postawili kropkę nad „i”. Nie jestem zaskoczony, że Polacy nie zdołali przejść ćwierćfinału, bo i takie sytuacje zdarzają się tym naprawdę mocnym drużynom – twierdzi Piazza. I dodaje: – Jeśli chodzi o sukces ZAKSY, to jest to niesamowita drużyna, w której doskonale sprawdza się mieszanka młodości i doświadczenia. Świetnie poradził sobie w minionym sezonie ich rozgrywający Marcin Janusz. Pracowałem z nim w Bełchatowie i pamiętam, jak został rzucony na głęboką wodę, gdy kontuzji doznał Grzegorz Łomacz. Zaczął od półfinału Pucharu Polski, a później także prowadził grę w europejskich rozgrywkach. Później świetną pracę z Januszem wykonał Michał Winiarski w Treflu Gdańsk, zanim ten trafił do ZAKSY – podkreśla Piazza.
*cały tekst Edyty Kowalczyk w serwisie onet.pl
źródło: onet.pl