Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > PlusLiga > Robert Prygiel: O klubie z Nysy lepiej mówi się w Polsce niż w samym mieście

Robert Prygiel: O klubie z Nysy lepiej mówi się w Polsce niż w samym mieście

fot. Stal Nysa

– Niektórzy kibice zapominają, że w klubie udało się zbudować coś, o czym jeszcze parę lat temu można było tylko pomarzyć. Powinni bardziej docenić to, co mają, bo przecież dzięki siatkarzom Nysa ma swojego przedstawiciela w jednej z najlepszych lig na świecie. Nasze ambicje będą jednak również zdecydowanie wyższe niż tylko utrzymanie się w PlusLidze – mówi Robert Prygiel, od miesiąca sprawujący funkcję prezesa Stali.

 

O ile lepiej jest z waszym budżetem?

Robert Prygiel: – Na tyle, że bez wątpienia mamy większe możliwości, ale nadal pod względem finansowym plasujemy się w końcówce PlusLigi. Nasz budżet może być większy maksymalnie od trzech drużyn, ale możliwe, że pod tym względem plasujemy się nawet i na przedostatnim miejscu. Jesteśmy jednak klubem stabilnym i wydajemy tylko te pieniądze, które mamy, a niektóre być może będziemy mieć. Stal wciąż jest nową marką w PlusLidze, więc nadal musimy przede wszystkim budować swoją wiarygodność. Jest to kluczem do tego, byśmy w przyszłości mogli ściągać bardziej uznanych zawodników. Mieliśmy w ostatnich latach przykłady klubów, które od razu chciały zrobić krok milowy i skończyło się to wpadnięciem w przepaść. My stawiamy na zasadę małych kroków i notowanie stabilnego wzrostu w trzech kluczowych aspektach: organizacyjnym, sportowym i finansowym.

Mimo że nigdy wcześniej nie sprawował pan funkcji prezesa, na przyjęcie propozycji ze Stali wystarczyła podobno panu zaledwie jedna noc.

– To fakt. Po telefonie od Marka Majki, przedyskutowałem od razu tą propozycję z rodziną i następnego dnia byłem zdecydowany. Później przez pewien czas rozmawialiśmy na temat warunków pracy i możliwościach dalszego rozwoju klubu z mojej perspektywy. Wszystko przebiegło bezproblemowo i tym samym otrzymałem możliwość zebrania ogromnego doświadczenia, podejmując ekscytujące wyzwanie. W Stali widzę bowiem ogromny potencjał.

Celem dla zespołu będzie awans do fazy play-off?

– Nie, bo to byłoby nieuczciwe w stosunku do drużyny. Zdajemy sobie sprawę, że kibice siatkarscy w Nysie są bardzo wymagający i będą od nas oczekiwać dobrych rezultatów. Oczywiście, wynik to bardzo ważna rzecz, ale w mojej ocenie nie nadrzędna. Nie wszyscy na świecie jeżdżą Mercedesami, bo nie każdego na to stać. Tak właśnie jest z nami. Musimy jeździć tym, co mamy i jesteśmy z tego zadowoleni. Możemy pokonać w pojedynczym spotkaniu każdego, ale realnie patrząc pięć, sześć drużyn w perspektywie całego sezonu jest dla nas poza zasięgiem. Pozostała ósemka prezentuje jednak dość wyrównany poziom i każdy z niej ma szansę znaleźć się w play-offach. My też o tym marzymy, ale nie stawiamy przed drużyną takiego celu minimum. Gdyby się udało to zrealizować, byłby to dla nas taki sukces, jakim dla czołowych drużyn jest zdobycie mistrzostwa Polski.

Jakie zadania czekają na pana w najbliższych tygodniach oraz miesiącach?

– Dużo mówi się o tym, że priorytetem jest znalezienie sponsora tytularnego, ale to jest główny cel w większości klubów. Wydaje mi się, że moją mocną stroną będzie wsparcie sztabu szkoleniowego i drużyny, bo w siatkówce siedzę już bardzo długo i mam spore doświadczenie. Zdaję sobie sprawę, że po ostatnim sezonie o Krzysztofie Stelmachu chodziły zakulisowo różne opinie, ale moim zdaniem jest on bardzo dobrym trenerem. Z mojej wiedzy wśród siatkarzy też ma pozytywną opinie. Na ile będzie potrzeba, postaram się go wspomóc. Będzie to możliwe też dlatego, że Marek Majka solidnie wesprze mnie w sprawach organizacyjno-finansowych.

Jak głęboka jest woda, po której panu przyjdzie pływać w Nysie?

– Jestem człowiekiem, który nie boi się wyzwań. Wolę żałować, że się spróbowało niż że się tego nie zrobiło. Nie bałem się wyjechać na Syberię, by jako pierwszy polski siatkarz zagrać w lidze rosyjskiej, i to w tak odległym geograficznie miejscu jak Surgut. Później wróciłem do Czarnych Radom, kiedy ci występowali w 2 lidze, choć miałem możliwość kontynuowania gry na zdecydowanie wyższym szczeblu. Awansowaliśmy do 1 ligi, a potem do PlusLigi, gdzie bez żadnego doświadczenia zostałem trenerem. Te doświadczenia wspominam generalnie pozytywnie, stąd też łatwiej mi było podjąć nowe wyzwanie w Stali. Mocno skusiło mnie to, co w ostatnich latach działo się wokół nyskiego klubu. Widać, że ludzie tu żyją siatkówką, a ja lubię pracować w miejscach z bogatą historią, w których czuć dużą presję. Przechodząc po nyskim Rynku i słysząc od kilku osób „Panie Robercie, oby się udało, trzymamy kciuki” poczułem się bardzo przyjemnie. Zdaję sobie jednak sprawę, że jeżeli w trakcie sezonu coś pójdzie nie tak, reakcje kibiców mogą być bardzo różne. Mimo wszystko wolę mieć do czynienia z ludźmi, którzy nie boją się konstruktywnie krytykować niż z takimi, którzy nie wiedzą o czym mówią bądź są obojętni. Kilka najbliższych miesięcy pokaże, jak sympatycy Stali ocenią moją pracę.

Co dokładniej zobaczył pan do tej pory na ulicach Nysy?

– Jako człowiek z zewnątrz mam chyba nieco inne spojrzenie niż większość nysan. Wydaje mi się, że o Stali znacznie lepiej mówi się w Polsce niż w samym mieście. To mnie dziwi, ponieważ klub po 15 latach wrócił niedawno do PlusLigi i naprawdę poszedł bardzo do przodu. Kibice powinni być więc z tego dumni, a dostrzegłem, że różnie z tym bywa. Niektórzy zapominają, że w klubie udało się zbudować coś, o czym jeszcze parę lat temu można było tylko pomarzyć. Nie zamierzamy oczywiście osiąść na laurach, ale już teraz warto mocniej docenić to, że Nysa może się pochwalić swoim reprezentantem w jednej z najlepszych lig na świecie.

Co musi się stać, żeby po zakończeniu sezonu powiedział pan: „sprostałem kolejnemu wyzwaniu”?

– Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. „Sprostałem wyzwaniu” mógłby teraz odpowiedzieć na przykład Sebastian Świderski, który jako prezes Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle kilkakrotnie świętował tytuł mistrza Polski, a ostatnio osiągnął szczyt w Europie, wygrywając Ligę Mistrzów. Ja wyszedłbym na głupca, gdybym teraz opowiadał, że chcę powtórzyć te osiągnięcia ze Stalą. Jestem jednak człowiekiem ambitnym i będę dążyć do tego, by budowa mocnej siatkarskiej marki w Nysie nie trwała 10-15 lat, tylko np. cztery lub pięć. Chciałbym, żeby Stal w perspektywie dwóch, trzech lat na stałe liczyła się w perspektywie walki o play-off, może nawet o czołową „czwórkę”. To bardzo skomplikowany proces i czeka nas dużo pracy, ale dostrzegam w klubie ogromny potencjał. Dlaczego więc mamy nie marzyć? W końcu wszyscy żyjemy i działamy właśnie po to, by spełniać swoje marzenia.

*Cały wywiad Wiktora Gumińskiego w Nowej Trybunie Opolskiej

źródło: nto.pl

nadesłał:

Więcej artykułów z kategorii :
Aktualności, PlusLiga

Tagi przypisane do artykułu:
, ,

Więcej artykułów z dnia :
2021-08-03

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2024 Strefa Siatkówki All rights reserved