Po raz trzeci z rzędu turniej finałowy TAURON Pucharu Polski odbył się w krakowskiej TAURON Arenie. Za każdym razem w finale grał Jastrzębski Węgiel, ale dopiero w tym roku wywalczył trofeum. Turniej był wyjątkowy dla siatkarzy z Jastrzębia-Zdroju pod kilkoma względami. Emocji było wiele, nie zawsze tych pozytywnych, nie obyło się bowiem bez małych kontrowersji. Coś, co może jednak cieszyć, to fakt, że w niedzielę pobity został rekord frekwencji.
Zaczęło się od awantury o trening
Jeszcze przed półfinałami TAURON Pucharu Polski atmosfera została podgrzana. Wszystko za sprawą dodatkowego treningu PGE Projektu Warszawa w hali meczowej. O tym, że stołeczni wystąpili z taką prośbą do organizatora rozgrywek nie wiedzieli między innymi ich rywale – Aluron CMC. Warta Zawiercie. To bardzo nie spodobało się Michałowi Winiarskiemu, który głośno wyraził swoje zdanie, a odpowiedział mu prezes PLS – Artur Popko.
Okazało się jednak, że dodatkowa jednostka treningowa nie pomogła Projektowi, który nie miał najmniejszych szans w starciu z zawiercianami. Ci zagrali niemal perfekcyjnie i pewnie wygrali 3:0. – Trenowaliśmy o jeden dzień wcześniej nie dlatego, że jesteśmy super cwani, tylko dlatego, że po prostu nie mieliśmy gdzie trenować. Prawda jest taka, że wywalili nas z hali na Ursynowie. Dzięki uprzejmości organizatorów mogliśmy przyjechać od razu do Krakowa. Nie chcieliśmy jednak szukać przewagi przed turniejem.. Po prostu tak wyszło. Wiem, że drużyna Zawiercia się troszeczkę zdenerwowała na organizatorów za to, ale ostatecznie uważam, że to nie miało żadnego znaczenia – mówił po porażce Jakub Kochanowski, środkowy warszawian.
Półfinały zawiodły
Trochę więcej emocji przyniosło starcie Jastrzębskiego Węgla z LUK-iem Lublin, ale i ta batalia zakończyła się w trzech partiach. – Zagrywka nie była ich najmocniejszym punktem, chociaż dostaliśmy dwa asy pod rząd i wiadomo, że jak masz trzy punkty przewagi i tracisz ją w taki sposób, to trochę mentalnie padniesz. Brakowało nam asekuracji, nie atakowaliśmy najlepiej na potrójnym bloku – ocenił trzecią partię Wilfredo Leon. To właśnie wtedy lublinianie mieli największe szanse na przedłużenie rywalizacji.
Tym samym oba mecze półfinałowe zakończyły się w trzech setach, a do finału awansowali faworyci.
Finał jak stary diesel
Półtora seta wielkiego finał TAURON Pucharu Polski również zapowiadało jednostronny pojedynek. Podopieczni Michała Winiarskiego mieli pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Do tego do trochę ostrzejszej wymiany zdań miało dojść między dwoma zawodnikami klubu z Jastrzębia-Zdroju, ale szybko sytuacja została opanowana.
JSW Jastrzębski Węgiel drgnął. Głównie za sprawą dwóch obcokrajowców. Anton Brehme i Timothee Carle dali drużynie impuls. Francuz pewnie atakował ze skrzydła, Brehme popisywał się trudnymi zagrywkami. W obu spotkaniach w Krakowie to właśnie Carle był najlepiej punktującym graczem swojej ekipy.
Wideoweryfikacja
Kiedy wydawało się, że podopieczni Marcelo Mendeza bez większych problemów domkną czwartą partię na swoją korzyść i będą mogli cieszyć się z pucharu, Warta Zawiercie się podniosła. Doprowadziła do remisu w końcówce, choć nie bez drobnych kontrowersji. – Ten moment był dla mnie ogólnie najbadziej pozytywny jako trenera. Pokazaliśmy charakter, mimo że przegrywaliśmy czterema, pięcioma punktami. To jest to, na co będę zawodnikom zwracał uwagę – powiedział Michał Winiarski.
Sporo emocji, głównie tych zbędnych wzbudziły przeciągające się wideoweryfikacje. – Mnie ciężko wyprowadzić z równowagi. Jeżeli sędziowie potrzebują więcej czasu przy takim wyniku to rozumiemy, ale my trochę tez podgrzewamy atmosferę i upominamy ich, abyśmy grali – ocenił Tomasz Fornal, a Mateusz Bieniek dodał: – Na pewno sytuacja z challangem miała na nas wpływ. Myślę, że można to zrobić lepiej. Żeby tak nerwowych sytuacji nie było. Denerwuje się jedna i druga strona, kibice również. Jestem przekonany, że można to rozwiązać lepiej, ale sędziowie również są pod dużą presją. Zapominamy już o tym i mam nadzieję, że w półfinałach PlusLigi będzie lepiej – powiedział środkowy i kapitan Warty Zawiercie.
Wielka trójca i MVP
MVP meczu finałowego został Tomasz Fornal. Symbolicznie gwiazda Jastrzębskiego Węgla do odbioru statuetki MVP wzięła całą drużynę. O atmosferze w zespole wspominał w pomeczowych rozmowach każdy z zawodników.
Równie symboliczne było wzniesienie pucharu przez kapitana. Benjamin Toniutti nie chciał wznosić go samemu. Do siebie wziął dwie ważne postacie jastrzębskiego klubu: Tomasza Fornala i Jakuba Popiwczaka. Nie jest tajemnicą, że obaj po sezonie żegnają się z Jastrzębskim Węglem i wywalczenie po tylu porażkach w finale upragnionego trofeum zwłaszcza dla nich ma szczególne znaczenie. – To pewnego rodzaju last dance dla nas, dla niektórych w tym składzie: czyli ja, Tomek Fornal, Benjamin Toniutti. Wylaliśmy mnóstwo potu, łez, krew przez ostatnie lata w Pucharze Polski przez ostatnie lata, żeby wreszcie móc się z tego cieszyć, także dlatego smakuje niesamowicie – mówił z dużym uśmiechem Jakub Popiwczak.
Padł rekord
Finałowe widowisko na żywo w TAURON Arenie Kraków oglądała rekordowa liczba fanów. Na trybunach zasiadło aż 14157 widzów, co stanowi nowy rekord Pucharu Polski.
Liczby są bez wątpienia imponujące i pokazują, że gwiazdy i najlepsze zespoły PlusLigi są w stanie przyciągnąć to (już) niezbyt klubowo siatkarskiego miasta wielu kibiców. Miejmy nadzieję, że półfinały i mecze o medale PlusLigi również przyniosą tyle emocji, kilka dramaturgicznych momentów i siatkówki na najwyższym poziomie.