Beniaminek Krispol I ligi w bardzo dobrym stylu wszedł na zaplecze PlusLigi, zajmując 3. miejsce na koniec sezonu. – Szkoda, bo zarówno po naszych ostatnich wynikach, jak i postawie na treningach, widać było, że nasza forma zwyżkuje. Patrząc jednak na tę sytuację z dzisiejszej perspektywy, przede wszystkim żałuję tego, że nie mogliśmy w tym sezonie po prostu trochę dłużej pograć w siatkówkę – przyznał atakujący LUK Politechniki Lublin Jędrzej Goss.
Sezon Krispol I ligi mężczyzn zakończył się dużo wcześniej, niż wszyscy się tego spodziewali. Pana zdaniem podjęto dobrą decyzję o końcu sezonu?
Jędrzej Goss: Zawsze najważniejsze jest zdrowie. W zaistniałej sytuacji ryzyko było zbyt duże. Przerwanie rozgrywek było jedyną słuszną decyzją, jaką można było podjąć.
Zajęliście 3. miejsce na koniec sezonu. Nie udało się rozegrać fazy play-off, więc domyślam się, że niedosyt jest spory. Mam rację?
– Oczywiście. Szkoda, bo zarówno po naszych ostatnich wynikach, jak i postawie na treningach, widać było, że nasza forma zwyżkuje. Patrząc jednak na tę sytuację z dzisiejszej perspektywy, przede wszystkim żałuję tego, że nie mogliśmy w tym sezonie po prostu trochę dłużej pograć w siatkówkę.
Trzecia pozycja w tabeli jak na beniaminka to znakomity wynik. Śmiało można powiedzieć, że jesteście największą sensacją tego sezonu?
– Z perspektywy klubu – jego historii, tego, że byliśmy beniaminkiem, można byłoby pokusić się o takie stwierdzenie. Patrząc jednak poprzez pryzmat kadry zespołu, zawodników, już niekoniecznie. Jeśli miałbym wskazać drużynę, która była największą sensacją tej ligi, postawiłbym na APP Krispol Wrześnię. Mimo sporych osłabień przed sezonem, potrafili utrzymać wysoki poziom gry, wyprzedzając w tabeli 3-4 zespoły, których potencjał oceniałem jako zdecydowanie wyższy.
Który moment sezonu był najlepszy? Co najmilej pan wspomina?
– Mecz Pucharu Polski z AGH Kraków, gdzie pobiłem swój rekord życiowy i zdobyłem w meczu 34 punkty. Fantastycznie wspominam też domowe spotkanie ze Stalą Nysa. Atmosfera na trybunach była wspaniała, a nam udało się pobić niepokonanego wcześniej lidera, mimo naszych ogromnych problemów kadrowych. Cały mecz na libero musiał grać Szymek Pałka, a tie-breaka dodatkowo graliśmy ze mną, jako przyjmującym. Jest to coś, co ciężko będzie kiedykolwiek powtórzyć.
W czym tkwiła wasza siła?
– Stworzyliśmy jedność, która miała radość z tego, że może wspólnie trenować i grać. Mieliśmy też swoich liderów w postaciach Pawła Rusina i Damiana Wierzbickiego, biorących na siebie odpowiedzialność w najważniejszych momentach meczów.
Jest pan zadowolony ze swojej gry i szansy, które otrzymał w tym sezonie? Nie jest tajemnicą, że miał pan dużą konkurencję na pozycji atakującego. Damian Wierzbicki to najlepszy punktujący rozgrywek 2019/20.
– Nie jestem. Ciężko być zadowolonym, gdy gra się tak mało. Niemniej jednak przy dyspozycji, którą prezentował Damian Wierzbicki, ciężko było, żeby trener dał mi więcej szans do gry. Musiałem się zadowolić głównie rolą zadaniowca, z której myślę, że wiele razy udało mi wywiązać zadowalająco.
Na koniec pozostaje mi zapytać o przyszłość. Czy na ten moment może już pan zdradzić, czy zostaje w Lublinie?
– Do połowy maja mam jeszcze ważny kontrakt z LUK Politechniką. Klub sam chce informować o wynikach rozmów z zawodnikami, więc nie mogę na razie powiedzieć niczego więcej.
Rozmawiała Katarzyna Porębska
źródło: krispol1liga.pl