– Nie uważam, żeby ktoś z nas grał na zasadzie, że musimy dany mecz wygrać, bo w przeciwnym razie stracimy fotel lidera. Z meczu na mecz staramy się grać dobrze. Fajnie, że jesteśmy na pierwszym miejscu. Jeśli je jednak stracimy, a dalej będziemy grali dobrze, to nie będzie to stanowiło problemu – powiedział w rozmowie ze Strefą Siatkówki rozgrywający MKS-u Będzin, Grzegorz Pająk.
Po raz drugi w sezonie wygrali do zera
Poza drugim setem mecz w Jaworznie mieliście pod pełną kontrolą. Chyba rywale nie zawiesili wam zbyt wysoko poprzeczki?
Grzegorz Pająk: Rywale nie zawiesili nam wysoko poprzeczki, natomiast według mnie było to spowodowane naszą dobrą grą oraz presją, którą wywieraliśmy na rywalach zza dziewiątego metra. To nie tylko w naszej, ale także w każdej innej lidze bardzo utrudnia grę przeciwnikowi, jeśli przez większość meczu musi rozgrywać piłki dalej niż 3 metry od siatki. Dlatego uważam, że nasz dobry występ w polu serwisowym utrudnił grę drużynie z Jaworzna.
Zagrywka ustawiła wam grę, bo później skuteczniej graliście blokiem oraz na kontrze. Wasza gra się zazębiała…
– Jeśli na zagrywce zespół się dobrze prezentuje, to w innych elementach jest później dużo łatwiej. Do tej pory serwisem jakoś szczególnie nie straszyliśmy rywali. W Jaworznie zagrywka nam siedziała. Mam nadzieję, że tak utrzyma się przez dłuższy czas, bo wtedy będzie nam grało się dużo łatwiej.
W pana wykonaniu było to też dobre spotkanie, bo zdobył pan 8 punktów. Niezbyt często zdarza się, aby rozgrywający osiągnął taki wynik.
– Mi się już to zdarzało, natomiast faktycznie w tym sezonie mało było takich meczów, w których miałem taką wysoką zdobycz punktową. W meczu w Jaworznie fajnie to wyszło. Nie mam nic przeciwko, żeby dalej to tak wyglądało.
Zrehabilitowali się za porażkę z Lechią
W Jaworznie zagraliście podrażnieni wcześniejszą porażką?
– Nie. Nie podchodziliśmy do tego meczu w ten sposób. W Tomaszowie Mazowieckim też prezentowaliśmy się bardzo dobrze na zagrywce, to rywale ją świetnie przyjmowali. W tamtym meczu była różnica 20 bardzo dobrych i perfekcyjnych przyjęć na korzyść gospodarzy. Przegraliśmy ten mecz bodajże dwoma lub trzema punktami. Jeśli więc przyjęlibyśmy piłkę kilka razy lepiej, to wierzę, że ten mecz zakończyłby się naszym przyjęciem. Nie chciałbym jednak zganiać na naszych przyjmujących. Na mecz jechaliśmy w dzień meczu. Nie była to hala, którą znamy. Ciężko było nam się w niej odnaleźć. Jeśli gra się w hali, która ma inne gabaryty i inne kolory, to może to sprawiać problemy w przyjęciu, w którym największą rolę odgrywa spojrzenie na cały obiekt.
Ale w sumie nadal jesteście liderem tabeli, więc pewnie to dla was najbardziej się liczy?
– Nawet nie o to do końca chodzi. Chcemy jak najlepiej prezentować się w każdym meczu. Jeśli mamy problemy z jakimś elementem siatkarskim, to w trakcie tygodnia staramy się nad nimi pracować i na meczach weryfikujemy, czy ta praca przyniosła efekty. Nie uważam, żeby ktoś z nas grał na zasadzie, że musimy dany mecz wygrać, bo w przeciwnym razie stracimy fotel lidera. Z meczu na mecz staramy się grać dobrze. Fajnie, że jesteśmy na pierwszym miejscu. Jeśli je jednak stracimy, a dalej będziemy grali dobrze, to nie będzie to stanowiło problemu. Sezon zasadniczy jest strasznie długi. Bardzo mocno się ciągnie, a dla nas kluczowa będzie dyspozycja w ostatnim miesiącu rozgrywek, czyli w fazie play-off.
W oczekiwaniu na Visłę
W najbliższej przyszłości czeka was potyczka z Visłą, która jest odmłodzonym zespołem, ale potrafiła już sprawiać niespodzianki. Musicie się mieć na baczności?
– Pamiętam mecz z pierwszej rundy, który mogliśmy przegrać za 3 punkty, a wygraliśmy go za 3 punkty. W każdym z setów przegrywaliśmy, a dzięki walce potrafiliśmy obrucić to spotkanie na swoją korzyść. Wiedzieliśmy, że jest to młody zespół, który ma ambicje na granie, ale nie spodziewaliśmy się, że będzie w nas tak „rzucał kamieniami” na zagrywce. Mieliśmy problemy na zagrywce, ale nadrabialiśmy w innych elementach. Cieszę się, że tamten mecz był taki trudny, bo przed rewanżem u siebie podejdziemy do tego rywala bardzo mocno skoncentrowani i o żadnym lekceważeniu nie będzie mowy.
No właśnie, bo trochę mieliście z tym problem w niektórych meczach, czego odzwierciedleniem były porażki w pierwszych setach.
– Teoria pierwszego seta przez chwilę była aktualna, ale później zmieniła się w taką, w której przychodzi taki moment, w którym czekamy, żeby przeciwnik przegrał, a sami nie chcemy zakończyć meczu. Jeśli przeciwnicy widzą, że trochę odpuszczamy lub gramy mniej zaangażowani, to przyciskają i grają naprawdę dobrze. Kiedy trzeba się wziąć w garść, to jest czasami trochę za późno. Rozegraliśmy dopiero 2 trzysetowe mecze, zresztą oba z MCKiS-em Jaworzno. Dobrze, że w innych meczach kończyło się utratą tylko jednego seta, a nie dwóch, a w konsekwencji utratą punktu. Teraz nie zagramy w swojej hali, ale w innej, więc musimy się do tego meczu odpowiednio przygotować. Visły na pewno nie zlekceważymy.
Zobacz również
Bartosz Pietruczuk: Biorę taki wynik w ciemno
źródło: inf. własna