Strona główna » Poznaj mistrza – Erik Shoji: Czułem się jak zagubiony szczeniak

Poznaj mistrza – Erik Shoji: Czułem się jak zagubiony szczeniak

fot. PressFocus

Choć do świata siatkówki wprowadził go ojciec, to jednak z bratem, którego śladem podążał, tworzył zgrany duet, nie tylko w reprezentacji USA. Wykształcenie, które obok sportu jest dla niego bardzo ważne, odebrał na jednym z najlepszych uniwersytetów świata – jego rodzinnym uniwersytecie Stanforda. Trudno mu wymienić jedną rzecz, która motywuje go i sprawia, że wciąż chce grać w siatkówkę na najwyższym poziomie. Najbardziej zazdrości Polakom popularności siatkówki i chciałby, by również w Stanach Zjednoczonych była tak uwielbianym sportem. Co było dla niego największym szokiem po ukończeniu studiów? Czemu czuł się jak zagubiony szczeniak? Jakie są największe gafy, które przydarzyły mu się w Polsce? Zarówno o tym jak i o wielu innych aspektach swojego życia opowiedział Erik Shoji.

Karolina Wólczyńska (Strefa Siatkówki): Kiedy zacząłeś swoją przygodę z siatkówką?

Erik Shoji: – Zacząłem grać w siatkówkę w młodym wieku, bo miałem około ośmiu lat. Występowałem w drużynie juniorów, a mój tata był wówczas moim trenerem. Kiedy skończyłem osiemnaście lat przestał pełnić tę funkcję.

Olbrzym w Honolulu

Mimo że próbowałeś swoich sił na rozegraniu i przyjęciu wybrałeś pozycję libero. Dlaczego? 

– Cóż, w Honolulu, z którego pochodzę, jestem dość wysoki w porównaniu do innych ludzi. Co jest dla wielu niespodzianką. Dorastałem, grając na różnych pozycjach, bo chciałem poznać specyfikę każdej z nich. Potem, gdy byłem już starszym zawodnikiem i dostałem powołania do reprezentacji U-19 i U-21, występowałem na pozycji libero. Miałem przeczucie, że moja przyszłość będzie związana z nią, ponieważ jestem najniższy w drużynie.

Prócz siatkówki uprawiałeś też tenis i baseball. Dlaczego nie kontynuowałeś swojej sportowej kariery w tych dyscyplinach?

– Tak. (śmiech) Baseball naprawdę lubiłem, ale od początku wiedziałem, że nie będę tego kontynuował. To po prostu nie był mój sport. W tenisa grałem w liceum do osiemnastego lub dziewiętnastego roku życia, ale siatkówka zawsze była moją pasją i sportem, w którym wiedziałem, że mogę zajść najdalej, więc wybrałem siatkówkę.

Mój kibic – Serena

Skoro uprawiałeś tenis tak długo, miałeś zapewne idoli. Byli to może Pete Sampras, Andrea Agassi lub Serena Williams?

– Ich wszystkich miałem za swoich idoli! Myślę, że Serena Williams i Roger Federer byli moimi idolami numer jeden. Super, że taka gwiazda jak Serena Williams przyszła na mecz siatkówki zeszłego lata na igrzyskach olimpijskich i oglądała moją grę. Obłęd!

Stanford family

Do wątku olimpijskiego jeszcze wrócimy. Chciałabym cię zapytać o uczelnię. Zarówno ty, jak i twoje rodzeństwo studiowaliście na uniwersytecie Stanforda. Czy można zatem powiedzieć, że to wasz rodzinny uniwersytet? 

– Tak, choć stało się tak przez zupełny przypadek. Zawsze byliśmy bardzo związani z Uniwersytetem Hawajskim, ponieważ mój ojciec był tam trenerem żeńskiej drużyny siatkarskiej. Kiedy pojawiła się możliwość gry na Uniwersytecie Stanforda, zdecydowałam się tam pojechać. Wiedziałem, że chcę skorzystać z takiej szansy i wyjechać do Kalifornii. Otrzymałem stypendium, więc nie musiałem płacić pełnej kwoty za studia. Ostatecznie wszyscy trafiliśmy na tę uczelnię i można powiedzieć, że weszliśmy do rodziny Stanforda.

Czy masz jakieś wspomnienia z tego okresu? Musiało ci być trudno pogodzić wszystko.

– Studia to tak interesujący czas, ponieważ musisz naprawdę zrównoważyć szkołę i sport, mecze i treningi, ale jesteś też młody i oczywiście chcesz mieć życie towarzyskie. Mam wiele dobrych wspomnień. Nauczyłem się, jak zrównoważyć różne rzeczy w życiu. Po czterech latach spędzonych na uniwersytecie radziłem sobie z tym dużo lepiej niż wcześniej.

Jakie uzyskałeś wykształcenie?

– Mam licencjat z biologii człowieka i magistra z biznesu. W planie jest rozpoczęcie własnego biznesu po zakończeniu kariery.

Pierwsze profesjonalne kroki

Jak to się stało, że trafiłeś najpierw do profesjonalnego klubu w Niemczech, a później przeniosłeś się do Austrii?

– Swoją profesjonalną karierę rozpocząłem w klubie CV Mitteldeutschland. Obecnie zespół nie występuje już w 1. Bundeslidze. Hypo Tirol Volleyballteam w Austrii był moim drugim kierunkiem. Po studiach znalazłem menadżera, który wyszukał dla mnie te drużyny. To był pierwszy krok w mojej karierze. 

Jak się czułeś, będąc samemu za granicą?

– Prawdopodobnie największym szokiem związanym z rozpoczęciem profesjonalnej gry w siatkówkę było życie na własną rękę. Nie ma rodziny, nie ma wielu przyjaciół, a ty grasz z ludźmi, których dopiero poznajesz. Musiałem się dostosować do sytuacji – mieszkać samemu, gotować i pojawiać się w miejscach, których nie znałem. 22 lub 23 lata to nie tak mało, ale wciąż byłem młodym siatkarzem. Na szczęście przez pierwsze dwa sezony miałem w drużynie jeszcze jednego Amerykanina. Naturalnie i bardzo łatwo przyszło mi więc zaprzyjaźnić się właśnie z nimi.

Gotujesz? Wspomniałeś o tym.

– Niezbyt często to robię, tylko czasami. (śmiech) Nie jestem specem – to na pewno, ale coś prostego potrafię przyrządzić. Wolę po prostu zjeść na mieście.

Jak brat z bratem

Chciałabym porozmawiać o twoim bracie. Kawika przetarł ci szlaki w różnych klubach. Przed tobą trafił do Berlin Recycling Volleys, Lokomotiwu Nowosybirsk, w których występowaliście później razem. Były jednak też momenty, kiedy graliście przeciwko sobie w różnych klubach. Jak wyglądała rywalizacja między wami?

– Z jednej strony bardzo trudno jest grać przeciwko swojej rodzinie i ludziom, których kochasz, ale z drugiej strony jest to również coś wspaniałego. Całe moje życie rywalizowałem z moim bratem, tak jak robią to bracia. Dla mnie to świetna okazja, aby dać z siebie wszystko, próbując go pokonać. Współzawodnictwo wydobywa z nas obu to, co najlepsze. W siatkówce nie ma remisu. Zawsze ktoś musi wygrać, a ktoś przegrać. Jest to więc trudne, ponieważ nie chcesz, aby ktoś bliski przegrał. Ja też nie chcę odnieść porażki. Gra z Kawiką jest po prostu najlepsza. Naprawdę cudownie mieć obok siebie w drużynie kogoś, kto cię zna, kocha i potrafi się z tobą komunikować.

Zagubiony szczeniak

Kawika jest starszy o dwa lata, więc też jako pierwszy trafił do reprezentacji USA. Pamiętasz swoje pierwsze wrażenie ze zgrupowania?

– Pamiętam pierwsze zgrupowania. Czułem się jak zagubiony szczeniak. Nie wiedziałem, co robić. Na szczęście miałem brata, który już wcześniej tam był i mi wszystko pokazał. Dla zobrazowania: gdzie jest siłownia, gdzie się rozgrzewamy, gdzie jemy, itd. Wyjaśnił porządek dnia. Tych wszystkich rzeczy musisz się nauczyć, gdy jesteś świeżakiem. On sprawił, że nauczyłem się wszystkiego trochę szybciej. Jestem szczęściarzem pod tym względem! A wracając do poprzedniego pytania, dokładnie tak było, kiedy on już był w klubie, a ja do niego dołączałem później.

fot. Associated Press / Alamy Stock Photo

Amerykański system

Aaron Russell w rozmowie ze mną wspomniał, że będąc na zgrupowaniu pierwszy raz, czuł się podobnie. Wiedział, że musi się jeszcze sporo nauczyć. 

– Największą różnicą między zgrupowaniem reprezentacji Polski a reprezentacją USA jest to, że w Polsce wszyscy jadą do Spały, gdzie razem mieszkają, jedzą i trenują. I to wszystko w jednym miejscu! My natomiast mamy zupełnie inaczej. Wszyscy mieszkamy tam, gdzie chcemy, a potem spotykamy się w siłowni. To nie jest więc tak, że jesteś ze wszystkimi. Po treningu niekoniecznie spędzamy wolny czas w towarzystwie kolegów z drużyny. Kiedy jesteś młody i pojawiasz się po raz pierwszy na kadrze, musisz to rozgryźć. Jest to zdecydowanie doświadczenie edukacyjne.

Potrafiłbyś się odnaleźć w miejscu podobnym do Spały?

– Kiedyś drużyna narodowa USA trenowała w Colorado Springs, gdzie znajduje się olimpijskie centrum treningowe (U.S. Olympic & Paralympic Training Center – przyp. red.). Miejsce to jest bardzo ładne i można je przyrównać do waszej Spały. Jednakże zmieniliśmy podejście. Lubimy mieć trochę więcej niezależności i życia poza siatkówką. Oczywiście wciąż trenujemy bardzo ciężko i intensywnie, ale miło jest wrócić do domu. Wielu chłopaków może też przyjechać wówczas ze swoimi rodzinami.

Jak wyglądają formalności związane z byciem w reprezentacji? Możesz opowiedzieć o finansach, ubezpieczeniu, itp.?

– Oczywiście każdy podpisuje kontrakt. Mamy ubezpieczenie. Wypłata jest miesięczna i dostajemy ją w lecie. Do wyliczenia wynagrodzenia wykorzystuje się specjalną formułę. Nie znam wszystkich szczegółów, ale jest ona zależna od kilku czynników, np. tego, jak długo przynależysz do drużyny, w jakich występujesz turniejach oraz ile lat z rzędu grasz. Wiem, wydaje się to skomplikowane, ale nie jest. Tylko trudno mi to wyjaśnić.

Pogromca z Polski

W ostatnich latach często przegrywaliście ważne mecze z Polską, jak np. półfinał igrzysk olimpijskich w Paryżu. Czy Polska jest waszym pogromcą? 

– Trochę tak jest, jakby Polska była naszym największym nemezis. Często gramy z Polakami w turniejach i wygląda na to, że często wygrywają. Jednakże myślę, że my też mamy kilka naprawdę dobrych zwycięstw z Polską. Sięgając pamięcią do ostatnich wydarzeń, to rzeczywiście Polska miała więcej powodów do radości. Według mnie zarówno Polska, jak i USA zaliczają się do grona czterech bądź pięciu najlepszych drużyn na świecie i czasami tak właśnie jest. Teraz w męskiej siatkówce jest tak wiele dobrych drużyn. Wszystko zależy od tego, kto z kim się zmierzy. Nam nie do końca leży Polska, ale nie sądzę, by Polsce leżała Francja czy Włochy. My zaś zwykle wygrywamy z Włochami. Więc to zależy od dyspozycji dnia i tego, jak wygląda turniej.

fot: DPPI Media / Alamy Stock Photo

Czy możesz porównać trzy turnieje igrzysk olimpijskich w Rio, Tokio i Paryżu?

– Naprawdę trudno to porównać, ponieważ każdy turniej był inny. W Rio de Janeiro byłem jeszcze taki młody i po prostu zdumiony wszystkim. Wtedy też nie mieszkaliśmy w wiosce olimpijskiej, a w hotelu bliżej hali. Nie było to więc pełne doświadczenie olimpijskie. Podobnie było w Tokio przez COVID. Również nie mogliśmy w pełni poczuć atmosfery igrzysk olimpijskich. A w Paryżu w końcu poczułem, że dostałem wszystko, co najlepsze. Mieszkaliśmy w wiosce olimpijskiej, braliśmy udział w ceremonii otwarcia i zakończenia igrzysk, trybuny wypełnili kibice. To było zdecydowanie najlepsze i największe doświadczenie, jakie przeżyłem.

Czy czułeś większą gorycz w Tokio, ponieważ nie udało wam się zakwalifikować do ćwierćfinału, czy w Paryżu, ponieważ jechałeś tam po złoto?

– Powiedziałbym, że Tokio było ogólnie trudniejszym doświadczeniem. Chodzi mi o COVID, testy i wszystkie obostrzenia. Do tego nasza drużyna nie grała dobrze. To było po prostu trudne doświadczenie, ale również coś, z czego można się nauczyć i dzięki temu stałem się lepszy.

Co było najtrudniejszym momentem i największym sukcesem w twojej karierze?

– Prawdopodobnie najtrudniejszym momentem było powrót po igrzyskach olimpijskich w Tokio. Nie graliśmy zbyt dobrze i nie zakwalifikowaliśmy się do finałowej ósemki. Przyjechałem do Polski i nie grałem w siatkówkę tak, jak chciałem. Nie czułem się zbyt pewnie, więc to było trudne przejście. Moim największym sukcesem jest sezon 2021/2022, gdy zdobyliśmy z klubem trzy trofea – puchar Polski, mistrzostwo Polski i Ligę Mistrzów.

Głód siatkówki 

Co sprawia, że nadal chcesz grać w siatkówkę? Co cię motywuje?

– Po pierwsze, chcę być najlepszym graczem i najlepszym kolegą z drużyny, jakim mogę być. Chcę pomagać drużynom, w których jestem i wygrywać – to motywuje mnie do ciężkiej pracy każdego dnia. Po drugie, uwielbiam grać dla mojej rodziny, która zawsze wspierała mnie w mojej karierze. Mam w sumie pięcioro bratanków i siostrzeńców, którzy od czasu do czasu oglądają moją grę. Uwielbiam to, że mogą oglądać moją grę na wysokim poziomie, podobnie jak reszta mojej rodziny. A po trzecie, w tym momencie mam przyzwoitą liczbę obserwujących w mediach społecznościowych, którym pokazuję, że możesz robić w życiu, co chcesz, o ile ciężko pracujesz i dobrze się bawisz. Uwielbiam po prostu być sobą i grać w siatkówkę.

Największa lekcja, jaką nauczyła cię siatkówka?

– Kontrolowanie tego, co można kontrolować. To trochę banalne, ale w siatkówce jest tak wiele rzeczy, które są poza twoją kontrolą. Starasz się tak bardzo radzić sobie w trudnych sytuacjach. Choć przede wszystkim musisz robić to, co możesz i wpływać na rzeczy, które możesz kontrolować.

Masz ulubionego trenera bądź trenera, z którym chciałbyś pracować, ale jeszcze nie miałeś okazji?

– Odpowiedź jest prosta. Jest nim Karch Kiraly, czyli trener naszej reprezentacji, ponieważ właśnie został zatrudniony i dotychczas nie trenowałem z nim. Miałem tylko kilka telefonów i spotkań, więc jestem naprawdę podekscytowany grą pod jego wodzą.

Prawdziwy Erik

Czy uważasz się za obieżyświata, skoro tyle lat spędziłeś za granicą, czy nadal jesteś po prostu Amerykaninem?

– Uważam się za Amerykanina, ale z szerszą perspektywą, ponieważ grałem w wielu różnych miejscach. Wychowałem się w bardzo małej społeczności w Honolulu, a potem przez dwadzieścia dwa lata mojego życia mieszkałem w komfortowych warunkach w Honolulu i Kalifornii. Życie za granicą jest bardzo fajne, ponieważ nauczyłem się wielu rzeczy i poznałem sporo różnych ludzi. Po prostu czuję, że mój umysł jest teraz o wiele większy. Jestem za to bardzo wdzięczny.

Gdy wcześniej wspomniałeś niemiecki klub, dobrze wymówiłeś jego nazwę. Czy mówisz po niemiecku lub w innym języku obcym?

– Nie radzę sobie z językami obcymi. To takie żenujące. Jestem w tym naprawdę kiepski. Czuję, że znam jakieś podstawy języków urzędowych krajów, w których grałem. Rozumiem całkiem sporo, ale nie znam ich wystarczająco dobrze, by mówić. Gdy koledzy mówią o siatkówce, drużynach, meczach i wynikach, to rozumiem doskonale. Czasami zaskakuję ich, gdy mogę powiedzieć „tak” lub „nie” lub odpowiedzieć na pytania, które zadają.

Jesteś bardziej spontaniczną osobą czy planujesz wszystko z wyprzedzeniem?

– Powiedziałbym, że jestem bardziej planistą niż spontanicznym typem. W podróż lubię jechać bez obaw, gdy wszystko mam załatwione wcześniej. Przed wyjazdem planuję transport, zamawiam hotel. Mógłbym spontanicznie wybrać się na wycieczkę, ale bardzo szybko muszę podjąć się działań organizacyjnych. Podsumowując, po części jestem i spontaniczny, i działający zgodnie z planem.

Przejdźmy teraz do Azji i twojego zainteresowania Japonią. Twój pradziadek pochodził z Japonii. Chciałbyś tam kiedyś zagrać, jeśli nadarzy się okazja?

– Bardzo chciałbym grać w Japonii. Niemniej jednak, rozumiem, że rynek i możliwości dla zagranicznych libero nie są tam niesamowite. Realistycznie rzecz biorąc, nie będę miał takiej szansy, ale oczywiście chciałbym tam zagrać.

Typowy Amerykanin

Jakie amerykańskie cechy są charakterystyczne także dla ciebie?

– Amerykanie zazwyczaj wykazują się dużą ilością ciężkiej pracy i pozytywnego nastawienia, a to jest coś, czego uczymy się od najmłodszych lat, zwłaszcza w drużynie i na boisku. Więc to jest coś, co lubię pokazywać mojej drużynie. Myślę też, że otwartość umysłu na różnych ludzi i rozmawianie z nimi o różnych rzeczach to coś, co lubię robić. Podsumowując, przede wszystkim to pozytywne nastawienie i ciężka praca.

Po paru latach w Polsce z pewnością przejąłeś też polskie cechy. Zatem jakie? 

– (śmiech) Pomyślmy. Myślę, że Polacy są trochę bardziej powściągliwi, ale nie w negatywnym sensie. Według mnie Polacy są bardziej zdystansowani, ale kiedy się z nimi zaprzyjaźnisz, są tak samo otwarci i towarzyscy jak ja. To po prostu kultura. Chociaż jestem bardzo towarzyski i otwarty w wielu sytuacjach, lubię też wracać do domu i być sam.

Tego zazdrości Polakom

Jakie są rzeczy, które chciałbyś mieć z USA w Polsce, a może coś, co jest typowo polskie, a chciałbyś mieć w Ameryce?

– Jedną z rzeczy, które chciałbym mieć w Polsce z USA, są supermarkety, takie jak Trader Joe’s lub Whole Foods. (śmiech) Są po prostu bardzo specyficzne i bardzo miło spędza się w nich czas. Chciałbym je mieć tutaj. I jeszcze jedna rzecz w Polsce, którą chciałbym mieć w USA…

Nie mów „pierogi”. Można je zjeść w Stanach Zjednoczonych.

– Wiem. Próbuję wymyślić coś jeszcze. Masz może jakieś pomysły? Cóż, to trochę łatwa odpowiedź, ale siatkówka. Mam na myśli głównie profesjonalną ligę siatkówki dla mężczyzn i ogólną popularność, jaką siatkówka ma tutaj. W USA dominują inne dyscypliny, jak koszykówka, baseball, futbol amerykański. Siatkówka jest daleko na dole listy. Rozwijamy się, ale osiągnięcie takiego poziomu popularności zajmie trochę czasu.

Siatkarskie trendy

Czy widzisz jakieś trendy w siatkówce? 

– Może to nie jest trend, ale umiejętność zdobywania punktów, gdy przyjęcie nie jest idealne, staje się ważną rzeczą w siatkówce. Jest to głównie spowodowane mocnymi serwami. Jeśli możesz zdobyć punkt, gdy piłka nie jest blisko siatki, to prawdopodobnie poradzisz sobie naprawdę dobrze w tym meczu. Jest to więc połączenie mocnego serwowania i umiejętności zdobycia punktu, gdy piłka nie jest idealna.

W przeszłości największe gwiazdy reprezentacji USA, np. David Lee, Clayton Stanley, William Priddy, nie grali nigdy w PlusLidze. Obecnie ta tendencja się zmieniła i w Polsce występujesz ty, David Smith, w minionym sezonie Torey DeFalco. Skąd ta zmiana?

– Myślę, że prawdopodobnie chodziło o fakt, że Polska była wtedy nieco mniej rozwinięta w świecie profesjonalnego sportu świecie – poziom nie był wystarczający – i prawdopodobnie nie miała takich pieniędzy, jakie miały inne kraje. Oczywiście to się zmieniło. Myślę, że Polska jest idealnym miejscem do życia ze świetną ligą siatkówki i naprawdę dobrymi pieniędzmi dla zawodników. W naszych oczach liga stała się odnoszącą sukcesy i tym też przyciąga tylu zagranicznych graczy.

Czy twoje postrzeganie siatkówki zmieniło się w jakimś klubie?

– Tak, choć myślę, że niekoniecznie miało to związek z konkretnym klubem lub osobą. Każda liga, w której występowałem, prezentuje coś innego. Chodzi mi o styl siatkówki, np. w Rosji siatkówka jest bardzo siłowa. Wszystko koncentruje się wokół siły – gry, zagrywki, uderzenia, a następnie bloku. We Włoszech ważna jest technika. A PlusLiga jest połączeniem obu elementów. Trzeba więc po prostu nauczyć się, jak działają poszczególne ligi i starać się jak najlepiej dostosować do tego stylu.

Przyszłość z mikrofonem przy ustach

Odnośnie do twojej przyszłości kim chciałbyś być po zakończeniu kariery? Myślałeś, by zostać komentatorem sportowym?

– Ludzie często mnie o to pytają. (śmiech) Nie wiem, czy chciałbym być dziennikarzem, ale z pewnością chciałbym spróbować swoich sił jako komentator. W sumie już to robię na YouTube, ale w nieco innej formie. Chciałbym zajmować się po części wszystkim – trenerką, pomaganiem zawodnikom, komentowaniem meczów. W skrócie chcę być przy siatkówce i się z tego godnie utrzymywać.

Jakie są największe gafy, jakie ci się przydarzyły w Polsce? Słyszałam o zniszczonym samochodzie i zniczu w prezencie. Możesz opowiedzieć te historie?

– O nie! Jak to wyszukałaś? (śmiech) Gdy pierwszy raz tankowałem samochód w Europie w Niemczech wlałem niewłaściwą benzynę. Nie wiem, jak to zrobiłem, ale wlałem olej napędowy, podczas gdy powinna być to benzyna. Całkowicie zepsułem samochód. To taki typowy, głupi błąd Amerykanina w Europie. Co do prezentu, to naprawdę zabawna historia. Było to podczas mojego pierwszego sezonu w Polsce. Olek Śliwka z żoną Jagodą zaprosili mnie do siebie na kawę. Przyniosłem im więc prezent. Przed Bożym Narodzeniem w sklepach były zielone świece, które wyglądały jak drzewko. Wydawała się taka miła i niewinna. Wręczyłem im ją, mówiąc, że jestem z Hawajów i to nasza tradycja – idąc do kogoś w odwiedziny, przynosisz prezent. Ich reakcja była najzabawniejsza. Zaakceptowali go, bez zadawania pytań typu: Erik, czemu nam to dajesz? Co to jest? Też wtedy nie znali mnie za dobrze. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Starali się być uprzejmi. Minęła dobra godzina, i jak już wszyscy poczuliśmy się bardziej komfortowo w swoim towarzystwie, wyjaśnili mi, że ta bożonarodzeniowa świeczka to w istocie znicz, który umieszcza się na grobach bliskich, na cmentarzach. Mój niewinny prezent nie wypalił. (śmiech) Wydaje mi się, że Polacy uwielbiają tę historię, bo doskonale wiedzą, co kupiłem. Widać, że też choinkowe znicze są w okresie świątecznym bardzo popularne i dostępne w każdym sklepie. Nikt się na szczęście nie obraził. To była taka klasyczna amerykańsko-polska pomyłka.

Na koniec chciałabym cię zapytać o to, co jest dla ciebie najważniejsze w życiu?

– Najważniejszą rzeczą w moim życiu jest oczywiście moja rodzina. Ważne są dla mnie także życie z dużą radością oraz wdzięczność za rzeczy, które mam.

PlusLiga