Nowak – Mosty MKS Będzin w swoim pierwszym domowym meczu w nowym sezonie uległ PGE Projektowi Warszawa w trzech setach. Będzinianie nie mogli znaleźć recepty na świetnie dysponowanych w zagrywce i bloku przyjezdnych. Po trzech sezonach na zapleczu PlusLigi będzinianie cieszą się z powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej. – Zarówno klub, jak i miasto zasługiwały na ten poziom ligowy – mówił w rozmowie ze Strefą Siatkówki Grzegorz Pająk, rozgrywający beniaminka.
„takich błędów się nie wybacza”
Karolina Wólczyńska (Strefa Siatkówki): Mecz z PGE Projektem Warszawa nie ułożył się po waszej myśli. Co myśli pan, że było największym mankamentem po waszej stronie?
Grzegorz Pająk: – To, że przyjechał dużo wyżej notowany przeciwnik i na naszym tle w obecnej dyspozycji wyglądał zdecydowanie lepiej od nas. Trudno nam było nawiązać jakąkolwiek walkę. Tylko początki setów były w naszym wykonaniu niezłe. W trzeciej partii mniej więcej do połowy graliśmy jak równy z równym. Niestety później nie wykorzystaliśmy swoich okazji. Taki zespół nie wybacza takich błędów i odjeżdża.
Czy to zagrywka była największym atutem warszawian? Później bardzo łatwo was blokowali.
– Warszawianie bardzo dobrze zagrywają, co też przekłada się na równy blok na skrzydłach. Według mnie to ich największe atuty. Później trudno gra się w ataku, bo jesteśmy odrzuceni od siatki. Przeciwnicy dołożyli do tego kilka asów serwisowych. Dlatego też wyniki w poszczególnych partiach tak się prezentują.
sześć punktów na start
Będziecie na pewno chcieli urywać punkty tym najsilniejszym, natomiast wygrywać z tymi, którzy są w waszym zdecydowanym zasięgu, jak np. z GKS-em Katowice. Cieszy się pan z premierowej wygranej za trzy punkty?
– Oczywiście, że tak, bo jest to wygrana za sześć punktów dla nas. Uważam, że w meczu z GKS-em zaprezentowaliśmy się przede wszystkim mentalnie trochę lepiej. Do domowego spotkania z Projektem Warszawa tak nie podeszliśmy. Rozmawialiśmy o nim, nastawialiśmy się na zabawę i radość z siatkówki. Nie chcieliśmy się za bardzo spinać. Jednakże wyszło tak, że, kolokwialnie mówiąc, dostaliśmy lanie, a nasza gra mocno odbiegała od zamierzonej. Nie tak miał wyglądać nasz pierwszy domowy mecz w PlusLidze, w tej hali w najwyższej klasie rozgrywkowej. Nie załamujemy głów, bo sezon jest długi. Warszawianie to przeciwnik, z którym mogliśmy wygrać, ale nie musieliśmy. Porażka nie oznacza jeszcze dramatu.
Jak zapatruje się pan na sezon? Co czuje pan w związku z powrotem do PlusLigi?
– Cieszę się bardzo, że możemy ponownie występować w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jeżeli chodzi o nasze ambicje sportowe, to jak już grać, to grać na najwyższym poziomie, mierzyć się z najlepszymi zespołami i próbować z nimi konkurować. Ważnym jest oczywiście też wyciąganie wniosków z takiej rywalizacji. Zarówno klub, jak i miasto zasługiwały na ten poziom ligowy. Do pełnych trybun jesteśmy przyzwyczajeni, ponieważ w I lidze kibice równie tłumnie gościli w hali, zwłaszcza na finałach. Trzy razy z rzędu mieliśmy komplet publiczności.
bez napinki
Następne dwa spotkania rozegracie na wyjeździe w Częstochowie i w Gorzowie Wielkopolskim. U siebie podejmiecie Indykpol AZS Olsztyn. Jakie to będą spotkania? Z jakim nastawieniem wejdziecie w te mecze?
– Może z luźniejszą głową, bez napinki, że musimy. Jak coś nie będzie szło po naszej myśli, to nie stracimy głowy, ręce nie zaczną nam się trząść. Z żadnym przeciwnikiem nie mamy nic do stracenia. Do każdego meczu powinniśmy podchodzić na luzie, pełni skoncentrowani, zmotywowani i przede wszystkim walczący do ostatniego momentu, aż piłka nie wpadnie na parkiet.
Zobacz również:
Dawid Murek po inauguracji sezonu
źródło: inf. własna