– Francuzi grali u siebie, mieli skrzydła, a widząc problemy naszej reprezentacji, zaczęli grać jeszcze swobodniej. Jak się kogoś dopadnie przy słabości, to się go ogrywa i tak zrobili Francuzi – powiedział były trener reprezentacji Polski, Ireneusz Mazur.
Doczekali się olimpijskiego medalu
48 lat czekaliśmy na medal siatkarzy w igrzyskach olimpijskich. Jak duże jest to osiągnięcie?
Ireneusz Mazur: Niewątpliwie medal jest ogromnym sukcesem całego środowiska, kibiców, trenerów, zawodników. Przynajmniej dwa, a może nawet trzy pokolenia kibiców czekały na ten sukces. Kibice nareszcie doczekali się medalu na igrzyskach olimpijskich, bez względu na warunki, jakie postawili rywale, z jakich opresji wychodzili nasi siatkarze. Nie ma to w tej chwili znaczenia. Liczy się to, że mamy medal.
A ten finał zamazuje trochę ten sukces?
– Nie zamazuje radości z medalu, chociaż niewątpliwie mieliśmy inne oczekiwania w tym finale. Jednak doskonale zdajemy sobie sprawę, że nasz zespół do tego meczu przystąpił z problemami zdrowotnymi, a Francuzi zagrali w optymalnym składzie. To było za mało na tak dysponowanych gospodarzy. Nie wystarczył nam Wilfredo Leon, Bartosz Kurek czy Tomasz Fornal. Poza tym zeszło z naszych siatkarzy napięcie, rodzaj emocji, które im towarzyszyły. Proszę pamiętać, że pierwszym ważnym momentem był mecz z Brazylią, który wygraliśmy 3:2 po wielkich bólach, a następnie dość wyraźnie przegraliśmy z Włochami. Później z kolei były kolejne ważne mecze. Nasi siatkarze wiedzieli, że ich obowiązkiem była gra o medale. Spoczywała na nich ogromna presja. Generalnie jednak pewnie wygrali ze Słoweńcami i weszli do czwórki. W półfinale czyhało na nich kolejne niebezpieczeństwo, bo wygrywając, mieli już medal, ale przegrywając, mogli skończyć turniej nawet bez brązu. Huśtawka emocji, nastrojów, adrenaliny była niesamowita. Osiągnęliśmy to, co było najistotniejsze. Zdobyliśmy medal, a do złota zabrakło nam przede wszystkim zdrowia oraz adrenaliny, która towarzyszyła Francuzom. Oni grali u siebie, mieli skrzydła, a widząc problemy naszej reprezentacji, zaczęli grać jeszcze swobodniej. Jak się kogoś dopadnie przy słabości, to się go ogrywa i tak zrobili Francuzi.
Półfinałowy mecz z Amerykanami przejdzie do historii?
– Oczywiście. W tym meczu siatkarze zaprezentowali nam huśtawkę emocjonalną. Rozpoczęło się dobrze, ale środek był naprawdę dramatyczny. Pojawiły się kontuzje. Rozgrywający poszedł do bazy, a libero musiał grać dalej. Wszedł Grzegorz Łomacz, który był w niezwykle trudnym położeniu, ale ze swojej roli wywiązał się bardzo dobrze. Uruchomił środek i postawił na Fornala i Leona. Od połowy czwartego seta to my byliśmy królami parkietu, a Amerykanie już nie mieli na tyle sił, aby zatrzymać rozpędzoną naszą drużynę.
Kierunek Los Angeles
Po sezonie olimpijskim w wielu reprezentacjach zajdą spore zmiany. W naszej pewnie też do nich dojdzie. Czy Nikola Grbić powinien odważnie postawić na młodych zawodników, aby ogrywali się w perspektywie Los Angeles?
– Cztery lata to nie jest jakiś wielki problem dla większości zawodników z naszej kadry. Pozostali powinni zostać poddani rywalizacji z młodym pokoleniem graczy. Nie może być tak, że tylko zasygnalizuje się, że mamy młodych zawodników. Oni muszą walczyć na równych warunkach. Są młodzi siatkarze tacy jak Gierżot czy Dulski, którym warto dać szansę. Trzeba każdą pozycję wzmacniać poprzez rywalizację, bo nie ma nic lepszego właśnie jak rywalizacja. Ma ona ogromne znaczenie.
W ataku i na rozegraniu potrzebna jest najbardziej świeża krew?
– Trzeba poddać presji naszych mistrzów. Nie twierdzę, że ktoś wygra rywalizację z Bartoszem Kurkiem czy Marcinem Januszem, ale niech będzie ta rywalizacja. Niech młodzi zawodnicy mają poczucie, że będzie ona realna i będzie miała na celu wyłonienie faktycznie najmocniejszej grupy. Ważne są treningi, mecze, ale nie ma nic istotniejszego niż konkurencja w składzie.
Zobacz również
Igrzyska olimpijskie: A może jednak sędzia nie przekręcił Niemców?
źródło: inf. własna