MKS Będzin po kilku latach trudów awansował do PlusLigi. Po raz drugi w swojej historii klub znad Czarnej Przemszy zyskał nobilitację do siatkarskiej elity, chociaż po raz pierwszy uczynił to w stricte sportowy sposób. Czy standardowa i zarazem uznana przez znaczną część społeczności nie tylko siatkarskiej, ale sportowej przełoży się na długotrwałe pozostanie w ekstraklasie?
BO JAK AWANS, TO TYLKO SPORTOWY
Nieco martwi mnie to, że w siatkówce i to na najwyższym poziomie w Polsce nadal pozostają niedociągnięcia. Znajdujemy się w miejscu, w którym wystarczy dysponować odpowiednią ilością pieniędzy, by wprowadzić klub do jednej z najlepszych, o ile nie najlepszej ligi świata praktycznie w moment. Bez żadnych podwalin, podstaw czy dłuższego zabiegania. Odkupienie licencji i gra w PlusLidze? Praktycznie chwila, czego świetnym dowodem jest ostatnia sytuacja z drużynami z Lublina i Gorzowa Wielkopolskiego.
Jednak nie do końca na tych drużynach chcę skupić swoje myśli. Wychowałem się w takim środowisku, gdzie od zawsze słyszałem, że “kupiony awans” jest “be” i tak mi utkwiło po dziś dzień. Jeszcze do pewnego czasu wydawało się to zwykłym sloganem, który po prostu gdzieś zalegał mi w głowie. Takie swego rodzaju zero-jedynkowe myślenie. Niemniej jednak czytając komentarze wielu osób w odniesieniu do ostatnich wydarzeń związanych z gorzowską oraz lubińską siatkówką, śmiało można odnieść wrażenie, że zdecydowanie większa ilość ludzi podziela to samo zdanie i stanowisko.
Nie muszę chyba tłumaczyć, dlaczego “kupienie awansu” nie cieszy się sympatią. To przede wszystkim wypaczanie rywalizacji sportowej. Skoro mam kilka milionów i mogę kupić miejsce w PlusLidze dla swojego klubu, to po co te klasy rozgrywkowe niżej? Po co I liga? Po co II liga? W tych rozgrywkach też znajdują się drużyny, które chcą awansować i podążać sportową ścieżką. To nie są tylko szczeble rozgrywkowe służące do ogrywania młodzieży. Argumentów można by wymieniać w nieskończoność. Pozwolę dorzucić sobie jeszcze jeden. Dla kibiców danego klubu, który wkracza ligę wyżej, ale niekoniecznie stricte sportową drogą, to przecież świetna sprawa i nie neguję tego w żaden sposób. Zastanawia mnie jednak sam wizerunek takiego klubu w pozostałych częściach Polski. Czy inni fani i kibice siatkówki nie będą postrzegać danego klubu jako szastającego kasą, poprzez trudno będzie o sympatię dla niego? Trudno stwierdzić.
Na ten moment to, co napisałem brzmi jak wymierzanie najcięższych dział w kierunku Stilonu Gorzów Wielkopolski. Niemniej jednak zapowiedziałem, że odniosę się do MKS-u Będzin, w szeregach którego dopiero opada kurz po wielkim sukcesie. Wielkim i historycznym, bo pomimo tego, że klub z Zagłębia Dąbrowskiego jeszcze kilka lat temu rywalizował w PlusLidze, o tyle poprzedni awans nie był tak spektakularny i sportowy, jak właśnie ten…
SEZON 2013/2014
Cofnijmy się w czasie dokładnie o dekadę, do 2014 roku. Gdyby zapytać kogolowiek, z czym kojarzy mu się ten rok w odniesieniu do siatkówki, z pewnością odpowiedziałby, że z mistrzostwem świata wywalczonym przez Polaków w katowickim Spodku. Nie ma tu przecież żadnej fikcji. Niemniej jednak w Będzinie rok ten okazał się ostatnim na I-ligowych parkietach.
Sezon 2013/2014 był ciekawym na zapleczu polskiej ekstraklasy. Wszystko za sprawą tego, że drużyny, które zakończyły zmagania w pierwszej czwórce uprawnione były do starania się o prawo gry w PlusLidze na kolejne rozgrywki. Będzinianie wówczas w owej czwórce się znaleźli. Z takim jednak końcowym rezultatem, że zajęli 4. miejsce, przegrywając rywalizację o brązowy medal z Cuprum Lubin 1:3. Na zmagania 2014/2015 PlusLiga była rozszerzana do czternastu zespołów, a zagrać w niej mogły te kluby, które pozytywnie przeszły akces. Komu zatem przyszło grać w najlepszej polskiej lidze? Będzinianom oraz lubinianom. Camper Wyszków, który wówczas został mistrzem I ligi, chciał przystąpić do elity, ale hala, w której rozgrywał spotkania była za niska. Wyszkowianie chcieli grać przez okres tymczasowy w Warszawie, ale ostatecznie to ekipy z Będzina i Lubina wspięły się o szczebel wyżej.
NA SPORTOWO
Kiedy liga zostaje powiększana, trudno znaleźć dobre rozwiązanie w kontekście drużyn, które mają w niej partycypować w kolejnym sezonie. Los jednak tak chciał, że po czasie będzinianie spadli nękani ogromnymi problemami wewnątrz klubu, a w Lubinie najprawdopodobniej PlusLigi w przyszłym sezonie nie ujrzymy. Jestem zdania, że trzeba budować tożsamość wokół klubu, ponieść naprawdę dużo porażek i odnieść wiele sukcesów, by znaleźć się w elicie. Tak właśnie było w przypadku będzińskiego MKS-u w zakończonym już sezonie, który co prawda po raz trzeci z rzędu znalazł się w finale I ligi, ale kropkę nad “i” postawił dopiero teraz.
Cele klubu z Będzina były znane niemalże od momentu spadku z PlusLigi w sezonie 2020/2021. Był jednak moment niepewności, co wydarzy się w pierwszym sezonie w I lidze po spadku. W klubie w końcu nie było kolorowo, ale zmiana władzy w strukturach, nowy prezes, a także szybkie postawienie hali w Będzinie szybko zobrazowały, że celem jest jak najszybszy powrót. Powrót ścieżką sportową co jest najważniejsze. Wydaje się, że MKS-ie nikogo nie interesowało pójście na skróty.
– Po całym tym czasie na pewno jest to piękny moment i piękna chwila dla całego klubu, całego otoczenia i wszystkich kibiców, którzy byli przy klubie w naprawdę trudnych momentach dla nas. Dziękuję wszystkim kibicom, bo czuć ich mocne wsparcie. Dziękuję przede wszystkim graczom. Niektórzy z nich byli naprawdę ponad tą ligą. Chciałbym również podziękować prezesowi, który poskładał to w całość i zapewnił stabilizację, przez co nie musieliśmy się martwić. Tak samo prezydentowi, który nas wspiera. Po prostu cieszymy się tą chwilą. Trzeba je kolekcjonować, więc tę kolekcjonujemy bardzo mocno powiedział mi po awansie Artur Ratajczak– środkowy MKS-u, który barwy tego klubu reprezentuje od sezonu 2016/2017, przeżywając z nim zarazem spadek z PlusLigi, jak i teraz awans.
Co ciekawe, takim samym podejściem legitymują się Anioły Toruń, które nie skorzystały z propozycji odkupienia licencji od Cuprum, wykazując się chęcią sportowego awansu. Swoją drogą, klub z województwa kujawsko-pomorskiego właśnie w ten weekend (10-12 maja) rozgrywa przed własną publicznością turniej finałowy o awans do I ligi.
Dość dobrze pamiętam występy będzinian w PlusLidze za czasów prowadzenia zespołu przez Stelio DeRocco oraz Jakuba Bednaruka. Zespół koniec końców występował w elicie przez siedem lat i przed nim perspektywa napisania ósmego roku w siatkarskiej ekstraklasie w swoich kartach dziejów. Pochodząc z Zagłębia Dąbrowskiego, osobiście czymś niesamowitym było zobaczyć pełną halę podczas dekoracji medalistów po trzecim finałowym meczu I ligi. Nie powiem, serce zabiło mocniej. Kibice z Będzina po raz pierwszy mieli okazję zobaczyć sukces swojego klubu na własne oczy. Namacalny sukces, który został osiągnięty ciężką pracą. Nadrzędnym teraz pytaniem, które stawiają sobie wszyscy – władze klubu, kibice, dziennikarze jest to, na jak długo ten sportowy awans pozwoli pozostać w szeregach PlusLigi. A w tym momencie pojawiają się dwa aspekty. Gdyby nie fakt, że z PlusLigi w sezonie 2024/2025 spadają aż trzy zespoły, już teraz mógłbym w ciemno powiedzieć, że perspektywa i prawdopodobieństwo nieprzerwanej gry na najwyższym szczeblu rozgrywkom są relatywnie wysokie, a zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że MKS chciałby na dobre występować w elicie.
Niemniej jednak w rozgrywkach, które wystartują pod koniec września, łatwo nie będzie i wiedzą to niemalże wszyscy na dobrych kilka miesięcy przed jej startem. Poziom będzie na pewno wyższy niż w zmaganiach 2023/2024 i to w obydwóch połowach tabeli, jak i całej lidze. Raz, że mówi się o dołączeniu głośnych nazwisk do PlusLigi, takich jak Bartosz Kurek, Wilfredo Leon, Andrea Giani, czy Gheorghe Cretu, a dwa, że spadną aż trzy drużyny. Powiedzieć, że każdy jeden punkt do ligowej tabeli już od pierwszej kolejki fazy zasadniczej będzie na wagę złota to tak, jakby nic nie powiedzieć.
SUKCES I JUŻ PIERWSZE PROBLEMY
Jak już zdążyłem wspomnieć, kurz w Będzinie opada. Marzenia, myśli i wizje, które jeszcze kilka miesięcy temu były odroczone w czasie, a może nawet i z perspektywy niektórych niemożliwe – ziściły się. Zaczynają się zatem myśli o tym, co będzie w przyszłym sezonie.
Rok w rok problemem każdej drużyny, która zaliczyła awans do PlusLigi jest kadra na przyszły skład. Nie zawsze do końca przecież wiadomo, czy awans uda się wywalczyć, a karuzela transferowa startuje z roku na rok coraz szybciej. O pierwszych pogłoskach transferowych w tym sezonie mówiło się już na przełomie grudnia.
MKS, który awansował do elity, znajduje się w czarnej dziurze, gdyby tylko ująć to najgrzeczniej jak się da. Rynek został niemalże przetrzepany na wylot i wyborów nie ma, o ile w ogóle jest jeszcze kogo wybrać. W będzińskim klubie niektóre pozycje są zabezpieczone, ale są też takie, które jeszcze nie są. Skład nie jest jeszcze skompletowany i to jest największy problem w mistrza I ligi.
Sezon w sezon to beniaminkowie są oceniani jako jedni z największych kandydatów do spadku. W rozgrywkach 2023/2024 sporo dyskutowano na temat tego, czy Norwidowi uda się utrzymać. W praktyce okazało się to dość spokojną sztuką. W przypadku MKS-u natomiast nie tylko dyskutuje się nt. tego, czy klub ten utrzyma się w PlusLidze. Cieszyć sukcesem się trzeba i jest to wręcz wskazane, bo rywalizacja w I lidze wcale nie jest łatwa. Niemniej, już teraz trwają zastanowienia nad tym, czy to właśnie MKS nie będzie pierwszym kandydatem do spadku. Beniaminek, spadek trzech zespołów, a w dodatku brak zbudowanego do kompletu składu w połowie maja, kiedy to pozostałe ekipy proces podpisywania kontraktów mają za sobą, dzięki czemu mogą już odcinać kupony w mediach społecznościowych i chwalić się nowymi twarzami.
Z tym, jak bardzo trudne zadanie czeka MKS w nadchodzącym sezonie zgodził się w rozmowie ze mną Grzegorz Pająk, rozgrywający będzińskiego zespołu, który poprowadził swoich kolegów do awansu. – Dokładnie. Tym bardziej że przyzwyczailiśmy kibiców do rezultatów takie, jakie w tym sezonie mieli okazję oglądać. Nie mówię, że w przyszłym sezonie te wyniki będą inne, natomiast zadanie, które przed nami oraz moment na rynku transferowym, w którym pojawiamy się jako klub, są dość trudne. Trudnym było też awansować do PlusLigi, a jednak to zrobiliśmy. Dlatego pomimo trudności tego, co czeka nas w przyszłości, patrzę na to z optymizmem i jestem pełen optymizmu przed przyszłym sezonem – mówił 37-latek.
Największym paradoksem samych awansów i spadków jest to, czy klub z Będzina nie spadnie już po roku mimo sportowej drogi, którą obrał. Wiele też przed startem fazy play-off I ligi spekulowało i mówiło się o tym, że żaden z klubów nie chce awansować do ekstraklasy z uwagi właśnie na trzy lecące po roku ekipy. W mieście z Zagłębia Dąbrowskiego zapewne i takie myśli się pojawiły, ale postawili nie kombinować, nie spekulować, że bardziej będzie się opłacało do PlusLigi awansować za rok, zachowując przede wszystkim sportowy mental. Za to bezsprzecznie brawa i popieram tę drogę w stu procentach. Z drugiej jednak strony mało kto chce awansować po to, żeby już za rok spaść. Zobaczymy, czas, a przede wszystkim sezon pokaże, na ile słuszna była decyzja władz klubu z Będzina. Z perspektywy sportowej rywalizacji już teraz mogę stwierdzić, że była najwłaściwsza.
źródło: inf. własna