Siatkarze Itasu Trentino w 3. kolejce Ligi Mistrzów nie stracili ani jednego seta. Dość pewnie pokonali w Rzeszowie miejscową Asseco Resovię. Z dobrej strony pokazał się między innymi atakujący zespołu z Trydentu – Kamil Rychlicki. – Resovia zagrała bardzo dobrą siatkówkę. Z drugiej jednak strony my nie mieliśmy słabych punktów w tym spotkaniu – powiedział atakujący Itasu.
KLUCZOWY ATAK
Itas Trentino w Rzeszowie nie stracił ani jednego seta. Asseco Resovia w drugiej partii wypuściła z rąk przewagę i przegrała po walce na przewagi. – Resovia zagrała bardzo dobrą siatkówkę. Z drugiej jednak strony my nie mieliśmy słabych punktów w tym spotkaniu. W drugim secie, kiedy rzeszowianie nas przycisnęli, przede wszystkim zagrywką, mieliśmy trochę problemów, żeby przebić się naszym atakiem. Moim zdaniem, to był jednak bardzo ciężki mecz, choć wygrany 3:0. Rywale zagrali dobrze w ataku, Boyer bardzo mocno ciągnął grę. Wydaje mi się, że głównie ten drugi set zadecydował o wyniku – ocenił spotkanie Kamil Rychlicki, jeden z liderów Itasu Trentino. Rychlicki spotkanie zakończył z 14 punktami na swoim koncie i 57% skutecznością ataku. Jego vis a vis – Stephen Boyer, miał 16 oczek i 56% skuteczności. Ewidentnie Rychlicki czuł się w Rzeszowie bardzo dobrze. – Bardzo mi się tu podobało. Dla mnie to pierwszy raz w Rzeszowie i bardzo fajnie się tutaj gra w siatkówkę – podkreślił siatkarz Itasu.
NIBY MŁODOŚĆ…
W szeregach ekipy z Trydentu nie brakuje młodych zawodników. Cześć z nich ma pomimo to sporo doświadczenia. Jak chociażby Alessandro Michieletto czy Daniele Lavia. To ogranie zaprocentowało właśnie w meczu w Rzeszowie. – Mamy kilku młodych, ale już ogranych zawodników. Wydaje mi się, że mieliśmy bardziej cierpliwy styl gry. Mieliśmy więcej spokoju. Wydaje mi się i chyba było to widać na boisku – Resovia chciała trochę za bardzo – mówił atakujący włoskiego zespołu i dodał: – Dla nas najważniejsze jest to, że mamy pierwsze miejsce w grupie, które musieliśmy wywalczyć i teraz czekamy na rywali w domu.
W Serie A Itas również radzi sobie całkiem dobrze. Dopiero w miniony weekend doznał pierwszej porażki, przegrywając 1:3 z Modeną. Ta przegrana mogła wyjść ekipie prowadzonej przez Fabio Solnego na dobre. – Po każdej porażce jest mały niepokój w drużynie. Z drugiej strony myślę, że bardzo nam się przydała taka porażka. Był moment, w którym wszystko wygrywaliśmy i wydawało nam się, że jesteśmy niepokonani. Ta przegrana ostudziła trochę nasze głowy i atmosferę. Dzięki niej wyszliśmy na mecz w Rzeszowie pełni energii i świadomi, że jednak różnie to może się skończyć – tłumaczył Kamil Rychlicki.
Z LUKSEMBURGA PRZEZ BELGIĘ DO WŁOCH
Kamil Rychlicki to syn srebrnego medalisty mistrzostw Europy z 1983 roku reprezentanta Polski, Jacka Rychlickiego. Atakujący Itasu urodził się jednak w Luksemburgu i tam zaczynał swoją karierę. Potem przeniósł się na dwa sezony do belgijskiego Noliko Maaseik, skąd trafił do Włoch i od 2019 roku występuje w czołowych klubach Serie A. – Myślałem, że prędzej czy później wyląduje w Polsce, ale na razie się trzymam we Włoszech. Nie żałuję. Każdy mając możliwość grania w takich klubach, w jakich ja miałem przyjemność, by na to przystał – zdradził atakujący Itasu i dodał: – Powiedzmy, że był kontakt z jednym czy z drugim klubem. Nie dochodziliśmy do porozumienia, albo rozmowy nie były kontynuowane, bo miałem kontrakt we Włoszech – tłumaczył Kamil Rychlicki.
źródło: inf. własna