– W naszym zespole nikt nie panikował. Są jednak takie spotkania, w których odczuwalna jest presja. Akurat wtedy, kiedy trzeba było wytrzymać tę presję i zagrać dobre spotkanie, my je graliśmy. Poradziliśmy sobie z nią bardzo fajnie – powiedział o pierwszej części sezonu w wykonaniu MCKiS-u Jaworzno jego trener, Tomasz Wątorek.
MCKiS podbił Białystok
Domyślam się, że w dobrych nastrojach upłynęła wam podróż z Białegostoku do Jaworzna, skoro pokonaliście BAS za 3 punkty?
Tomasz Wątorek: Podróż była długa, ale na pewno do Jaworzna wróciliśmy w dobrych humorach. W odniesieniu zwycięstwa pomogło nam to, że u rywali nie było podstawowego rozgrywającego, Michała Witkosia. Co prawda Gruszczyński nie grał źle, ale pewnie Witkoś by coś więcej dołożył do gry BAS-u. Drużyna z Białegostoku jest bardzo poukładana. Widać, że trener Andrzejewski robi tam bardzo fajną robotę, a jego zespół gra właśnie przemyślaną siatkówkę.
A obecność w składzie rezerwowego rozgrywającego pomogła wam czy utrudniła zadanie, bo nie mieliście go aż tak dobrze rozpracowanego?
– Na pewno mieliśmy więcej informacji o Witkosiu, bo Gruszczyński wcześniej grał mało. Nie znaliśmy aż tak dobrze jego zachowań na boisku i dystrybucji piłek, ale mimo wszystko wydaje mi się, że Witkoś jest trochę lepszy. Na pewno lepiej zagrywa, a koledzy są z nim lepiej zgrani, bo wspólnie grają już przez 3 lata.
A z czysto siatkarskiego punktu widzenia co według pana było decydujące w tym meczu?
– Na pewno mieliśmy lepszy blok oraz dużo lepiej przyjmowaliśmy. Na dodatek lepiej strzelaliśmy zagrywką. Zwłaszcza w końcówce pierwszego seta, w której zaserwowaliśmy 2 asy. Był to bardzo wyrównany set, ale to my trafiliśmy rywali zagrywką, a BAS, który generalnie też dobrze serwuje, a akurat w tym meczu nie zrobił nam zbyt dużo krzywdy zagrywką. Bardzo mądrze też graliśmy taktycznie. To wszystko przełożyło się na nasze zwycięstwo.
A co się stało, że nie nie zamknęliście tego spotkania w trzech setach?
– Na początku trzeciego seta rywale nam uciekli. Goniliśmy ich. Dobrą zmianę dali Karol Borończyk i Oskar Wojtaszkiewicz, którzy dorzucili trochę punktów, ale nie byliśmy w stanie już odrobić strat poniesionych w początkowej fazie tej partii.
Szybko zadomowili się w I lidze
To zwycięstwo pokazuje, że już okrzepliście w I lidze?
– Nie wiem czy potrzebowaliśmy okrzepnięcia w I lidze. Mamy w składzie sporo zawodników, którzy już wcześniej w niej grali. Poza tym przez ostatnie dwa sezony dużo sparowaliśmy z drużynami I ligi, więc nie był to dla nas jakiś niewiarygodny przeskok. Na pewno mieliśmy ciężki terminarz, bo z mocnymi drużynami graliśmy na początku sezonu. Teraz jest nam trochę łatwiej, bo walczymy z przeciwnikami będącymi na podobnym poziomie.
Jak odnieśliście pierwsze, drugie, trzecie zwycięstwo, to będzie wam się grało łatwiej? Zawodnicy nie będą odczuwali aż tak dużej presji?
– Tak naprawdę dopiero po tym ostatnim zwycięstwie trochę odskoczyliśmy od zespołów z dołu tabeli. Ogólnie w naszym zespole nikt nie panikował. Są jednak takie spotkania, w których odczuwalna jest presja. Akurat wtedy, kiedy trzeba było wytrzymać tę presję i zagrać dobre spotkanie, my je graliśmy. Poradziliśmy sobie z nią bardzo fajnie.
Najbliższy mecz z KPS-em też zaliczyłby pan do tych za sześć punktów?
– Tak. Zawsze trochę śmiałem się z tego stwierdzenia „sześć punktów”, ale trochę tak jest, że nie tylko zdobywa się te punkty, ale też odbiera się je rywalom, więc to najbliższe spotkanie na pewno będzie bardzo ważne. Na dodatek mamy okres listopadowy, w którym jest dużo chorób. Każdy zespół ma jakieś swoje problemy. Nie tylko więc forma fizyczna, ale też zdrowie jest bardzo ważne. Przed najbliższym meczem będzie dodatkowa motywacja, bo będzie on telewizyjny. W poprzednim telewizyjnym spotkaniu mam wrażenie, że mieliśmy dodatkowego kopa. Mam nadzieję, że tak będzie i tym razem.
Zobacz również:
Michał Szczechowicz: Kluczowe było zachowanie cierpliwości i spokoju po pierwszych meczach
źródło: inf. własna