Za męską reprezentacją Polski wspaniały okres, w którym wygrała wszystko, co tylko mogła. Przed nią sezon olimpijski, a do Paryża pojedzie tylko 12 wspaniałych. Przed Nikolą Grbiciem więc twardy orzech do zgryzienia. Czy najbliższe miesiące zmienią coś w zawodniczej hierarchii serbskiego szkoleniowca?
Pierwsza klątwa przełamana
Dotychczas zazwyczaj było tak, że jak reprezentację Polski obejmował zagraniczny szkoleniowiec, to pojawiał się sukces, a po nim było już tylko gorzej. Za kadencji Raula Lozano biało-czerwoni zdobyli wicemistrzostwo świata, ale nie poszły za nim kolejne medale. Daniel Castellani doprowadził ich do mistrzostwa Europy, ale później poniósł klęskę w czempionacie globu. Z Andreą Anastasim wygrali Ligę Światową, ale na igrzyskach przegrali nawet z Australią. Stephane Antiga i Vital Heynen zaczynali pracę od mistrzostwa świata, a później coś się wypalało. Wydaje się, że teraz jest inaczej, bo przy Nikoli Grbiciu Polacy najpierw wywalczyli brązowy medal Ligi Narodów i wicemistrzostwo świata, a w kolejnym roku przebili te osiągnięcia, bo wygrali wszystko, co tylko mogli – Ligę Narodów, mistrzostwa Europy i zdobyli olimpijską przepustkę do Paryża, ponosząc tylko 2 porażki.
Serb ma na koncie już 53 spotkania na ławce trenerskiej reprezentacji Polski, z których przegrał tylko 6. Po raz ostatni biało-czerwoni ponieśli porażkę w drugiej połowie czerwca, kiedy to w Rotterdamie nie sprostali Amerykanom w jednym z turniejów fazy interkontynentalnej Ligi Narodów. Później kroczyli już od zwycięstwa do zwycięstwa. Nie ma się więc co dziwić, że takie wyniki rozbudziły jeszcze bardziej apetyt na sukces w igrzyskach olimpijskich, na który czekamy od 1976 roku i pamiętnego zwycięstwa w finale z ZSRR w Montrealu.
Pierwsze takie igrzyska Grbicia
Nikola Grbić jako siatkarz występował już na igrzyskach. Na swoim koncie ma nawet dwa medale w najważniejszych zawodach czterolecia, w tym krążek z najcenniejszego kruszcu, po który wraz z reprezentacją Serbii i Czarnogóry sięgnął w 2000 roku w Sydney. 24 lata później w Paryżu zadebiutuje na igrzyskach w roli szkoleniowca, prowadząc na nich reprezentację Polski – reprezentację, która w ostatnim dziesięcioleciu wygrała wszystkie ważne imprezy poza igrzyskami. Ba, do Londynu, Rio de Janeiro czy Tokio leciała z apetytami na medal, a za każdym razem jej olimpijska przygoda kończyła się na ćwierćfinale, przeklętym ćwierćfinale. W tym roku biało-czerwoni przełamali już jedną klątwę – pokonali Słoweńców w półfinale mistrzostw Europy, z którymi wcześniej przegrywali kilka razy z rzędu w czempionacie Starego Kontynentu. Może więc jest to dobry prognostyk przed zmaganiami w Paryżu? Może w nich również ćwierćfinałową klątwę uda im się przełamać?
Twardy orzech do zgryzienia
Pewne jest, że w przyszłym roku wszystko będzie podporządkowane igrzyskom olimpijskim. Przed nimi wszystkie oczy będą zwrócone na Nikolę Grbicia, który będzie musiał wybrać skład na turniej w Paryżu. Serb ma obecnie kłopot bogactwa. Już w tym roku miał pewnie wiele dylematów, a wątpliwości mogą nawarstwić się w przyszłym roku, tym bardziej, że na igrzyska olimpijskie będzie mógł zabrać jedynie 12 zawodników, a nie 14 jak miało to miejsce we wszystkich turniejach rozgrywanych w tym roku. Oznacza to, że dwóch dodatkowych siatkarzy igrzyska obejrzy w telewizji – matematyka jest bowiem nieubłagana.
Jeśli obejdzie się bez problemów zdrowotnych, a wszyscy kadrowicze będą w dobrej formie, to Serb największy ból głowy może mieć ze skreśleniem jednego z przyjmujących. Trudno bowiem wyobrazić sobie, że mógłby do Paryża pojechać na przykład z jednym nominalnym atakującym. Wprawdzie nie będzie to długi turniej, bo wszystkie zespoły będą miały do rozegrania maksymalnie 6 spotkań, ale taki wybór mógłby okazać się dosyć ryzykowny. A co z tymi przyjmującymi? Aleksander Śliwka jest przecież kapitanem kadry i jednym z jej filarów. Wilfredo Leon choćby w finale mistrzostw Europy czy w ostatnim meczu z Argentyńczykami pokazał, że potrzebny jest tej reprezentacji. Tomasz Fornal świetnie spisał się w finale Ligi Narodów, a w innych meczach często stabilizował przyjęcie. Kamil Semeniuk powoli odbudowuje swoją formę, a jeśli jego dyspozycja w trakcie okresu ligowego będzie zwyżkować, to może być tym Kamilem z najlepszego okresu gry w ZAKSIE. Z kolei Bartosz Bednorz choćby w trudnych meczach z Kanadą czy Belgią również pokazał, że miejsca w kadrze na igrzyska łatwo nie odda.
Przed Grbiciem więc trudny wybór, tym bardziej, że w naszym kraju jest przecież 36 milionów trenerów i pewne jest, że bez względu na to jaki skład Serb zabierze do Paryża, to i tak pojawią się głosy niezadowolenia. Uciszyć je może tylko medal zdobyty we Francji, najlepiej z tego najcenniejszego kruszcu, który bez wątpienia byłby ukoronowaniem pracy dla tej grupy i ostatnim zdobytym przez nią ośmiotysięcznikiem. Bo na razie wygląda to tak, że zdobyła K2, Makalu, Lhotse i Kanczendzongę, a przed nią wspinaczka na Mount Everest. Będą nią zmagania w Paryżu. Jeśli w nich odniesie sukces, to zapisze się w annałach historii jako ta drużyna, która zdobyła medale wszystkich najważniejszych turniejów na świecie.
źródło: inf. własna