Przed reprezentacją Polski już drugi finał w tym sezonie. Po tym jak podopieczni Nikoli Grbicia triumfowali w Lidze Narodów, teraz powalczą o złoty medal mistrzostw Europy. – Wiedzieliśmy, że to będzie bardzo wymagające spotkanie i tak też było. Wygraliśmy i plan na piątek został wykonany – mówił po zwycięstwie 3:1 nad Słowenią jeden z liderów polskiej kadry, Wilfredo Leon.
Po porażce w pierwszym secie biało-czerwoni szybko wrócili na właściwie tory i triumfowali w trzech kolejnych setach półfinału ze Słowenią. Przełamali ostatnią złą statystykę z mistrzostw Europy i po raz pierwszy od 2009 roku zagrają w finale tego turnieju. Porażka w pierwszym secie to zasługa między innymi sporej liczby błędów Polaków. – Wiadomo, że trener na pewno będzie wypominał nam te błędy z pierwszego seta. Po to on jest – przyznał Wilfredo Leon.
PLAN PRAWIE WYKONANY
Biało-czerwoni wywiązali się z roli faworyta i pokonali Słowenię, choć nie było to najłatwiejsze spotkanie. – To był plan na ten mecz. Plan nie jest skończony. Wiedzieliśmy, że to będzie bardzo wymagające spotkanie i tak też było. Wygraliśmy i plan na piątek został wykonany. Teraz czekamy na finał, na rywala i jestem pewny, że i ten pojedynek będzie bardzo ciekawy – mówił Wilfredo Leon.
To on z 25 oczkami na swoim koncie był liderem polskiej kadry, ale pomimo tego ma zastrzeżenia do swojej gry. – Zagrałem w miarę dobrze, ale popełniłem za dużo błędów. Zwłaszcza w pierwszym secie. Jeśli w finale zagram skoncentrowany od samego początku, nie popełnię tylu błędów, a my wygramy ten mecz – wtedy dopiero będę zadowolony – podkreślał przyjmujący polskiego zespołu.
SĘDZIOWIE NIE POMAGALI
Momentami z rytmu zawodników po obu stronach wytrącał poziom… sędziowania. – Sędziowie to też ludzie, którzy mogą popełniasz błędy, ale tym meczu było ich za dużo – mówił szczerze Leon. Niezbyt trafne decyzje sędziów nie motywowały graczy. – Wygrywaliśmy więc było trochę łatwiej. Nie motywowało nas, były nerwy. Mam nadzieję, że organizator porozmawia z sędziami i w kolejnym meczu będzie lepiej – podsumował krótko lider biało-czerwonych.
Zarówno Polska, jak i Słowenia miały swoje problemy. W ekipie znad Wisły w Rzymie nie wystąpi już Bartosz Kurek. – Jesteśmy drużyną i wiadomo, że się wspieramy. Nawet, jeśli ktoś nam wypada, to wiemy, że mamy głęboki skład i gramy razem do samego końca – ocenił Leon.
Z kolei kontuzji w trakcie meczu doznał podstawowy rozgrywający Słowenii, Gregor Ropret. – Wiadomo, że pierwsza szóstka grała z pierwszym rozgrywającym. My również lepiej byliśmy przygotowani do gry z Ropretem, więc ta kontuzja nie podziałała na naszą grę ani lepiej ani gorzej – tłumaczył przyjmujący. Na codzień Ropret jest kolegą z klubu Leona. – Kontuzje to nigdy nie jest nic miłego. Dlatego zawsze trzeba iść, przybić piątkę, żeby podnieść zawodnika na duchu – mówił Wilfredo Leon.
KLUCZOWY MOMENT
To właśnie dzięki przyjmującemu w czwartym secie biało-czerwoni mogli spokojnie prowadzić grę. Jego zagrywki sprawiały rywalom sporo problemów i cała seria mocnych serwisów dała biało-czerwonym wysokie prowadzenie. – Myślę, że półfinale uderzyłam mocno kilka razy zagrywki, jednak nie była to moja najmocniejsze serwisy. W finale nie jeden raz będę próbował pobić rekord – zapowiedział z uśmiechem Leon i dodał: – Nasza zagrywka całkiem dobrze funkcjonowała, ale myślę, że możemy zagrać w tym elemencie jeszcze lepiej – zapewnił przyjmujący.
FAWORYCI W FINALE
W drugim meczu półfinałowym Włosi bez straty seta pokonali Francję, choć i w tym pojedynku nie obyło się bez sędziowskich kontrowersji. W finale zagrają jednak zespoły, które jeszcze przed startem mistrzostw Europy były stawiane w roli faworytów. – Jeśli uda nam się wygrać z Włochami tutaj w Rzymie, w finale, to wiadomo, że te emocje będą dwa razy większe – zapowiedział Wilfredo Leon, który na codzień gra właśnie we włoskim klubie. Na razie jednak Leon musi skupić się na finał, który zaplanowano na sobotę o 21.
Korespondencja z Rzymu
źródło: inf. własna