– Z racji pełnionej funkcji jestem winien. Jak usłyszałem od niektórych osób, nie chcąc brzydko mówić, nie interesują ich moje problemy ze sponsorem, bo to ja podpisywałem kontrakt. W kilku sytuacjach usłyszałem takie słowa. To boli. Ja sam zainwestowałem w ten klub duże pieniądze przez ostatnie lata i też jestem w takiej sytuacji, jak inni – mówi prezes Legionovii Legionowo – Konrad Ciejka. W rozmowie dla TVPSPORT.PL odpowiada na zarzuty zawodniczek i trenera, mówi o nagłym odejściu sponsora, wieloletnich problemach klubu, braku środków i najbliższych działaniach po wycofaniu z Tauron Ligi.
Powiedział mi pan, że nie zgadza się z pewnymi słowami zawodniczek i trenera Pawła Kowala. Z czym konkretnie?
– Generalnie chciałbym przedstawić swój punkt widzenia. Rozumiem, że wszyscy są rozgoryczeni tą sytuacją, ale ja również. Pan Kowal użył zwrotu „jawne oszustwo”, z czym ja bym polemizował. Nie wyciągałbym tak daleko idących wniosków. W pewnym sensie wszyscy zostaliśmy oszukani. Mieliśmy umowę sponsorską, która gwarantowała nam przychody, a pod nie był budowany zespół. Mieliśmy do tego gwarancję dodatkowych pieniędzy z ministerstwa w związku z naszym udziałem w europejskich pucharach. Niestety, ich również nie dostaliśmy. Nie chciałbym przypisywać komuś złej woli i próby oszukania nas, natomiast przez brak środków wyniknęły te problemy. (…)
Dług sam w sobie nie jest problemem. Większość klubów je ma. Można wskazać największe kluby w Europie i na świecie – Real Madryt czy FC Barcelona. Ich długi sięgają setek milionów. Problemem jest jednak brak płynności finansowej, który zaistniał u nas w obecnym sezonie. Zwłaszcza po rozwiązaniu umowy ze sponsorem tytularnym. Brak płynności zmusza mnie do wycofania drużyny, aby nie generować dodatkowych kosztów i nie zwiększać zadłużenia. Jako odpowiedzialny prezes musiałem podjąć taką decyzję. I prawdopodobnie kolejnym krokiem będzie ogłoszenie upadłości. Powstał skutek, więc muszą zostać podjęte kolejne decyzje.
Jeśli pieniądze trafią do klubu, to jak mają być rozdysponowane?
– Do 28 lutego to nie wiem, czy w ogóle będę dysponentem tych pieniędzy. Do tego czasu musimy podjąć kolejne kroki. Mamy spotkanie w kancelarii prawnej, gdzie zdecydujemy, co dalej ze spółką i ze wszystkim, co wokół niej się dzieje. Musimy podejmować decyzje, bo mnie obligują terminy. Trudno mi powiedzieć. Jeśli ja będę dysponentem tych środków, to będziemy chcieli, jak w latach poprzednich, w miarę procentowo rozliczać się równo z zawodniczkami. Natomiast zaległości są duże. Nawet jeśli wpadnie to 100 tysięcy złotych, to i tak to jest niewiele.
Zawodniczki miały świadomość, że pieniędzy od sponsora nie będzie?
– Nikt nie miał do połowy grudnia tej świadomości. Do ostatniej chwili, co wynika z mojej korespondencji z panem Łukasikiem, wskazywano nowe terminy. W sierpniu otrzymaliśmy pismo, że spłacanie zobowiązania rozpocznie się po 31 października. Od początku listopada zacząłem zatem rozmowy o tym, kiedy dostaniemy środki na funkcjonowanie. I co chwilę słyszałem o nowym terminie. I ja ten termin przekazywałem zawodniczkom, sztabowi i wszystkim ludziom związanym z funkcjonowaniem klubu. Niestety, wskazywałem datę, ale się z niej nie wywiązywałem, bo pan Łukasik mówił znów o nowym terminie rozliczenia. W końcu powiedziałem zespołowi, że nie jestem w stanie realnie określić, kiedy otrzymamy pieniądze, ponieważ pan Łukasik nie dotrzymuje terminów przekazywanych mi korespondencyjnie.
źródło: sport.tvp.pl