W tegorocznych mistrzostwach świata grał mimo złamanego palca. Zdarzało się, że nic nie czuł, gdy uderzał piłkę, a innym razem czuł silny ból. Niemiecki atakujący Linus Weber trafił przed tym sezonem do Projektu Warszawa i już pokazuje w PlusLidze, jak wiele potrafi.
Jak gra się w mistrzostwach świata ze złamanym palcem?
Linus Weber: Już wcześniej, podczas tegorocznej Ligi Narodów, miałem problem z kolanem, ale poradziłem sobie z nim i rozpocząłem przygotowania do mundialu pełen nadziei. Tym bardziej że trenerem reprezentacji Niemiec został Michał Winiarski. Wcześniej w karierze miałem przede wszystkim włoskich trenerów. Andrea Giani, który poprzednio prowadził naszą kadrę, miał trochę klasyczne, starodawne podejście. Winiarski jest inny, imponuje mi u niego przede wszystkim to, że dba o zawodników, rozmawia z nimi, a trening jest mocno zindywidualizowany. Widziałem, że pod jego wodzą robię szybkie postępy, ale podczas jednego z treningów dostałem tak niefortunnie piłką w rękę, że złamałem palec.
Lekarze powiedzieli od razu: „Konieczna jest operacja. Mistrzostwa świata masz z głowy”. Poszedłem jednak do specjalisty od tego typu urazów i usłyszałem od niego, że można to wyleczyć naturalnie, bez zabiegu i wtedy po niespełna czterech tygodniach mogę spróbować wrócić do gry. Kiedy po tym czasie przeprowadzano badanie, podjęto decyzję, że wystąpię w turnieju. Miałem na dłoni plastikową szynę, która miała to wszystko chronić. Najgorsze było to, że, grając, czasami nic nie czułem, nawet przy uderzeniu piłki, a czasami pojawiał się ból. Nie mogłem jednak odpuścić. To były moje pierwsze mistrzostwa świata i chciałem dać mojej drużynie wszystko, co mogę.
Odpadliście w 1/8 finału, po porażce ze współgospodarzami, Słowenią.
– Słoweńcy grali dobrze w tamtym turnieju, ale mogliśmy zaprezentować się lepiej. Przed mistrzostwami wierzyłem w awans do półfinału, ale widocznie nie jesteśmy jeszcze wystarczająco mocni, by dostać się do najlepszej czwórki tak obsadzonej imprezy. Jestem jednak przekonany, że w przyszłości może nam się to udać. Uraz palca na pewno spowodował, że nie mogłem pokazać swojej najlepszej dyspozycji, ale robiłem, co mogłem, walczyłem ze wszystkich sił i byłem z siebie zadowolony.
To były pana pierwsze mistrzostwa świata. A pierwsze dorosłe mistrzostwa Europy?
– Miałem 17 lat! Mimo że nie wyszedłem ani chwilę na boisko, cieszyłem się wtedy jak dziecko ze srebrnego medalu. To była niesamowita historia. W styczniu 2017 r. w kwalifikacjach do mistrzostw Europy juniorów mierzyliśmy się z Włochami. Rozegrałem świetny mecz, zdobyłem aż 46 punktów, a na trybunach siedział Giani, który był już wtedy trenerem pierwszej reprezentacji Niemiec. Niedługo później zaprosił mnie na obóz dorosłej kadry.
To był mój pierwszy kontakt z siatkarzami na takim poziomie. Nie mogę uwierzyć, że stoję obok Georga Grozera, jednego z moich największych idoli, był tam też m. in. Lukas Kampa, który imponował mi swoim niezwykle profesjonalnym podejściem do sportu. Po obozie wróciłem do domu i chciałem wyjechać na wakacje, ale dostałem telefon. Usłyszałem, że jeden z zawodników doznał kontuzji i zostałem wybrany do niemieckiej kadry na mistrzostwa Europy w Polsce. Najpierw byłem w szoku, a później czułem wielką radość. Szkoda tylko, że przegraliśmy po tie-breaku mecz o złoto z Rosjanami.
Cały wywiad Jakuba Radomskiego w serwisie przegladsportowy.onet.pl
źródło: przegladsportowy.onet.pl