Zawiercianie byli faworytem w starciu z Indykpolem AZS Olsztyn. Pierwszą partię wygrali pewnie do 20, jednak w dwóch kolejnych musieli uznać wyższość swoich rywali. Ostatecznie udało im się doprowadzić do tie-breaka, którego przegrali do 12. Spotkanie stało na wysokim poziomie sportowym oraz emocjonalnym, dlatego mogło się podobać. Wprawdzie gospodarze po jego zakończeniu byli niepocieszeni, ale podkreślali, że przegrali sportowo i muszą z niego wyciągnąć jak najwięcej wniosków, aby móc przerwać mini serię porażek, która im się przytrafiła.
Olsztynianie po czterech kolejkach to drużyna najlepiej zagrywająca w lidze. Wobec powyższego wydawało się, że głównym zadaniem gospodarzy było jak najlepsze przyjęcie ich zagrywki. Jak wywiązali się z tego zadania?
– Nie patrzyłem w statystyki, ale wydawało mi się, że całkiem nieźle przyjmowaliśmy. Przed meczem zdawaliśmy sobie sprawę, że ta drużyna bazuje na zagrywce. Nie było Karlitzka, ale Andringa też z dwa, czy trzy asy strzelił, więc kontynuował tą ich grę. Z drugiej strony wiedzieliśmy, że jak my będziemy zagrywać poprawnie to oni będą grać na wysokiej piłce i tak ten mecz przebiegał – podsumował Dawid Konarski.
Pierwszy set podopieczni Michała Winiarskiego wygrali pewnie do 20. Wydawało się, że wyeliminowali z gry Karola Butryna, a w polu serwisowym to oni dominowali. Jednak w kolejnych partiach sytuacja nieco się odwróciła. Spadła ich jakość gry, a wzrosła gości. – Oprócz pierwszego seta męczyliśmy się strasznie ze swoją grą. W trzecim secie niewiele nam zabrakło, gdyż mieliśmy kontry i szanse po swojej stronie, żeby seta na swoją korzyść przekręcić. Czwarty wygraliśmy dość pewnie od początku do końca kontrolując go. W tie-breaku uciekli nam na trzy punkty. Ciężko było ich dogonić. Nie było to najlepsze spotkanie w naszym wykonaniu. Szkoda, że nie udało się wygrać, gdyż jak się super gra i wygrywa to jest wszystko fajnie, a jak się gra troszeczkę gorzej i się wygra to dodatkowo nakręca zespół. Wiemy nad czym mamy pracować – dodał kapitan Jurajskich Rycerzy.
Zawiercianie mocno nastawiali się na grę w systemie blok-obrona, jednak Josua Tuaniga rozgrywał dobre zawody i świetnie współpracował ze wszystkimi strefami. W efekcie czego miejscowi zdołali ustawić tylko sześć bloków, co na pięciosetowe spotkanie nie jest imponującym wynikiem. – Tuaniga kilka razy zagrał tak jak nie przypuszczaliśmy, ale głównie grał tak jak pokazywano nam podczas video. To my powinniśmy zrobić więcej w systemie blok-obrona, a w tym trzecim secie mieliśmy naprawdę sporo kontr po swojej stronie, a nic nie zamienialiśmy w punkty. Ten mecz był do wygrania, mimo iż gra nam się nie układała – ocenił.
Następny mecz gracze Aluronu CMC Warty zagrają dopiero za osiem dni. To ostatni taki moment, gdzie jest chwila na odpoczynek i potrenowanie, gdyż potem czekają ich spotkania co trzy dni. – Dostaliśmy teraz dwa dni wolnego, abyśmy mogli troszeczkę odpocząć i zregenerować się po tym intensywnym początku sezonu. Potem zostanie nam pięć dni takich cięższych dni treningu, a potem już podróże, liga i Liga Mistrzów. Przeanalizujemy ten mecz i porozmawiamy co nie zagrało. Jestem dobrej myśli. To nie jest tak, że gramy fatalnie. Po prostu w starciu z olsztynianami nam czegoś zabrakło, ale będzie dobrze. Do Lublina pojedziemy zgarnąć pełną pulę, ale grając spokojniej. My tak bardzo chcieliśmy się przełamać po porażce z jastrzębianami, że sami na siebie się złościliśmy, a było to niepotrzebne – zakończył kapitan zawiercian.
źródło: inf. własna