– Ta porażka niczym nie świadczy. Wyciągniemy wnioski z tego meczu, wiemy nad czym mamy pracować i jakie elementy mamy poprawić. Nie wykorzystaliśmy swojego potencjału w polu zagrywki – powiedział Jan Fornal, przyjmujący Chemeko-System Gwardii Wrocław.
Przegraliście mecz z MKS-em Będzin 0:3, co zarazem jest waszą pierwszą porażką w bieżącym sezonie. Ogólny rezultat nie odzwierciedla jednak tego, co działo się na boisku w poszczególnych setach.
Jan Fornal: – Tak, to nasza pierwsza porażka. Mariusz Schamlewski powiedział, że nie ma co dramatyzować, bo jest to dopiero początek sezonu. Ten mecz o niczym nie świadczy. Był to mały, lekki sprawdzian dla nas. Mamy wiele rzeczy do poprawy. Musimy popracować nad dokładnością, rozegraniem, a także zacząć lepiej przyjmować zagrywki. To są nasze mankamenty, na których musimy się skupić. Zagraliśmy bardzo słaby mecz, a ekipa z Będzina zagrała po prostu dobre spotkanie.
Wspomniał pan o początku sezonu. Te pierwsze starcia wiążą się jeszcze z początkiem sezonu, gdzie drużyny nie są jeszcze zgrane.
– Na pewno tak. Ciężko jest też powiedzieć coś na gorąco po tym meczu. Mamy dwa dni wolnego, a po tym czeka nas ważny mecz z BKS-em Visłą Proline Bydgoszcz, która jest również bardzo silna, ponieważ nie przegrała jeszcze ani jednego starcia. Najważniejsze jest teraz, by skupić się na pojedynku z ekipą z Bydgoszczy.
Mieliście dobre momenty w każdej z odsłon, bo w pierwszej prowadziliście 15:12, a w drugiej i trzeciej 11:7. Co wydarzyło się w tych momentach z pana perspektywy?
– Z pewnością nie wykorzystaliśmy potencjału zagrywki. Mamy bardzo dobrą zagrywkę, ale nie wykorzystywaliśmy także bardzo ważnych kontrataków. Po prostu wpadała nam piłka w boisko i nie było za dużo obrony. W tym spotkaniu gra się nam nie kleiła i to był największy problem. Trenujemy też w małej hali, ale nie szukam w tym miejscu wymówek. Przyszło nam grać na najlepszej arenie w I lidze, ale najważniejsze, żeby podejść do tego wszystkiego z chłodną głową i poprawić te rzeczy, z którymi mieliśmy problem. Gdybym miał możliwość zagrać za tydzień jeszcze raz z MKS-em i jeszcze raz przegrać – zagrałbym i jeszcze raz przegrał, ponieważ takie mecze dają nam najwięcej i pokazują, nad czym możemy pracować. Nic nam nie da wygrana z drużynami ze Spały czy Sulęcina po 3:0 do piętnastu w każdym secie, ale da nam właśnie takie spotkanie, gdzie przegraliśmy. Wtedy drużyna staje się lepsza, kiedy przegrywa mecze. Gdybyśmy nie przegrywali pojedynków i później przyszedłby play-off, to nie wiadomo jak drużyna zachowałaby się.
W jednym z momentów wpadł pan w bandy reklamowe. Czy w jakikolwiek sposób odczuł pan to zderzenie?
– Nic się nie zdarzyło. Po prostu mam tak, że zawsze idę za każdą piłką i nie wiem, co znajduje się z tyłu, czy ta banda jest metalowa, czy też nie. Nieprzerwanie biegnę, chociaż to była głupota i mogłem tę piłkę zostawić, a nie agresywnie atakować. Wszystko jest w porządku, trochę obtarłem sobie kolano.
W ubiegłym sezonie bronił pan barw Projektu Warszawa. Czy po zakończonym sezonie pojawiły się propozycje z klubów PlusLigi, bądź też co zadecydowało o tym, by powrócić do I ligi?
– Miałem kilka propozycji od klubów z PlusLigi. Niestety nie dogadaliśmy się z Projektem. Stołeczny klub miał ze mną podpisać umowę, jednak nie wiem kogo w tym miejscu obwiniać. Finalnie zrezygnowano z mojej osoby. Moi menedżerowie zrezygnowali z ofert w PlusLidze i potem zostałem w przenośni na lodzie. Musiałem podpisać jakiś fajny kontrakt i dołączyłem do ekipy z Wrocławia. Fajnie, że mogę grać z chłopakami, jest to drużyna, która walczy o najwyższe cele. Byle wygrać ligę, bo to chcemy zrobić. Jednak nieustannie podkreślam, by nie narzucać sobie presji, bo jest dużo fajnych drużyny, które dobrze grają i też czasami zależy od dnia, kto zagra dobrze.
Jakie są dla pana najważniejsze różnice pomiędzy PlusLigą a I ligą?
– Dokładność. Dokładność w rozegraniu, dokładność w różnych elementach. Na początku nie miałem możliwości takiego porównania, gdy grałem w AGH Kraków czy w KPS-ie Siedlce. Następnie przeszedłem do PlusLigi i ponownie wróciłem na jej zaplecze, więc dostrzegłem różnicę poziomów i jest to dla mnie dokładność. Siła zagrywki jest bardzo podobna. Ataki nie są inne, nikt nie zaatakuje w drugi metr albo w trzeci, bo zawodnicy atakują bardzo podobnie. Dokładność wysokiej piłki, a także jej dogrania. Należy do tego doliczyć jeszcze mniejszą ilość błędów. Wydaje mi się, że częstotliwość pomyłek jest większa w I lidze, aniżeli ekstraklasie. Nad tym trzeba pracować, ponieważ drużyna, która będzie popełniać najmniej błędów, będzie wygrywać większość spotkań. Czasami jak to mówiłem chłopakom, warto oddać piłkę na drugą stronę w pierwszej lidze, bo nie wiadomo jak drużyna przeciwna się zachowa. Wiadomo, że przykładowo takie zespoły jak ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, Skra Bełchatów, Warta Zawiercie czy Jastrzębski Węgiel nie wybaczają dwóch, trzech, a nawet jednego błędu w końcówce, tylko go od razu wykorzystają. Najważniejsze zatem, żeby wyciągać wnioski z takich pojedynków.
źródło: inf. własna