Aluron CMC Warta Zawiercie nie zdobyła medalu w turnieju Grand Prix PLS, ale pomimo tego w Krakowie pokazała się z dobrej strony. Teraz zawiercianie wracają do intensywnych przygotowań do nowego sezonu PlusLigi. – Wysłaliśmy już wyraźny sygnał, że na stałe chcemy być w tej czołówce i to będziemy chcieli powtórzyć. Nikt z nas nie będzie deklarował złota, srebra czy brązu, bo to jest wpadanie w paranoję. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Pracujemy teraz nad tym, żeby zrobić kolejny krok, którym będzie udowodnienie, że chcemy być w tej czołówce na lata, a nie na jeden sezon i to jest nasz cel – powiedział w rozmowie ze Strefą Siatkówki Oskar Kaczmarczyk.
Nie udało się zawojować turnieju Grand Prix PLS, ale nie pokazaliście się ze złej strony. Jak potraktować takie rozgrywki na początku okresu przygotowawczego?
Oskar Kaczmarczyk: – Zdecydowanie potraktowaliśmy to jako rodzaj „team builiding”. Zwłaszcza, że za kilka dni rozpoczynamy ciężką pracę na siłowni, już tę pracę zaczęliśmy, ale ostatnie dwa tygodnie były adaptacyjne, a teraz od trzeciego tygodnia zaczynamy już te ciężkie przygotowania. Dla nas celem w Krakowie było równo obciążyć wszystkich zawodników, a przede wszystkim dać wszystkim pograć. Nie chcieliśmy, żeby grało czterech zawodników, a reszta tylko patrzyła, chcieliśmy pokazać, że dla nas każdy w tej drużynie się liczy i tak cały czas graliśmy. Wyszliśmy z założenia, że gdzie nam się uda zajść w tym turnieju, tam będziemy. W niedzielę zabrakło niewiele, była wola, żeby zagrać o medale, ale się nie udało.
Jak trudno przygotować zespół do nowego sezonu, kiedy w okresie przygotowawczym nie ma pierwszego trenera? Rozkładacie to równo na resztę sztabu szkoleniowego?
– W każdym klubie jest inaczej. My mamy akurat dobrą sytuację, bo patrząc startowo, Michał Winiarski jest nowym trenerem, więc ciężko budować coś od nowa, kiedy cię nie ma fizycznie. Z drugiej strony spędziliśmy sporo czasu na rozmowach i przede wszystkim mamy Roberto Rotariego, który od trzech lat współpracuje z Winiarem i dzięki temu nie odczuwamy, że pierwszego trenera z nami nie ma. Winiar pojawił się w klubie, kiedy miał przerwę w reprezentacji. Ciągle jesteśmy w kontakcie, 20 lat temu było ciężej. Teraz, w dobie internetu, Michał Winiarski ma udostępnione wszystko, może oglądać treningi na żywo. Poza tym na razie jest ten pierwszy okres, wprowadzający. Nic wielkiego się nie dzieje, wprowadzone są proste zasady, trochę powrotu do siatkówki, dopiero od tego tygodnia zacznie się coś poważniejszego. Dajemy radę, Roberto Rotari doskonale wie, czego szuka Winiar.
Ten okres przygotowawczy będzie się czymkolwiek różnił od poprzednich czy będziecie szli takim standardowym tokiem?
– Każdy trener ma swoje koncepcję. Na pewno nie mamy zaplanowanych tak wielu sparingów, jak było to w poprzednim sezonie i niestety nie mamy wyjazdu do Czarnogóry. Próbowaliśmy pojechać, ale kalendarz w tym roku był ciężki do zorganizowania tego wyjazdu. Moglibyśmy tam pojechać w połowie lipca, kiedy jeszcze byliśmy na wakacjach. Nie znaleźliśmy rozwiązania zastępczego, żeby gdzieś wyjechać na tydzień, a uważamy, że to naprawdę fajny sposób na budowanie atmosfery w drużynie, ale po prostu przygotowujemy się dalej do sezonu. Gramy mniej sparingów, czekamy też na trzech zawodników, ale to chyba jest już taki standard. Mamy do dyspozycji 11 chłopaków, przez dwa tygodnie korzystaliśmy z naszego wychowanka – Miłosza Koteli, który naprawdę dobrze się spisał i tutaj w Krakowie, jak i na przestrzeni tych dwóch tygodni. Teraz jest czas na siłownię, ale za chwilę przyjdzie siatkówka.
Czego można się po was spodziewać w nadchodzącym sezonie PlusLigi?
– Nieposkromionych jurajskich wojowników.
Wzmocniliście się chyba na każdej pozycji, nikt już was nie będzie lekceważył, więc trudno będzie zaskoczyć rywali?
– W lidze, w której rozgrywasz 26 meczów w sezonie zasadniczym, nikogo nie możesz zaskoczyć. Od jakiegoś czasu jest grupa powiedzmy sześciu zespołów, która aspiruje do tego, żeby na koniec znaleźć się na podium i my wysłaliśmy już wyraźny sygnał, że na stałe chcemy być w tej czołówce i to będziemy chcieli powtórzyć. Nikt z nas nie będzie deklarował złota, srebra czy brązu, bo to jest wpadanie w paranoję. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Pracujemy teraz nad tym, żeby zrobić kolejny krok, którym będzie udowodnienie, że chcemy być w tej czołówce na lata, a nie na jeden sezon i to jest nasz cel. Poza tym jeszcze czeka nas coś nowego – występy w Lidze Mistrzów. Musimy być czujni, żeby podejść do tego sezonu globalnie. Co możemy ugrać? Stać nas na dużo i na pewno nie będziemy sobie mówić, że nie chcemy złota. Jak będzie szansa, to je wyrwiemy.
Wspomniałeś o Lidze Mistrzów. Traktujecie to jak nagrodę? Trzeba jednak przyznać, że polskie zespoły w ostatnich sezonach w tych rozgrywkach radzą sobie bardzo dobrze, więc chyba swoje aspiracje też macie?
– Kwintesencją grania i wygrywania w tak ciężkiej lidze jest to, że dostajesz nagrodę w postaci udziału w Lidze Mistrzów i reprezentowania własnego kraju na arenie międzynarodowej. To jest zdecydowanie nagroda, a dla naszego klubu kolejny krok i wyzwanie. Także organizacyjne, bo trzeba się uczyć tego od nowa. Jak pytasz o nasze aspiracje, to jak co roku trzeba poczekać na losowanie grup, bo wiele od tego zależy. Myślę, że powinniśmy się przyzwyczajać do tego, że to polskie zespoły są tymi silnymi i skoro w poprzednim sezonie PlusLigi pokazaliśmy, że jesteśmy w trójce najlepszych klubów w Polsce, to nie pojedziemy na Ligę Mistrzów jak na wycieczkę. Będziemy do tego podchodzić jak do święta, ale z myślą o tym, żeby w każdym meczu walczyć przede wszystkim o zwycięstwo, bo mamy ku temu możliwości. To będzie też doświadczenie, które jest klejem do stawianych od kilku lat fundamentów.
źródło: inf. własna