Kento Miyaura został nowym atakującym PSG Stali Nysa. To już kolejny Japończyk, który trafił do PlusLigi. Skąd zainteresowanie tym kierunkiem transferowym? Czy to stały trend? Na to pytanie odpowiadają prezesi klubów, którzy zatrudnili Azjatów.
W 2017 roku nagłówki portali siatkarskich brzmiały: „Transfer pierwszego Japończyka do PlusLigi stał się faktem”. Podpisanie umowy z Taichiro Kogą przez Aluron CMC Wartę Zawiercie spotkało się z bardzo pozytywnym odbiorem. Sympatyczny Azjata na tyle zadomowił się w Polsce, że został w niej przez trzy lata, by przed igrzyskami wrócić do ojczyzny.
Libero nie był jedynym japońskim nabytkiem, po którego sięgnęły polskie kluby. W 2018 roku w Cuprum Lubin pojawił się Masahiro Yanagida, a trzy lata później ten sam klub zasilił Masahiro Sekita, rozgrywający. Ostatnio na ten rynek sięgnęła PSG Stal Nysa, która podpisała umowę z Kento Miyaurą, atakującym, który od 2021 roku występuje w reprezentacji Japonii.
Japończycy w PlusLidze pojawiają się coraz częściej i to mimo tego, że nie zawsze dysponują wybitnymi warunkami fizycznymi, co w siatkówce jest istotne. Co stoi więc za ich popularnością?
Jaka była historia pierwszego Japończyka w PlusLidze, Taichiro Kogi? O tym w TVPSPORT.PL opowiada Kryspin Baran, prezes Aluronu Zawiercie. – Libero wcześniej występował w Europie. Grał w Finlandii i Paris Volley. Nie był nabytkiem dumnie wyszperanym z annałów siatkówki. W Paryżu grał imponująco, a my go obserwowaliśmy w europejskich pucharach. Mieliśmy miejsce dla zagranicznego libero. Chcieliśmy zagwarantować sobie dobre przyjęcie, a Taichiro był na naszej krótkiej liście zawodników na tej pozycji ogranych w Europie – przyznaje.
Robert Prygiel, prezes PSG Stal Nysy, tłumaczy, że kraj, z którego pochodzi zawodnik, nie odgrywał dla niego większej roli. Liczyły się umiejętności i… perspektywa. – Przy zatrudnieniu nowego zawodnika nie patrzyliśmy na narodowość. Szukaliśmy perspektywicznego gracza na tę pozycję, który miałby stanowić realne zagrożenie dla Wassima Ben Tary. Rynek polski już takich nie oferował. Naszym założeniem jest stopniowe wprowadzanie młodych siatkarzy, nie kupując ich od razu w stu procentach gotowymi do grania. Kiedy porównywaliśmy oferty dostępnych zawodników w pewnym przedziale finansowym, stwierdziliśmy, że Kento jest najlepsza opcją. Zasięgnęliśmy też informacji u Bartosza Kurka. Ten potwierdził, że japońska jakość jest na bardzo wysokim poziomie – mówi w TVPSPORT.PL Robert Prygiel, który niedawno zatrudnił Kento Miyaurę.
– Japończycy mają swoją markę. Ze wzrostem jest u nich gorzej, ale słyną z tego, że są precyzyjni i wszystkie pozostałe elementy siatkarskie są u nich na najwyższym poziomie – zagrywka, obrona, przyjęcie. W naszych oczach mieli uznanie. Inną kwestią jest polecenie przez menedżera wartościowych zawodników. Najpierw trafił do nas kapitan reprezentacji, a później mózg zespołu, czyli Masahiro Sekita. Wiedzieliśmy, że najlepsi zawodnicy z Japonii prezentują sobie bardzo wysoki poziom. Nikt nie musiał nas o tym przekonywać. Poza tym pod względem mentalnym świetnie się z nimi pracuje. Słyną z dyscypliny i szacunku do innych – zdradza Tomasz Tycel, prezes Cuprum Lubin.
Co więcej, Japończycy bardzo poważnie podchodzą do swoich obowiązków i pracy. Ciągle otwierają się na nowe po wielu latach grania w Azji. – Rozmawiając z innymi klubami, które kontraktowały już Japończyków, dowiedzieliśmy się, że gra w PlusLidze jest dla nich zaszczytem, co jest ważniejsze niż wysokość kontraktu. W przypadku naszych rozmów z Kento, było słychać, że siatkarz chce się sprawdzić, zmienić otoczenie, a nie otrzymać X pieniędzy. Jestem przekonany, że na pewno nie zyskał niesamowicie finansowo na przejściu do nas – dodaje prezes PSG Stal Nysy.
W podobnym tonie wypowiada się Tomasz Tycel. – W naszym przypadku finansowo była duża różnica na korzyść klubu. To wynikało też z tego, że daliśmy zawodnikom szansę na grę w jednej z najlepszych lig świata, kiedy oni chcieli się sprawdzić i pokazać się. Skorzystaliśmy z tego. Po ich występach w Europie teraz na pewno mogą liczyć na dużo lepsze kontrakty niż te, które u nas mieli – wyjaśnia.
*Cały artykuł Sary Kalisz w serwisie TVP Sport
źródło: sport.tvp.pl