Najprościej byłoby powiedzieć, że trzeba serwować świetnie, by pokonać USA. To może jednak nie wystarczyć. Należy zrobić wszystko dobrze, by liczyć na zwycięstwo z Amerykanami – mówi trener Nikola Grbić przed półfinałowym starciem Ligi Narodów z zespołem USA. – To będzie jak kolejny finał. Musimy dobrze zagrać. To brzmi prosto, ale w rzeczywistości tak nie jest – przyznaje selekcjoner reprezentacji Polski.
Drużyna USA jest specyficzna. Ma problemy na prawym skrzydle, ale ma też na lewym Aarona Russella. Dodatkowo ma charakterologiczną bombę, która jest Erik Shoji, jednego z najlepszych rozgrywających na świecie, czyli Micah Christensona, i świetnego środkowego Davida Smitha. To będzie trudniejszy rywal niż Iran, prawda?
Nikola Grbić: – To będzie jak kolejny finał. Musimy dobrze zagrać. To brzmi prosto, ale w rzeczywistości tak nie jest. Czasami nie da się grać dobrej siatkówki przeciwko silnej drużynie. Nasz sobotni rywal, podobnie jak Francja czy Włochy, potrafi sprawić przeciwnikom problem w przyjęciu, bloku i obronie, de facto w każdym elemencie. Grając z USA można serwować dobrze, sprawiać, że Amerykanie będą cierpieć w przyjęciu, ale na koniec oni i tak zdobędą punkt.
Trudno grać z silnymi drużynami, ale to też bardzo cenne doświadczenie, bo pomaga zauważyć, co można zrobić lepiej. Nagle widzi się wyraźniej, że jeśli rywal punktuje, to blok nie jest tak idealny, jakby mogło się na początku wydawać. W meczu z Iranem przykładowo nie popełnialiśmy błędów taktycznych, ale kiedy piłka wracała do nas, nie wiedzieliśmy co z nią zrobić. Mieliśmy problemy techniczne. Kiedy wygrywa się łatwo, nie uczy się wiele. Gdy walczy się ze wszelkich sił o zwycięstwo, jest to cenniejsze. Najprościej byłoby powiedzieć, że trzeba serwować świetnie, by pokonać USA. To może jednak nie wystarczyć. Należy zrobić wszystko dobrze, by liczyć na zwycięstwo z Amerykanami.
Co do składu, to czy był pan zaskoczony, że musiał pan podać tak wcześnie szeroką grupę na mistrzostwa świata?
– Byłem bardzo zaskoczony. Nie rozumiem tego. Pojawił się ten sam problem co z VNL. W ciągu dwóch meczów może wydarzyć się wszystko – niestety łącznie z kontuzjami poszczególnych graczy. Przy podanym szerokim składzie na mistrzostwa świata, nie mam już możliwości rotacji. Siatkarz z urazem nie zagra, a ja nie mogę go wymienić na innego. Jeśli miałby koronawirusa, to takiego problemu by nie było, można dokonać roszady. Nie mogę tego zrozumieć. Przed Ligą Narodów skład również miał być podany wcześnie. Do samych rozgrywek straciliśmy Norberta Hubera i Wilfredo Leona. Nic nie mogłem zrobić mimo że powód absencji tych dwóch graczy był stricte medyczny, nie było tak, że po prostu zmieniłem zdanie. W tych kwestiach nie ma dialogu, rozmowy o najlepszych rozwiązaniach dla drużyn. Na razie nie mogę tego zmienić, muszę się zaadaptować.
Na liście znalazł się Wilfredo Leon. To oznacza, że szanse powrotu na mistrzostwa świata rosną?
– Rozmawialiśmy w czwartek. Dochodzi do siebie trochę szybciej niż oczekiwano. Nie było więc złym pomysłem, by umieścić go w szerokim składzie, choć nadal nie mamy stuprocentowej pewności co do tego, czy będzie na tyle zdrowy, by pojechać na mistrzostwa świata. Nie zmienia to faktu, że szanse na to są niewielkie, musiałoby dość do cudownego ozdrowienia. Nie brał udziału w stricte siatkarskim treningu przez dwa miesiące, nie grał meczów. Musi wejść w system gry kadry, a zostało na to dwa i pół tygodnia treningów. Sporo tych potencjalnych trudności, prawda? On o tym wie i my o tym wiemy. Jeśli bym go jednak nie umieścił na liście, to byłby koniec. Nie byłoby odwrotu, a tej perspektywy nie chciałem i sobie, i jemu odbierać. Zaproponowałem mu, by do nas dołączył. Mamy miejsce, trzy boiska, maszyny, na których mógłby trenować i ludzi, którzy mu pomogą. Wiele się nie zmieniło, ale nie chcę jeszcze wszystkiego przekreślać.
Cały wywiad Sary Kalisz w serwisie sport.tvp.pl
źródło: inf. własna, sport.tvp.pl