Dawid Konarski zna sposób na PGE Skrę Bełchatów. W trzech dotychczasowych meczach o brązowy medal dwukrotnie to właśnie do niego trafiła statuetka MVP. – Myślę, że już nikt nie ma ochoty wracać do bełchatowskiej hali, chociaż mnie osobiście tu się zawsze dobrze gra. Przyjadę tu jednak za rok, w tym sezonie mogę już odpuścić – mówi atakujący Aluronu CMC Warty Zawiercie.
Dawid, w tych meczach o brązowy medal trochę oddajesz kibicom z Zawiercia to, co im zabrałeś trzy lata temu.
Dawid Konarski: – No faktycznie. Mam nadzieję, że uda mi się zrehabilitować za tamtą „niesportową” postawę trzy lata temu. Z tego, co pamiętam, to wtedy też były dwa zacięte tie-breaki, potem wygraliśmy 3:0 (Dawid grał wtedy w barwach Jastrzębskiego Węgla – red.). Tak samo teraz były dwa tie-breaki, a potem zwyciężyliśmy bez straty seta. Wtedy wygraliśmy wszystkie spotkania, teraz prowadzimy 2-1, ale już za trzy dni wracamy na własną halę. Może dzisiaj to nie był jakiś piękny mecz, ale na pełnej kontroli i koncentracji. Cieszymy się bardzo, ale teraz trzeba dać z siebie wszystko, aby ten brązowy medal przypieczętować. Myślę, że już nikt nie ma ochoty wracać do bełchatowskiej hali, chociaż mnie osobiście tu się zawsze dobrze gra. Przyjadę tu jednak za rok, w tym sezonie mogę już odpuścić.
Pociągnąłeś drużynę w drugim secie. Wziąłeś grę na swoje barki w tych najtrudniejszych momentach, kończyłeś te najważniejsze piłki. Niedowiarkom chyba udowodniłeś, że nie tylko Uroš i Facundo są liderami tej drużyny?
– Ja nikomu nic nie muszę udowadniać. Wystarczy spojrzeć na te wszystkie medale (śmiech). Cieszę się bardzo, że udało się w tym trzecim secie, gdy Uroš opuścił boisko. Mam nadzieję, że to nie będzie nic poważnego. Orka wszedł i dał dobrą zmianę. Przytrzymał 3-4 ciosy z zagrywki, wyprowadził skuteczny atak, więc kapitalnie, że mamy takiego zawodnika. W drużynie jest przecież jeszcze Dominik Depowski. Zobaczymy, jeśli przyjdzie nam grać bez Uroša, to będziemy walczyć. Jesteśmy silną drużyną, która jest w stanie pokonać Bełchatów u siebie i ten sezon zakończyć.
Był taki moment, że parę nieparlamentarnych słów padło. Na tym chyba też to polega, że czasem trzeba na siebie krzyknąć, aby troszkę zmobilizować się w tym momencie, gdy wszystko tak naprawdę się waży, bo tak było w końcówce drugiego seta.
– Na pewno. Zazwyczaj wszyscy jesteśmy spokojni, wiemy, co mamy robić, ale w drugim secie ten błąd kardynalny… W podstawówkach może się takie błędy zdarzają, gdy grają 10-letnie dzieci. I być może ten punkt byłby zwrotny, odwróciłby losy seta, więc trzeba było trzymać koncentrację do końca. Tym bardziej, że Bełchatów nie grał dzisiaj rewelacyjnego spotkania. Trzeba było kontynuować naszą spokojną, wyważoną grę na koncentracji i ten mecz wygrać. Tak też się stało, więc ta piłka była niezwykle ważna. Czasami potrzebne jest pobudzenie, okrzyk, niecenzuralne słowo. Jesteśmy dorosłymi facetami, to jest boisko i potem po meczu każdy przybija pionę, zapomina o tym. A czasem takie ostrzejsze słowo jest potrzebne, aby następnym razem tego nie zrobić.
źródło: aluroncmc.pl