Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle niezbyt dobrze rozpoczęła decydujące starcie z zespołem z Zawiercia. Kędzierzynianie przegrali premierową odsłonę, ale potem zaczęli prezentować się o wiele lepiej i ostatecznie triumfowali 3:1, meldując się po raz kolejny w finale PlusLigi. – Nie byliśmy taką drużyną, jaką byliśmy w Zawierciu, ale na szczęście w miarę szybko wróciliśmy do naszej dobrej gry i od drugiego seta można powiedzieć, że dominowaliśmy na boisku – mówił Wojciech Żaliński, który swoją zmianą był w stanie odmienić losy tego spotkania.
Premierowa partia decydującego półfinałowego starcia przebiegało pod dyktando zawiercian, szybko jednak losy tego spotkania się odwróciły i na boisku zaczęła dominować ZAKSA.
– Zdawaliśmy sobie sprawę z wagi tego meczu i chyba presja trochę nas zablokowała w pierwszym secie. Nie byliśmy taką drużyną, jaką byliśmy w Zawierciu, ale na szczęście w miarę szybko wróciliśmy do naszej dobrej gry i od drugiego seta można powiedzieć, że dominowaliśmy na boisku – przyznał szczerze Wojciech Żaliński.
To on w drugim secie dał świetną zmianę i zastępując na parkiecie Aleksandra Śliwkę wniósł sporo ożywienia w szeregi swojego zespołu. – Mieliśmy po prostu problemy i trener chciał coś zmienić. Rzadko miałem okazję pojawiać się w takich momentach, chyba nawet ani razu, więc byłem zaskoczony tym, że szkoleniowiec wprowadził mnie na boisko. Jestem też bardzo wdzięczny, że trener mi zaufał, zwłaszcza w takim momencie, kiedy staliśmy pod ścianą, wyjścia już nie było. Byłem mocno zestresowany i chociaż długo gram w siatkówkę, to nie miałem okazji brać udziału w takim meczu, ale nie miałem nic do stracenia. Starałem się robić na spokojnie, to co potrafię – mówił szczerze przyjmujący.
Ten doświadczony zawodnik zrobił swoje w ofensywie, nie zawodził także w polu serwisowym, ale nie Wojciech Żaliński nie spodziewa się, że na dłużej zastąpi swojego kolegę w wyjściowej szóstce. – Jeden mój niezły mecz nie może zmienić hierarchii, będę zawsze wspierał Kamila Semeniuka i Olka Śliwkę, kiedy będą tego potrzebowali i absolutnie nie myślę, o tym, żeby zająć miejsce któregoś z nich. Oni już wielokrotnie pokazywali, że zasługują na bycie liderami tej drużyny. Nic się nie zmieni, w finale o oni wyjdą na parkiet i bardzo dobrze zagrają – mówił Żaliński. – Zyskałem trochę zaufania trenera moim występem, ale nie chciałbym, żeby musiał z tego korzystać jakoś często, bo to będzie oznaczało kłopoty ZAKSY. Chcę po prostu, żebyśmy wygrywali – podsumował swój występ przyjmujący.
Żaliński od początku wspiera swoich kolegów, którzy mają miejsce w podstawowym składzie. – Szczerze powiem, że myślałem, że będę miał więcej okazji do występów, ale nie płaczę. Gram bardzo mało, albo w ogóle, ale cieszę się z każdej możliwości występu. Cieszę się, że mogę być częścią tak niesamowitej drużyny, nawet jeżeli nie gram, to staram się chłopakom pomagać na treningach, żeby oni byli w jak najlepszej formie i chyba przynosi to dobry efekt, bo im czasem po prostu wystarczy nie przeszkadzać – opisywał Żaliński.
W finale ZAKSA Kędzierzyn-Koźle po raz drugi z rzędu zmierzy się z Jastrzębskim Węglem. Jastrzębianie już kilka dni temu przypieczętowali awans do finału. Obie drużyny znają się jak łyse konie i już kilka razy rywalizowały ze sobą w tym sezonie. – Nie chciałbym zabrzmieć arogancko, ale jastrzębianie chyba nie są w stanie nas już niczym zaskoczyć, podobnie jak my ich. Nasz półfinał z Wartą pokazuje, że tu jest jednak o wiele więcej aspektów niż czysty sport. Jest mental i myślę, że w tej dziedzinie jesteśmy mocni, mamy nad nimi jakąś przewagę psychologiczną, bo wygrywaliśmy te najważniejsze mecze. Oni pokonali nas w Superpucharze Polski i musimy mieć się na baczności , z pełną pokorą i zaangażowaniem wejść w te mecze, bo chcemy wygrać mistrzostwo Polski – zapowiedział Wojciech Żaliński. Pierwszy mecz finałowy odbędzie się już w najbliższą środę.
źródło: inf. własna