Siatkarze Ślepska Malow Suwałki wywieźli z Iławy jeden punkt, bowiem w tie-breaku musieli uznać wyższość akademików z Olsztyna. – W każdym fragmencie gry powinniśmy być bardziej stabilni i ta gra by dużo lepiej wyglądała – ocenił Bartłomiej Bołądź, który indywidualnie przekroczył w tym starciu granicę trzydziestu zdobytych punktów.
Emocji w starciu Indykpol AZS – Ślepsk Malow nie brakowało. Wszystkie końcówki setów były rozgrywane z niewielkimi różnicami. Nawet, gdy jedna drużyna odskakiwała w trakcie seta, to dystans był za każdym razem minimalizowany. Ekipa z Suwałk hard ducha pokazała zwłaszcza w czwartej odsłonie, w której przegrywała już sześcioma punktami, a zdołała odwrócić jej losy i doprowadzić do tie-breaka. – Myślę, że gdyby nasza gra była równiejsza i nie falowalibyśmy nią, jak to było we wcześniejszych meczach, to ten mecz byłby spokojnie do wygrania – przyznał po meczu Bartłomiej Bołądź.
W Ślepsku ciężar gry leżał na barkach trio Klinkenberg/Takvam/Bołądź, którzy trzymali atak zespołu. Ważne punkty blokiem i zagrywką zdobywał też Cezary Sapiński. Bartłomiej Bołądź był najlepiej punktującym w całym starciu, zdobywając aż 31 punktów. Na ten wynik złożyło się aż sześć asów serwisowych, jeden blok i 24 ataki. W tym ostatnim elemencie zawodnik zanotował skuteczność na poziomie 55%. Czego zabrakło, by Ślepsk rozstrzygnął więc ten mecz na swoją stronę?
– Wszystko po trochu. W każdym fragmencie gry powinniśmy być bardziej stabilni i ta gra by dużo lepiej wyglądała. To jest teraz najważniejsze, by ustabilizować naszą grę i wtedy przyjdą wyniki. Wiadomo, że lepiej, że zdobyliśmy ten punkt, ale żałujemy, bo ten mecz był do wygrania – powiedział Bołądź.
źródło: inf. własna, Ślepsk Suwałki - Facebook