Gdańszczanie po serii porażek w PlusLidze chcieli przełamać się w starciu z zawiercianami. Mimo, że nie zagrali złego spotkania to wydaje się, że zwycięstwo gospodarzy nie było ani przez moment zagrożone. Przewaga uwidaczniała się zwłaszcza w polu serwisowym, a w kluczowych momentach ekipa Michała Winiarskiego grała niedokładnie. Dodatkowo w ostatniej akcji meczu niefortunnie upadł Pablo Crer, zrywając więzadło krzyżowe przednie w prawym kolanie, co wyklucza go z gry do końca sezonu. Po spotkaniu rozmawialiśmy z Bartłomiejem Lipińskim.
Nie będziecie miło wspominać tego weekendu. Chyba bardziej niż przegrana 0:3 martwi kontuzja Pablo Crera, która wyglądała bardzo groźnie.
Bartłomiej Lipiński: – Pablo niefortunnie spadł w ostatniej akcji. Na pewno nie jest to nic przyjemnego. Wszystkie inne rzeczy idą teraz na bok. Miejmy nadzieję, że to nic poważnego, ale tak naprawdę dowiemy się tego po badaniach, które przejdzie w poniedziałek (już wiadomo, że Crer zerwał więzadło krzyżowe przednie w prawym kolanie, co wyklucza jego udział w rozgrywkach do końca ligi – przyp. red). Bardzo chciałbym, żeby Pablo szybko do nas wrócił, bo bardzo go potrzebujemy. Taki jest sport. Kontuzje są wpisane w nasz zawód. Szkoda, że nastąpiło to w takich okolicznościach. Na dodatek przegrywamy mecz 0:3. To boli podwójnie.
Ten mecz udowadnia, że statystyki można wyrzucić w kosz. Atakujecie na 63% skuteczności, przyjmujecie na 45%, macie więcej bloków, a przegrywacie mecz nie urywając nawet seta. Do tego dwie pierwsze partie dość wyraźnie.
– Nie zawsze statystyki obrazują całe spotkanie. Myślę, że zabrakło nam obrony, zagrywki i breaka, żeby po obronie jakąś jedną, czy dwie piłki skończyć. To zawsze napędza zespół, a w meczu z zawiercianami tego nie było. Znowu przegrywamy 0:3. Musimy wrócić do treningu, nie spuszczać głów i pracować, bo ta gra z meczu na mecz wygląda coraz lepiej, ale nam są potrzebne punkty do ligowej tabeli i chcielibyśmy je zdobywać. Po to trenujemy i gramy, żeby spotkania wygrywać, a na razie się nam to nie udaje. Miejmy nadzieje, że się to niedługo zmieni.
W trzeciej partii mieliście swoje szanse, ale moim zdaniem w decydującym momencie gospodarze pokazali po raz kolejny dobrą zagrywkę, której wy nie mieliście i to zdecydowało, że ten mecz nie zdołaliście przedłużyć.
– Myślę, że to te małe rzeczy o tym zadecydowały. Wystawa sytuacyjnej piłki, czy skończony atak po dobrej obronie to są te rzeczy, które decydują o wygranym, czy przegranym meczu. Tak naprawdę jedna, czy dwie piłki może zmienić oblicze całego spotkania. Nam się nie udało kończyć tych piłek plus negatywna zagrywka. Statystyki nie obejmują wszystkiego tego co jest na boisku, jak np. wystawa wysokiej piłki czasami jest dobra, a czasami zła, wpadnięcie sytuacyjnej piłki. My musimy nad tym pracować, żeby proste rzeczy robić idealnie.
Waszym znakiem rozpoznawczym i ogromnym atutem zawsze była radość z gry i taki wspólny monolit. W tym sezonie troszeczkę tego wam brakuje. Może trzeba rozpocząć od powrotu do tego? Jakieś wspólne wyjście na kolację, czy inna forma spędzenia czasu, gdyż wasz skład niewiele się zmienił, a wy nie zapomnieliście jak się gra w siatkówkę.
– Gdzieś zatraciliśmy tą radość, ale ciężko się cieszyć i uśmiechać, gdy przegrywa się kolejne spotkanie z rzędu. Cały czas staramy się być razem w tych dobrych i złych momentach. Miejmy nadzieję, że ta porażka oraz te dwa poprzednie mecze, w których przy swojej normalnej grze przynajmniej teoretycznie powinniśmy zdobyć jakieś punkty nas nie załamią. Będziemy trzymali się razem, bo to jest teraz najważniejsze oraz postaramy się zbudować coś, co może zaraz zatrybi i może będziemy grali o wiele lepszą siatkówkę, niż graliśmy do tej pory.
Szansą na to będzie potyczka z lubinianami, którzy tak jak wy muszą cały czas szukać punktów. Kiedyś bylibyście uważani za faworytów, a jak jest teraz?
– Myślę, że ta liga pokazuje, że nie ma takich meczów, w których jest murowany faworyt, który jedzie i zgarnia pewnie trzy punkty. Liga się bardzo wyrównała i każdy gra bardzo fajną siatkówkę, a żeby zdobyć punkty trzeba je naprawdę wyszarpać. Staramy się to robić. Na razie jest to nieskuteczne, ale miejmy nadzieję, że w końcu ta maszyna się rozkręci i zaczniemy grać lepszą siatkówkę, bo na pewno kibice, my zawodnicy, cały sztab tego od nas oczekują. Na razie zawodzimy z czego jesteśmy smutni.
źródło: inf. własna