– Mam ogromny szacunek do wszystkich klubów, w których występowałem, ale tak naprawdę dopiero teraz zaczynam grę o najwyższe cele. To był pierwszy i zarazem główny argument, który zadecydował o moich przenosinach do Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – powiedział Wojciech Żaliński, 33-letni przyjmujący, który przed sezonem 2021/22 trafił do kędzierzyńskiego klubu z Indykpolu AZS Olsztyn.
Przy transferze do Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle towarzyszyło ci uczucie, jakiego nie zaznałeś nigdy wcześniej?
Wojciech Żaliński: – Zdecydowanie tak było, bo do tej pory cały czas obracałem się w gronie klubów ze średniej półki. Nigdy nie grałem w takich, które do końca musiały walczyć o utrzymanie, ale również nie występowałem w drużynach bijących się o medale. Kiedy więc mój menadżer Georges Matijasevic przekazał mi informację o propozycji z ZAKSY, byłem zaskoczony i początkowo nie do końca w to wierzyłem. W dodatku dotarła ona na około godzinę przed tym, jak miałem podpisać nowy kontrakt w Indykpolu AZS Olsztyn. Ten krótki czas wystarczył mi jednak do tego, by zmienić decyzję.
Aleksander Śliwka i Kamil Semeniuk będą uczyć się od ciebie czy ty od nich?
– Mógłbym rozśmieszyć dużo osób, gdybym powiedział, że ja mam czegokolwiek uczyć Olka bądź Kamila (śmiech). To zawodnicy, którzy już tak dużo wygrali, szczególnie w ostatnim roku, iż to ja, mimo że jestem sporo starszy, mam od nich co wyciągnąć. Z Olkiem spotkałem się pięć lat temu w reprezentacji Polski, przed turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich rozgrywanym w Berlinie. On był wtedy na siatkarskim zakręcie, niezbyt dobrze wiodło mu się w Resovii Rzeszów, więc to ja wygrałem rywalizację o miejsce w składzie. Teraz jednak jesteśmy już w zupełnie innym położeniu.
A co Wojciech Żaliński wniesie do ZAKSY?
– Z mojego punktu widzenia chciałbym, żeby jak najczęściej pojawiać się na boisku i nie być wtedy kulą u nogi, tylko pełnoprawnym zawodnikiem dobrze funkcjonującego zespołu. Chcę po prostu być zdolnym do tego, by mu pomagać. Z drugiej strony kibicom powinienem życzyć, by oglądali mnie na parkiecie jak najrzadziej (śmiech). Hierarchia w ZAKSIE na pozycji przyjmującego jest bowiem ustalona i bardzo dobrze znana. Jest dwójka liderów i myślę, że każde wejście moje lub Adriana Staszewskiego będzie spowodowane tym, że coś jest nie tak – albo z poziomem gry, albo ze zdrowiem chłopaków.
Trener Gheorghe Cretu nie zapewniał cię, że dostaniesz też swoje szanse gry w wyjściowym składzie?
– W momencie, kiedy osiągnąłem porozumienie z ZAKSĄ, za budowę zespołu odpowiadali jeszcze prezes Sebastian Świderski z trenerem Nikolą Grbicem. Potem w dość niespodziewanych okolicznościach pałeczkę przejął właśnie trener Cretu, ale nigdy od nikogo z nich nie usłyszałem, że mam być czwartym, trzecim, drugim czy pierwszym przyjmującym. Jestem już jednak na tyle doświadczony, że wiem, jak w siatkówce buduje się drużyny. Własne przemyślenia pozwalają mi sądzić, iż podział ról jest doskonale znany i nie przewiduję tu żadnego zaskoczenia.
Cały wywiad Wiktora Gumińskiego w nto.pl
źródło: nto.pl