Siatkarska reprezentacja Polski jest na ostatniej prostej przygotowań do występu na igrzyskach olimpijskich. Podopieczni Vitala Heynena są teraz w Krakowie, gdzie odbywa się Memoriał Huberta Wagnera. Pierwszy mecz w Tokio zagrają natomiast 24 lipca. – Mamy ogromny potencjał – ocenia w rozmowie z Interią Krzysztof Ignaczak, były reprezentant Polski, który trzykrotnie grał w igrzyskach olimpijskich.
Za nami Liga Narodów, przed nami igrzyska olimpijskie. Z jakimi nadziejami będzie je pan obserwował?
Krzysztof Ignaczak: Mamy ogromny potencjał. Wystawimy najsilniejszą reprezentację, jaką w tej chwili możemy. Spodziewam się, że będziemy walczyć w ćwierćfinale, natomiast ten etap często był dla nas problematyczny. Mam nadzieję, że w tym roku przejdziemy dalej.
Zwłaszcza że na medal olimpijski czekamy ponad 40 lat, a to bardzo długo jak na tak znakomitą reprezentację.
– No właśnie. Sam miałem okazję grać w trzech igrzyskach olimpijskich i nie udało mi się nigdy przejść bariery ćwierćfinału. Mamy bardzo doświadczonych zawodników, którzy powinni zagwarantować nam półfinał. A dalej już nie będę wyrokował – czy to będzie złoto, srebro, czy brąz. Ja będę zadowolony z medalu każdego koloru.
Trener Heynen najdłużej głowił się nad wyborem libero, ale ostatecznie postawił na Pawła Zatoroskiego. Dlaczego selekcjoner tak długo zwlekał z decyzją?
– Dla mnie to było dziwne, bo od początku oczywiste wydawało się, że pojechać powinien Paweł Zatorski. Być może trenerowi spodobał się Damian Wojtaszek, który dobrze wyglądał w Lidze Narodów. To człowiek z charyzmą, budujący atmosferę, ale też znakomity na boisku. Za Pawłem przemawia z kolei doświadczenie, a także zgranie z drużyną. Jest też kapitalny w przyjęciu. Vital Heynen musiał przekalkulować, czyje talenty przydadzą mu się bardziej w Tokio.
*Cały wywiad Jakuba Żelepienia w serwisie Interia.pl
źródło: interia.pl