– Było mi trudno nie tylko dlatego, że moje marzenia się nie spełnią. Przede wszystkim chciałem pomóc dwójce rozgrywających – Fabianowi i Grześkowi. Przez mój uraz musieli grać więcej niż mieli zaplanowane. Turniej Ligi Narodów jest bardzo wymagający pod względem fizycznym, więc bałem się, że im się coś stanie – mówi w TVPSPORT.PL Marcin Janusz, rozgrywający reprezentacji Polski siatkarzy. Zawodnik wyjechał na Ligę Narodów w Rimini, jednak kontuzja uniemożliwiła mu grę. Wrócił do Polski. Na jego miejsce powołano Marcina Komendę.
Jak się czujesz?
Marcin Janusz: – Czuję się coraz lepiej. Okazało się, że kontuzja nie jest bardzo groźna. To mnie uspokoiło. Powoli wracam do zdrowia i walczę o to, by jak najszybciej zacząć trenować.
Jaka to była kontuzja?
– Na rezonansie okazało się, że jest to lekka wypuklina w odcinku szyjnym. Może nie byłoby z tym wielkiego problemu, ale niestety znajduje się niedaleko nerwu, który został przez nią podrażniony. To dość niefartowne miejsce, które powodowało u mnie ból i nie dawało możliwości normalnego grania i trenowania. Szczęście w nieszczęściu, że nie jest to nic groźnego. Muszę chwilę się rehabilitować i wszystko za niedługo powinno wrócić do normy. Czuję, że z dnia na dzień jest coraz lepiej. Zaczynam wykonywać lekkie ćwiczenia. Niestety, przytrafiło mi się to wszystko w okresie, kiedy zaczynaliśmy Ligę Narodów. To uniemożliwiło mi grę. Cieszę się jednak, że to nie jest nic poważnego.
Kiedy pojawiły się pierwsze objawy i jakie były pierwsze decyzje?
– Ból poczułem przy okazji pierwszych treningów w Rimini. Rozmawiałem z fizjoterapeutami. Trudno było nam na początku określić co to jest. Robiliśmy różne terapie, pracowaliśmy nad złagodzeniem bólu bardzo intensywnie, ale niestety dyskomfort narastał. Zacząłem zażywać tabletki przeciwbólowe i przeciwzapalne. To mi trochę pomagało, ale na krótką metę. Zaraz po ich odstawieniu ból powrócił i to nawet mocniejszy niż wcześniej. Zapadła decyzja, że nie będę w stanie pomóc kadrze, więc muszę wrócić do Polski.
To uraz przeciążeniowy czy mechaniczny?
– Nie pamiętam dokładnego momentu, gdy ból się zaczął. On narastał. Na początku to było coś kompletnie nieistotnego, rzecz, na którą nie zwraca się uwagi. Na moim ostatnim treningu upadłem i zacząłem o wiele mocniej czuć ból. Wtedy zgłosiłem to trenerowi, fizjoterapeutom i przerwałem zajęcia. Cały dyskomfort nie był jednak spowodowany tym zdarzeniem. Upadek po prostu wzmocnił to, co działo się wcześniej.
Jak zły byłeś na los? Kontuzja wydarzyła się w momencie, kiedy wygrałeś rywalizację o Ligę Narodów z Marcinem Komendą i przed powołaniami na igrzyska.
– Nie ukrywam, było bardzo trudno. Walczyłem bardzo mocno o to, by znaleźć się w kadrze i zdobyć zaufania Vitala. Okres w Spale przepracowałem dobrze, czułem się gotowy do gry. Zdawałem sobie sprawę z tego, że szanse na wyjazd do Tokio nie są duże, ale one były. Rozmawiałem o nich z trenerem i powiedział, że jeśli nadal będę dobrze pracował, to nie będzie przede mną zamkniętej drogi. Kiedy pojawił się ból, było mi trudno. Każdy dzień, w którym nie mogłem trenować i omijały mnie mecze był wyzwaniem. Do końca wierzyłem, że ból minie. W dzień, w którym odstawiłem tabletki, powrócił mocniejszy. Wiedziałem, że to może być koniec i będę musiał wrócić do Polski. Większego wpływu na to nie miałem. Teraz mam czas, by popracować nad sobą.
Rozmawiała Sara Kalisz – sport.tvp.pl
źródło: sport.tvp.pl