Grzegorz Bociek z Aluronem CMC Warta Zawiercie był od początku przygody zespołu z PlusLigą. Z klubu odchodzi po czterech sezonach w szeregach Jurajskiej Armii. Co będzie najlepiej wspominać? – Przyszedł czas pożegnać się z tym klubem. Razem z prezesem doszliśmy do takiej decyzji, to jest nasza decyzja i dbamy tutaj o dobro klubu i moje dobro – mówi.
Wiemy już, że w przyszłym sezonie nie będziesz grać w Zawierciu.
Grzegorz Bociek: – Przyszedł czas pożegnać się z tym klubem. Razem z prezesem doszliśmy do takiej decyzji, to jest nasza decyzja i dbamy tutaj o dobro klubu i moje dobro. Ciężko powiedzieć, jak wyglądała ta rozmowa, ale wyglądała bardzo miło. Nie będę dłużej uczestniczyć w tym projekcie, ale mam nadzieję, że zastąpi mnie tu ktoś jeszcze lepszy, bo wiem, że klub z roku na rok się wzmacnia.
Jak będziesz wspominać całe te cztery lata spędzone w naszym klubie?
– Bardzo dobrze będę wspominał zarówno miasto, jak i klub. Spotkały mnie tak naprawdę same pozytywne i miłe rzeczy oraz dobrze odnaleźliśmy się tutaj całą moją rodziną. Mała miała przedszkole, ja miałem pracę, więc nie było żadnego problemu. Otaczali mnie sami przyjaciele, miałem wielką pomoc, nigdy nie pomyślałem – a nawet nie miałem na to czasu – że coś przykrego może mnie tutaj spotkać. Bardzo fajne 4 lata i jeśli miałbym szukać i wymieniać te wszystkie rzeczy, to zeszłoby mi do jutra. Spełniłem bardzo dużo marzeń, moja żona zaszła w ciążę i w lipcu będziemy mieć rozwiązanie. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się potoczy. To było jedno z moich wielkich marzeń, gdy przychodziłem tutaj do klubu. Kupiłem sobie też wymarzone auto. To może taka materialna rzecz, ale dużo ludzi coś takiego cieszy.
A co sądzisz o Jurze Krakowsko-Częstochowskiej?
– Jest mnóstwo miejsc do zwiedzania, bo Jura Krakowsko-Częstochowska jest tak wielka i jest tyle miejsc, że można naprawdę wiele dni spędzić na zwiedzaniu.
Zawsze bardzo dobrze żyłeś z kibicami, byłeś jednym z ich ulubieńców. Jak będziesz ich wspominać?
-Podsumowując całą organizację kibiców, to jestem mile zaskoczony, bo wiadomo – zawsze, gdy są upadki, znajdują się ludzie, którzy krytykują. A ja przez te cztery lata nie spotkałem osoby, która powiedziałaby coś złego, że powinniśmy zagrać lepiej. Zawsze czułem to wsparcie kibiców, a to jest rzadko spotykane. Zawsze, gdy jest dobrze, to wszyscy cię klepią po plecach. A gdy nie idzie, to hejtują i robią pod górkę, a to wcale nie pomaga. Tutaj bardzo duże podziękowania dla kibiców, którzy od początku do końca mojej przygody w Zawierciu byli ze mną, pomagali mojej drużynie. Mogę tak powiedzieć, bo kończę jako kapitan zespołu. Bardzo wiele eventów, które organizowali, było przemyślanych i to, co wyprawiali na hali, to jest nie do opisania. Trzeba przyjechać i to poczuć. Było to widać nawet jak grała kadra Polski, gdzie kibice byli w stanie zebrać się, pojechać na ich mecz, biegać w czapeczkach aluronowskich po hali i robić pozytywną atmosferę. Duże podziękowania dla wszystkich kibiców, którzy są całym sercem z klubem.
Jaki jeden moment z pobytu w Zawierciu zapamiętasz najbardziej?
– Gdy przychodziłem do klubu, rozmawiałem z prezesem na temat utrzymania. I prezes Kryspin Baran powiedział mi: „Bociuś, my w tym sezonie będziemy walczyć o utrzymanie i to będzie bardzo trudny sezon, ale musimy zrobić wszystko, aby zostać w tej PlusLidze.”. Po paru treningach spotkałem się z nim znowu i powiedziałem, że z tym zespołem spokojnie możemy walczyć o miejsce w pierwszej dziesiątce. Prezes odpowiedział na to: „Nie no, Bociuś, utrzymajmy się w PlusLidze”. Pomyliłem się o jedno miejsce, bo w tym pierwszym sezonie zajęliśmy 9. pozycję. Te słowa, które powiedziałem, gdzieś tam się sprawdziły. I byłem dumny, że po tych wszystkich kontuzjach, po dwóch operacjach pleców znalazł się człowiek, który postawił na mnie. Pokazałem, że nie warto skreślać ludzi po kontuzjach. Pamiętam też, jak przed pierwszym sezonem prezes zadzwonił do mnie i przez 20 minut nawijał mi makaron na uszy o całej historii klubu. W końcu doszliśmy do kluczowego momentu, gdzie trzeba było się spotkać, aby porozmawiać o warunkach. Nie oceniam z góry, jak czegoś nie wiem. Ten makaron, który prezes nawinął mi na uszy, sprawdził się. Powiedział mi o projekcie na kilka lat i ja nadal w niego wierzę, że on wypali. Mimo że trochę pokrzyżowaliśmy mu plany w drugim roku, gdy znaleźliśmy się w czwórce. Prezes chyba nie był świadomy, nie przewidział, że możemy coś takiego wielkiego ugrać. To idzie w dobrym kierunku. To widać po samej firmie Aluron, która cały czas się rozwija i jest bardzo wielka. Wydaje mi się, że ten klub to jest coś takiego samego, jak ta firma. Cały czas coś jest dokładane, rozwijane. Po to są takie rotacje, aby cały czas iść do przodu. I mam nadzieję, że przez te cztery lata odwdzięczyłem się prezesowi za tę szansę.
źródło: aluroncmc.pl